Rozdział 7

74 5 1
                                    

''And oh my love remind me, what was it that I said?
I can't help but pull the earth around me, to make my bed
And oh my love remind me, what was it that I did?
Did I drink too much?
Am I losing touch?
Did I build this ship to wreck?''

Dzień, w którym Iris miała wyjechać by spotkać się z Geraltem zawitał na dobre i nie było żadnych wątpliwości - lało jak z cebra. W kuchni, gdzie dawniej krzątała się służba siedziała Iris, na słońce nie miała co liczyć więc oświetlała pomieszczenie świecami. W kubkach stała mieszanka herbat, na ogniu grzała się woda, a Iris przyrządzała śniadanie. Wkrótce pożegna się z tym domem, a co ważniejsze z Olgierdem, który wciąż nie zjawiał się na dole na pewno zmożony głębokim snem w ciepłym łóżku. Myślała długo, w każdej z ostatnich chwil spędzanej z nim i zastanawiała się, czy starczy jej odwagi, by odejść. Może kiedyś, gdyby to wszystko nie obróciło się w taki dziwny układ, gdyby wtedy w ruinach świątynii nie zniknął czułaby się, jakby budowali całość, jakby mogła na niego liczyć. Każde słowo przepełnione uczuciami wydostające się z jego ust wydawało się fałszywe, jakby miał zapisane co mówić, by znowu zakochała się w nim, w jego zimnych niebieskich oczach, aparycji zbira. Westchnęła.
- Śniło mi się, że gotujesz śniadanie - do kuchni wszedł Olgierd i przystanął zaskoczony - ale ty naprawdę gotujesz, Iris. Przecież to nie jest zadanie dla twoich delikatnych rąk.
- Nie mamy tu nikogo, kto by mnie wyręczył. Zresztą - podała mu talerz ze strawą i kubek naparu - to nie jest jedyna rzecz, którą zacznę robić jak normalny człowiek. Dość mam wyręczania.
- Przecież nie pozwolę ci się nadwyrężać. Niedługo pojedziemy do wsi kupić zwierzęta do zagród i kury nioski. Najmiemy jakąś kucharkę.
- Olgierdzie - westchnęła głęboko - wyjeżdżam na Skellige. Nie mogę tak po prostu żyć dalej nie wiedząc skąd umiem te dziwactwa - dolała sobie wrzątku do kubka jedynie spoglądając na dzbanek. Olgierd wzdrygnął się. Jeszcze z czasów służby dla Redanii pamiętał, że dobra czarownica, to ta martwa.
- Nie możesz wyjechać, nie dałem na to zgody - rzucił niedbale, żując i patrząc za okno.
- Bo nie potrzebuję jej. Wiedźmin oczekuje mnie w Novigradzie.
- Wiedźmin? - Olgierdowi mało nie zapaliły się włosy, a twarz poczerwieniała - Wyjeżdżasz z wiedźminem? Może jeszcze będziecie dzielić pokoje w zajazdach i pić z jednej butelki?
- Jeśli tak będzie taniej - odgryzła się.
- Nie pozwolę na to, by moja żona szlajała się chuj wie gdzie - Olgierd stanął nad nią i spojrzał jej twardo w oczy - jeśli gdziekolwiek jedziesz - wyjeżdżam razem z tobą. Nikt cię nie dotknie, żaden mężczyzna nie zbliży się do ciebie ani nie skrzywdzi cię pókim żywy - złapał jej nadgarstek, dziewczyna syknęła.
- Nigdy nie mówiłam, że nie możesz jechać ze mną - odparła wymijająco. Łatwo było jej planować odejście z pewnością siebie wypisaną na twarzy ale gdy Olgierd patrzył na nią - drżała. Tak jak wtedy, kiedy zwykł obserwować podczas gdy przeczesywała włosy czy malowała oczy. Coś w jego spojrzeniu mówiło, że należy do niego - Ale ty wolisz wybuchać jak ostatni pomyleniec. Idę osiodłać konie.
- Na ile wyjeżdżamy, Iris? Mam się spakować na dzień, dwa czy może zabrać wszystko?!
- Na Skellige płynie się tylko dwa dni, ale jeśli spakujesz się na tydzień to równie dobrze możesz być poza domem trzy - ruszyła na podwórze, rzucając na siebie zaklęcie parasolki. Przewróciła oczami, gdy słyszała jak Olgierd klnie pod nosem coś o ''jebanym wiedźminie co mu żonę zaklął'' - Pomylony szlachcic - pokręciła głową.

Jechali w ciszy. Z nieba przestały lecieć strugi deszczu i słońce nieśmiało muskało ich twarze. Właśnie w takie dni na twarz Iris witały piegi które dodawały jej słodyczy i uroku. Jednak jej nosek pozostawał zmarszczony a usta zaciśnięte w ciasną kreskę. Powinna była po prostu pojechać! Najpierw on przychodzi, odchodzi i kłamie jak z nut, a później pakuje się i w godzinę decyduje, że chce za nią wybyć na koniec świata? Iris wyglądała jak buzujący na ogniu imbryczek.
- A tak w ogóle, to nie jestem twoją żoną! - rzuciła nagle i pokłusowała szybciej by nie patrzeć na Olgierda. Rudzielec, który dawno uspokoił się cmoknął jedynie i pokręcił głową. Znał ją, szukała zaczepki. A on uwielbiał ją denerwować.
- Wyglądasz przepięknie, gdy się tak złościsz - kochał dolewać oliwy do ognia. Iris wybuchała wtedy i robiła się czerwona jak burak, a piegi na jej policzkach wyglądały jakby miały zacząć podskakiwać niczym prażone ziarna kukurydzy w garnku.
Prychnęła w odpowiedzi jak rozjuszona kotka.
- Nie wiem po co za mną jedziesz! Nie jestem już tak słaba, jak kobieta, którą kiedyś poślubiłeś. W dodatku płynie ze mną wiedźmin.
- Nie wspominaj nawet Geralta, bo przysięgam, pierwsze co zrobię to ukręce mu łeb, Iris.
- Jesteś nienormalny - Iris zacisnęła ręce na wodzy i zmarczyła brwi - Geralt to najbardziej aseksualna wobec mnie osoba jaką spotkałam. To przyjaciel, którego warto mieć.
- Nie widzisz jak on się na ciebie gapi, gdy coś ci się dzieje rzuca mi się pod ręce by pomóc ci pierwszy.
- Tak się składa, że to ostatnimi czasy ty rzucasz się pod ręce mu. Pomagał mi nim w ogóle wiedziałeś, co za kobieta przed tobą stoi i nim zaplanowałeś ją okłamywać.
- Widzisz, potwierdzasz tylko teorię, moja słodka dziecino, że powinienem trzymać go od ciebie jak najdalej - Olgierd nonszalacko przeciągnął się.
- Tak, jeszcze wślizgnie mi się do łóżka, bo to jest to, co robimy w wolnym czasie. Nigdy nie ratowaliśmy ci skóry, znikaliśmy by pieprzyć się jak zwierz - urwała bo zatkał jej usta zdecydowanym gestem.
- Nigdy, przenigdy, nie żartuj nawet o innym mężczyźnie w twoim życiu, Iris, który miałby robić to, co tylko ja mogę.
- Oh, na litość boską, NIE JESTEM JUŻ TWOJĄ ŻONĄ, OLGIERDZIE! Mogę być tak rozwiązła, jak mi się podoba! Właściwie, tak bardzo, że co noc mogę mieć innego, a ty absolutnie nic z tym nie zrobisz.
Do furii doprowadzało go to, co mówiła. Do większej jeszcze doprowadzały go myśli, który za tym szły. Jej ciało, które smakował zeszłej nocy miałoby wpaść w łapska wiedźmina, czy innego kurwiego syna? Miał jedną zasadę - kobiet nigdy nie zamierzał krzywdzić, nawet jak mówią mu prosto w twarz takie paskudztwa. W akcie desperacji pociągnął Iris za warkocz.
- Ałć! - syknęła i spojrzała zdziwiona - Twój brat zawsze ciągał mnie za warkocze, ale myślałam, że ty jesteś od niego starszy?
- Są rzeczy, które są od mężczyzny silniejsze - rzucił niby zagadkowo na myśli mając głównie wiedźmina, który w jego głowie już zakochał się w Iris i pokłusował dalej, wymijając kobietę - A tak w ogóle, to jeszcze zostaniesz moją żoną.

Kamienne Serce (Wiedźmin) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz