Rozdział 1

245 11 8
                                    


Oczy Irys otworzyły się z powodu irytującej wiązki światła dostającej się przez szparę w mięsistych zasłonach do pokoju. ''Gdzie jestem?'' pomyślała i od razu dopadło ją uczucie silne jak nic przedtem mówiące jej, że nie pamięta o czymś ważnym. Przypominało déjà vu i ogarnęło ją znienacka, a dziewczyna usiadła na krawędzi łóżka i rozejrzała dookoła. Bez wątpienia był to jej pokój zważając na ogrom należących do niej przedmiotów, które mimo przyćmienia umysłu rozpoznała. Zdobiona kwiatami szczotka, droga lalka (od kogo ją dostała..?), suknie zaglądające w jej stronę zza uchylonych drzwi szafy. A także perfumy, biżuteria, ulubione książki i najważniejsze - akcesoria malarskie.
Wstała zmierzając w kierunku toaletki z lustrem lecz poczuła czyjąś obecność.
-Obudziłaś się, Iris! - Gaunter o' Dimm powitał swoją ofiarę gdy ta zamrugała zaskoczona - Jak ci się podoba?
- Znamy się? - wymamrotała - Byłbyś łaskawy przypomnieć? I bądź łaskaw również powiedzieć, co robisz w moim pokoju podczas gdy śpię. To chyba nie jest mój dzień, wstałam z tym uczuciem-
- Ciężkości? Zaskoczenia? Jak gdybyś....zapomniała wszystkiego co było? Zastanów się...czy pamiętasz teraz cokolwiek ze swojego życia?
- Zadajesz mi dziwne pytania. Właściwie, to nie! - rozchyliła wargi w zaskoczeniu - Nie pamiętam, kim jestem i dlaczego się tu znajduję.
- A więc twoje życzenie spełniło się! Jak mniemam to, że zawarliśmy pakt również muszę ci przypominać? Leżałaś umierająca i pragnęłaś, by to wszystko się skończyło...Wymamrotałaś coś o nienawiści do tego, kim jesteś i gdzie się znalazłaś i o chęci, by to wszystko zapomnieć. Nie mogłem się oprzeć! Taka piękna twarz miałaby się zmarnować? - Lusterko dotknął polika Iris z uśmiechem na parszywej twarzy - Musiałem cię uratować! Wszak spełniam ludzkie życzenia.
- Kim jesteś? Dżinem, złudzeniem, czarodziejem?

- Naprawdę nie chcesz tego wiedzieć, każdy kto wie, już nie żyje, a ja tutaj, nie chwaląc się, odwaliłem kawał dobrej roboty stawiając cię na nogi. Możesz jednak nazywać mnie Panem Lusterko, a moje imię to Gaunter o'Dimm. Spełniam życzenia.
- Nie chcę tego, jeśli umierałam to musiał być ku temu powód. A to wszystko to kłamstwo i ułuda, odejdź ode mnie.
- Ah, poważna jak zawsze, od kiedy przyszłaś na ten świat miałaś głowę na karku i twoja rodzina stanowczo straciła na próbie sprzedaniu cię mężczyźnie jakbyś była mleczną krową.
- Moja rodzina? Jakiemu mężczyźnie? Nic nie pamiętam i nie chcę od ciebie niczego...No może prócz odpowiedzi - Iris cofnęła się i napotykając krawędź szafki zacisnęła na niej ręc
e.
- Oczywiście, że nie pamiętasz, to było twoje życzenie....A ja nic ci nie powiem, zachwiałbym spokój, który zbudowałem dla ciebie.  Ciesz się więc wszystkim co masz tak długo jak możesz, a masz wiele i z czasem na pewno to odkryjesz. - Gaunter odchylił jej wargę by przyjrzeć się jej zębom na których widok uśmiechnął się paskudnie - Staraj się jedynie nie śmiać za dużo - i z tym zdaniem rozpłynął się w powietrzu.
Irys rzuciła się w stronę lustra i  na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się jej właściwe. Nie pamiętała tego, co było, ale coś jej mówiło, że tak właśnie wyglądała od zawsze. Mocno zielone oczy, blada twarz przyozdobiona piegami, kruczoczarne pofalowane włosy i usta o kolorze przygaszonej ciemnej róży. Uśmiechnęła się niepewnie, gdyż chciała zobaczyć co miał na myśli o'Dimm i nogi ugięły się pod nią. Jej twarz na pewno nie była teraz szpetna, a jednak każdy zwróciłby uwagę na białe, długie kły w składzie górnego uzębienia. Iris czytała w księgach  (czyje one były..?) o krwiopijcach z nadludzką siłą przejawiających często inne zdolności specjalne jak szybkość czy kontrola tłumu, a także - magia.
Uniosła w dłoni dzbanek i zmiażdżyła bez wysiłku zmieniając go w piach i nie powodując przy tym krwawienia. Chciała westchnąć i wtedy zrozumiała, że nie musi i że smuga światła drażniąca ją wcześniej była nad wyraz delikatna - a to jej wzrok jest teraz nadludzko czuły. 

Dalsze rozmyślania przerwało pukanie do drzwi.
- Sekunda! Już otwieram! - spanikowała, gdyż mając na sobie jedynie koszulę nocną nie była gotowa na gości. Spośród wielu sukni wygrzebała nie tak popularne w jej garderobie spodnie z aksamitu, koronkową bluzkę z odkrytymi plecami i wysokim kołnierzykiem, a na ramiona narzuciła ciemnofioletową pelerynę. Wydawało jej się, że to prezent od kogoś, kogo zapomniała i sprawiał, że miała cień kompletności swojej osoby. Nagie stopy skryły wysokie czarne kozaki na lekkim obcasie. Po niezręcznej chwili, która trwała jakby wieczność otworzyła drzwi przybyszowi. Szare włosy, dwa miecze na plecach i paskudnie zabliźniona twarz.
-Witaj. Iris, prawda? Jestem-
-Geralt z Rivii, pamiętam cię...z opowiadań. Co cię do mnie sprowadza? Przepraszam, jeśli wydam ci się niegrzeczna, ale uderzyłam się w głowę i ostatnimi czasy mam zaniki pamięci - wymyśliła to kłamstwo na prędce. Właściwie w ogóle nie musiała kłamać ale nerwy sprawiły, że chciała powiedzieć komukolwiek choć skrawek tego, co właśnie zostało na nią zrzucone.
- Mam nadzieję, że to nie przeszkodzi ci w pracy? Zostałaś mi polecona przez znajomego barda prowadzącego ''Szałwię i Rozmaryn'' na południu Novigradu. Mówił, że jesteś jedyną czarownicą, która nie obawiała się pozostać w Novigradzie w czasie czystki i że tak poznaliście się. A ja mam pewne zadanie, gdzie oczywiście obydwoje zarobimy. Bez magii się nie obędzie.
- Czy wiedźmini nie potrafią czarować? - zmarszczyła brwi i wpuściła Geralta do środka. Ten rozchylił zasłony i oparł się o kamienny parapet.
- Nasza magia jest jedynie szczątkowa, a ja dostałem zlecenie, w którym potrzeba znajomości całej tej sztuki.
- Coś więcej? - była 10 rano, a Iris nalała im wina ignorując to, czy wiedźmin w ogóle tego sobie życzy. Potrzebowała się napić, w innym wypadku była o krok od wrzasku i histerii.
- Wierzę, że nie jest ci obce imię Gaunter o'Dimm. Ja co prawda usłyszałem o nim dość niedawno, ale was czarodziejów uczą o postaciach takich jak on na studiach.
Kręgosłup Iris przeszedł nieprzyjemny dreszcz i nadstawiła uszu. Dopiero co owy Gaunter o'Dimm był w jej pokoju dając jej znać, że mają zawarty pakt, a sekundę po tym szuka go wiedźmin. Bez wątpienia miała do czynienia z samym diabłem lub chociaż dżinnem.
Inną rzeczą, która ją zaskoczyła, była wiedza, która zaczęła wypełniać dziury w jej głowie. Nigdy nie była adeptką szkoły magii, a teraz mogła wręcz poczuć zapach pergaminu z ksiąg, których stronice musiała kiedyś przewracać. Wszystko świadczyło o tym, że Pan Lusterko uczynił z niej potężnego nieśmiertelnika, tak jak chyba w każdej bajce o złym lichu i zachłannym człowieku, a punktem kulminacyjnym było zabranie jej wspomnień z poprzedniego żywota, a w przyszłości- duszy.
- Czy chcesz mi powiedzieć, że przyszedłeś tu - Iris wyhyliła szybko kielich wina  i skrzywiła się - by zachęcić mnie do walki z diabłem? Kto mógłby mieć z nim zatarg i odwagę, by prosić o pomoc innych? To zwykle powód do wstydu, dowód na to, że padłeś w sidła własnej próżności.
-Dlatego poprosił mnie. My wiedźmini jesteśmy specjalistami od dziwnych przypadków. Raz poproszono mnie o zdjęcie kota z drzewa, innym razem walczyłem po pas w gównie z...
-Wystarczy. Muszę to sobie przemyśleć. Szukaj mnie wieczorem w nabliższej karczmie i tam dowiesz się, czy dobijemy targu.  Dowidzenia, wiedźminie. - Iris odwróciła się w stronę okna dając tymsamym znak, że wizyta dobiegła końca.

To był błąd by odtrącać pierwszą i jedyną do tej pory osobę, która wiedziała coś o tej alternatywnej rzeczywistości w jakiej miała od teraz żyć. Geralt wspominał coś o bardzie, Novigradzie i to wszystko brzmiało, jakby została aktorką w sztuce o kimś, kogo nie zna, a scenariusza nie czytała. 
Iris spojrzała w taflę wody na swoje odbicie. Znajdowała się teraz w lesie pod Oxenfurtem, po prostu pamiętała o jednym uroczym miejscu w puszczy i teleportowała się tam nie do końca rozumiejąc jak udało jej się tego dokonać.
W odbiciu dalej była tą samą dziewczyną o bladej skórze i piegach, a jej przydymione makijażem zielone oczy wydawały się smutne. Czarne włosy upięła w luźny kok z tyłu głowy, a czoło zakrywała grzywka ścięta zaraz po wizycie Geralta. Ścięła ją w przypływie emocji. Tak naprawdę problemem w jej aparycji było uzębienie, miała ochotę wybić te parszywe, ostre kły. Przy wiedźminie rozmawiała zdawkowo otwierając usta, odwracając nieśmiało głowę, ale nie mogła zawsze ukrywać tego kim jest. Bo przecież dotknięci wampiryzmem żyli wiecznie, będzie przeklęta i będzie patrzeć jak każdy, kogo pozna i kto będzie dla niej ważny umierze.
Uderzyła pięścią w taflę wody, mącąc ją i zamaczając ramię po czym ruszyła przed siebie między drzewami. Błądziła, aż słońce zalało niebo krwistą poświatą i wtedy poczuła też zapach nieznany jej wcześniej.
Stanęła oko w oko z łanią, do ust napłynęła pobudzona apetytem ślina.  Iris z obrzydzeniem zrozumiała, że od teraz również będzie zagryzać niewinne istoty lub ludzi by zaspokoić zwierzęcy apetyt.

''Alchemia'' jak zawsze tętniła życiem, pijacy i kurtynany, a także upici do nieprzytomności mieszczanie byli ozdobą tego miejsca. W kącie karczmy zasiadł szarowłosy wiedźmin w oczekiwaniu na czarownicę, której złożył ofertę. Jego myśli zbłądziły daleko, Iris przypominała Yennefer, która odeszła wraz z momentem, gdy dżinn rozłączył ich losy a miłość między nimi okazała się jego igraszką. Sam nie wiedział, czy tego chciał, ale ona wyglądała, jakby nie mogła spojrzeć mu w oczy, jakby wstydziła się uczucia ciągnącego sie tak długo do obrzydliwego łowcy potworów. Mutanta o kocich oczach i zabijaki. Tak, Iris przypominała ją jednak jej rysy twarzy były łagodne, oczy zielone - jak u Ciri, a ton głosu dużo mniej zarozumiały niż u reszty czarodziejek. Geralt czuł się trochę jakby los znowu chciał z niego zakpić rzucając go na pożarcie kolejnej kobiecie, a kręciło się ich wokół niego zawsze wiele. Teraz nawet Shani, która miała dostarczyć mu informacje o grobowcu von Evereców.  Niekrótko później ruda medycznka dotarła, a on nerwowo nad jej ramieniem wypatrywał przybycia drugiej oczekiwanej, wyłapując ważne części pośród wszystkiego, co mówiła Shani.
- Geralt, czy ty mnie w ogóle słuchasz? - pomachała mu dłonią przed oczami. Zamrugał i odchrząknął.
- Tak...ale prawda jest taka, że czekamy jeszcze na kogoś. Pomoże mi w schwytaniu Pana Lusterko.
- Skoro to ktoś tak potężny jak mówiłeś, to musisz mówić o drugim wiedźminie. Dobry pomysł, zwykle działacie osobno, ale tutaj dwójka nadludzko utalentowanych mężczyzn przyda się.
Po chwili do gospody weszła Iris otulona peleryną o kolorze dojrzałego bakłażana. Otarła kącik ust po posiłku i przysiadła się do stołu Geralta i Shani.
-Witajcie, Geralt i...
- Shani - rudowłosa zmrużyła oczy.
- Jestem Iris, miło mi poznać. Geralt, myślałam długo i wezmę zadanie, które chcesz ze mną dzielić. Ktokolwiek nam płaci, niech zapłaci tylko tobie, oddaje swoją połowę w zamian za twoją pomoc w mojej sprawie.
Wiedźmin skinął głową i czekał na dalsze szczegóły, Iris jednak wybąkała, że to coś, o czym chce powiedzieć jedynie Geraltowi, a nie całej karczmie.
- Świetnie, będziecie mogli omówić to w drodze do grobowca von Evereców. Spotkajmy się tam jutro z rana, mam jeszczę kilka książek zwędzonych z uniwersytetu do przejrzenia. Życzę wam miłego wieczoru!
Geralt od razu poznał po Shani, że zrobiła się zazdrosna ale nie chciała tego okazać. Nie był jednak biegły w słowach i musiał dać jej odejść dzisiejszego wieczoru, gdyż atmosfera zrobiła się gęsta po przybyciu czarownicy. 
- Przepraszam, że was poróżniłam. Jednak to naprawdę nie jest dla uszu wszystkich...
-Opowiesz mi więc w drodze na miejsce, a teraz - grywasz może w Gwinta?

                                                                                         ***

Oboje jechali konno, ciemnym jeszcze lasem. Grobowiec znajdował się kawałek drogi Oxenfurtu i Geralt zalecił wyruszenie przed świtem. Z początku jechali w ciszy, Iris jednak chrząknęła. Raz, drugi, w końcu i mało zorientowany w sprawach kobiecych aluzji Geralt zrozumiał w czym rzeczi spytał:
- Czy coś cię dręczy? Dalej nie wspomniałaś jakie zadanie masz dla mnie.
- W prawdzie jednak liczyłam na to, że zaczniesz rozmowę jako pierwszy. Mówiłeś, że jako wiedźmin masz różne zadania i czasem walczysz po pas w gównie z....właściwie nie wspomniałeś z czym.  W każdym razie...
- No zacznij wreszcie, nie wyśmieje cię. Wiedźmini nie mają emocji.
- Dziś rano zbudziłam się nie pamiętając o sobie nic. Tak jakbym spała bardzo długo i obudziła się znienacka. Wiem tylko, że moje ciało jest moje. Skłamałam mówiąc o uderzeniu w głowę
- wciąż patrzyła w odwrotnym kierunku niż twarz wiedźmina - w moim domu o poranku zjawił się Gaunter o'Dimm mówiąc, że w poprzednim życiu zażyczyłam sobie by o nim zapomnieć, zacząć nowe....i tak też jest, z tym, że dostałam od niego jeszcze dwa prezenty. Nigdy nie byłam czarownicą, ale jeśli sie bardzo skupię - zaklęcia wychodzą. Dziś teleportowałam się do Puszczy Oxenfurdzkiej i tam odkryłam drugi prezent...- Iris zwróciła swoją wystraszoną twarz w kierunku wiedźmina i obnażyła zęby. 
- Więc to dlatego mój medalion drgał tak intensywnie. Nigdy nie domyśliłbym się dlaczego...Można powiedzieć, że jesteś dość wdzięcznie...stworzona.
-Co przez to rozumiesz? - zmarszczyła swój drobny nos, poprawiając uścisk dłoni wodzy.
- Zwykle ludzie dotknięci wampiryzmem zmieniają się w odrażające monstra...lub, w przypadku wampirów wyższych najpierw wyglądają jak ludzie, a dopiero z własnej woli doprowadzają do przemiany. Wyglądają wtedy trochę jak paskudne nietoperze...
-Wydajesz się nie być zdziwiony. To trochę mnie pociesza. 
- To moja praca. Wiesz, zaskakującym jest, że obecna dotyczy pomocy w wykonaniu trzech ostatnich zadań dla człowieka, który zawarł kontrakt z o'Dimmem i nie ma chęci na uczciwe zakończenie go.
- Czyli chcesz mi powiedzieć,  że pracujemy właśnie dla mężczyzny, który zrobił mi to wszystko?! - Wstrzymała konia i obrzuciła Geralta wściekłym spojrzeniem
-Właściwie pracujemy dla niego, bo zostawił mi na twarzy to - tu wiedźmin wskazał na paskudne znamię na połowie twarzy - wbrew mojej woli wybrał mnie do pomocy. A Olgierd von Everec...powiedzmy, że wyznacza mi takie zadania, by nie dało się ich wypełnić. Właśnie jedzeniemy zbudzić jego martwego brata, by mógł się ''wybawić za wszystkie czasy''.
Iris nie miała pojęcia, czy powinna zadawać więcej pytań. Popędziła bez słowa swojego konia w dalszą drogę.

Nie spodziewam się żadnego odzewu, bo wiedźmin może i jest popularny, ale nie zauważam zbyt wielu opowiadań parujących Olgierda z kimkolwiek. Ja jednak chcę tego dokonać. 

Kamienne Serce (Wiedźmin) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz