Rozdział 6

58 5 0
                                    

Disclaimer: na końcu rozdziału jest scena 18+. Jeśli nie chcesz - nie musisz jej czytać.


''Nie wiem czy jesteś moim przeznaczeniem,

Czy przez ślepy traf miłość nas związała?
Kiedy wyrzekłem moje życzenie,
Czyś mnie wbrew sobie wtedy pokochała?''

- Bingo - diabeł ustąpił jej miejsca by mogła dołączyć do koła rozmówców.
- Co..?! Księżyc jest tam, a nie tu! - Olgierd nie wiedział ile emocji mógł poczuć na raz aż do teraz.
Gaunter oczyścił ruchem dłoni płytki ułożone pod ich stopami. Ogromny księżyc z jaśniejszych płytek zabłyszczał w świetle prawdziwego.
- W kontrakcie wyraźnie stoi, że najpierw wypełniam dla Ciebie trzy życzenia, Olgierdzie a następnie spotykamy się na księżycu. Nikt nie powiedział, ze że nie mogę najmować pomocników. A kto jest lepszym najemnikiem od wiedźmina? To tak zwane... kruczki.
- Czy kruczki mówiły o możliwości pojedynkowania się z tobą? - wtrąciła Iris zakładając ręce na piersi. Pewność siebie promieniowała z jej spojrzenia.
- Widzę, że naprawdę bierzesz mnie poważnie, Iris! Ujmuje mnie to, może gdybyś tylko nie była marną śmiertelniczką... - zbliżył dłoń do jej twarzy i dotknął kciukiem jej dolnej wargi. Iris wymierzyła mu policzek.
- Staniesz ze mną do walki, Szklany człowieku. Odbiorę ci wszystko co moje - zajęła miejsce pomiędzy o'Dimmem a Olgierdem.
- Czy jesteś świadoma, że to ja ustalam zasady?
Iris wybuchła śmiechem odrzucając ramiona na boki.
- W ciągu ostatnich kilku godzin w tym świecie przeżyłam ich niezliczoną ilość w innym. Wiele dni w zapętleniu, gdy tutaj u was minęła zaledwie noc. W domu bez wyjścia, bez jedzenia, bez żywej duszy prócz mnie.
- Wydaje mi się, że był tam twój ukochany?
Iris zazgrzytała zębami.
- Dosyć gierek - rzucił wiedźmin - spełniłem swoją część zadania. Uwolnij mnie. Nie interesuje mnie, co będzie później.
Para von Evereców zwróciła ku niemu zaskoczone spojrzenia.
- Oh, czy to nie piękne? Wiedźmin bez serca? - demon uniósł kąciki warg  - nie tak szybko, Geralt. Będzie pojedynek, panienka chciała. Piękną tortura - połączenie was w celu współpracy. A jeszcze piękniejszym będzie patrzeć, jak Olgierd von Everec może jedynie siedzieć z założonymi rękoma.
- Nie pozwolę mojej żonie ryzykować życia za mnie.
- Więc umrzesz, a wszystko co zrobiłam pójdzie na marne, Olgierdzie. Czasami najlepsze, co można zrobić, to czekać.
- Odchodzimy od tematu! - O'Dimm objął Iris i Geralta. Obydwoje skrzywili się. - Zaczynajmy. Jest was dwójka, więc dostaniecie dwa zadania, ale nie przejmujcie się - możecie sobie pomagać!  - klasnął w dłonie i rozpłynął się, a dookoła nich pojawiły się te same duchy, co w namalowanym świecie Iris. Pijany i zdeformowany Olgierd powielony do tuzina.
- Zegar tyka... Największy koszmar Iris von Everec zasługuje na swoją część w przedstawieniu - głos Pana Lusterko wybrzmiał jakby komentował on wydarzenie sportowe.
- Skurwysyn! - Iris doskoczyła do prawdziwego Olgierda, który obserwował wydarzenie trzymając się za klatkę piersiową jakby przeżywał zawał. Nie był pewien, czy to dlatego, że jego żona walczy za jego życie, dlatego, że jego bała się najbardziej czy dlatego, że pierwszy raz w życiu słyszał ją jak klęła. Chwilę temu myślał, że ją stracił, a ona zjawia się i ratuje mu tyłek.
"Może waść chcesz zaczekać aż siąpić przestanie?" widmowy Olgierd sparował broń z Iris, a kolejny z wiedźminem.
- Mnie wszystko jedno - wybrzmieli oboje. Przycisnęli się plecami do siebie i rozejrzeli.
- Nie mogę używać magii o szerokim spektrum, zranie cię.
- Uwierz, że to nasz najmniejszy problem obecnie. Nic nie zdziałasz tą szablą! Ćwiczyłaś kiedykolwiek szermierkę? - Geralt warknął i schował ją za sobą przed nadchodzącym ciosem.
- Sam tego chciałeś - oczy Iris zapłonęły zielenią i zniknęła w równie zielonym błysku, by sekundę później pojawić się za jednym z widm i usmażyć je w płomieniach. Geralt wiedział z jakim pochodzeniem wiąże się ta moc teleportacji, te same korzenie miała Ciri. Musiał w przyszłości spytać Iris o to i owo.
Szlachcic obserwował swoją żonę zafascynowany. Wróciła do niego, cała i zdrowa, a jednak prócz delikatnego, subtelnego oblicza gdy wdziewała suknię miała to, które mogłoby postraszyć niejednego silniejszego od niej mężczyznę. Była piękna, majestatyczna i walczyła dla niego. To ile potrafiła w obliczu jego niemocy przytłaczało go.
Nad walczącymi zbierały się skłębione chmury a w nich krążyły kolejne widma przypominające północnice. Szarpały i przepychały wiedźmina i czarodziejkę. Widząc to Iris posłała z nieba deszcz meteorytów na całą grupę upiorów. Geralt wymierzył cios dwimerytową petardą, a jedno z widm osłoniło się przed bombą ciałem Iris, łapiąc ją jak szmacianą lalkę. Dwimeryt blokował zjawiska magiczne a ona znalazła się w jego centrum. Zaczęła krztusić się i dusić, czuła się jakby ktoś wyssał z niej całą energię. Upadła.
- Zaraza! Trzymaj się, Iris! - wiedźmin kopnął ordynkę Olgierda w stronę kobiety, a ta złapała ją czołgając się. Widma obsiadły ją jak grupa nekkerów a każde szarpało w swoją stronę śmiejąc się. Iris myślała jedynie o tym, by zniknąć, a jej wszystkie zmysły wydawały się obce. Stop dwimerytu był jak kryptonit dla istoty magicznej, a cały wybuch skumulował się na niej.
Wtem zauważyła, że im dłużej jej dotykają, tym więcej siły tracą. Olgierdowe duchy rozpadały się w proch dookoła niej. Iris wstała i usiadła na klęczkach kaszląc krwią. Gdy podarła suknię walcząc z potworami w Namalowanym świecie znalazła stare ubrania Olgierda, którym zmniejszyła rozmiar przy pomocy zaklęcia. Teraz kontusz powiększył się spowrotem, wisząc na niej jak na strachu na wróble, a buty spadły z nóg. Wstała z ziemi bosa. zawiązując ciaśniej pas. Skryła piersi pod materiałem i przetarła usta. Geralt wyciągał właśnie ostrze z ostatniego trupa. Gdyby nie wiedźmińskie mutacje zaczerwieniłby się jak malina widząc jej dekolt.
- Wybacz. Dwimeryt nie jest moją ulubioną substacją. Wróciły do poprzedniego rozmiaru, znalazłam je w jednym z kufrów w posiadłości.
- Gdzie twoje ubrania w których tam przyszłaś? - odwracał wzrok patrząc niby na oszczerbione ostrze miecza.
- Oh, skończyły podarte...Miałam małą potyczkę z arachnomoframi. Nie jest łatwo walczyć w spódnicy, gdy jeden złapał mnie za gorset miałam do wyboru rozerwać go biegnąc do przodu lub umrzeć. I tak nikt mnie tam nie widział, wolałam pobiec naga do środka.
- Miały być dwa zadania, prawda? Wydaje się, że pierwsze jest za nami - nim zdążył powiedzieć cokolwiek zniknęli w fioletowym dymie z cichym pstryknięciem. Znaleźli się w krainie gdzie wszystko dookoła było ciemne, zniszczone i przerażające, a światło padające z nieba zalewało okolicę czerwienią.
- Byłam tu...Gdy próbowałam uciec z iluzji namalowanego świata przeszłam przez jedno z luster...
-  Co to za miejsce? - Geralt rozejrzał się z niepokojem.
- Ha-ha! Podoba się wam? No to czym chata bogata! Mam dla was zagadkę...

Kamienne Serce (Wiedźmin) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz