Rozdział 4

54 7 0
                                    


"Wiatr kołysze w locie ćmy,
Wilki śpią mocno, że aż strach,
I tylko ty nie śpisz Duszko ma,
Boisz się nocnic, złych wietrzyc i zjaw''

Geralt, gdy wszedł do posiadłości Evereców zdziwił się nie mała. Zobaczył świeże gruzy w domu, który rozpadał się latami. Normalny człowiek nie zauważyłby, że sufit zawalił się kilka godzin temu. Ale wiedźmin nadal czuł zapach kurzu w powietrzu. Podszedł do sterty spod której wystawał skrawek materiału i pociągnął za niego. Ku zdziwieniu ten stawiał opór. Rysy na schodach i poręczny. Ktoś się...potknął?

-Otwieraj! - Geralt uderzał w drzwi posiadłości Garin, znajdowała się zaledwie kilka minut galopem od starego domu Olgierda. Przez ramię przewieszoną miał kobietę.
Olgierd otworzył drzwi i gniew na jego obliczu ustąpił szokowi.
-Kto to, wiedźminie?
Geralt nie czekał aż szlachcic zwolni przejście. Przedarł się i ułożył Iris na kanapie.
-Daj jej wody, musimy wypłukać oczy i usta! - nie miał pojęcia co zrobić z wampirem, który w teorii nie powinien doznawać omdleń. Nie oddychała, ale przecież ona nigdy nie tego nie robiła.
- Zaraza! - uderzył pięścią w stół. 
-Ksenogloz! - Iris wyrwała się z transu. Ostre drobinki, które dostały się do jej oczu spowodowały krwawienie. Płakała czerwoną cieczą.
Olgierd właśnie wszedł z dzbanem wody i ten ledwo nie wyślizgnął się z jego dłoni.
- Iris, co robiłaś do cholery?! - w mgnieniu oka znalazł się przy łóżku. Złapał jej dłoń.
- To już nie Anabelle? Co to za szczerość? - wiedźmin uniósł brew.
- Mój ksenogloz nadał wiadomość od Geralta. Miałam udać się do niezamieszkałej rezydencji w pobliżu. Znalazłam czyjegoś trupa i zbutwiałe sztalugi i wtedy z głębi domu usłyszam dźwięk. Weszłam i gdy próbowałam wbiec po schodach zawalił się na mnie sufit. Ale skoro przyszedłeś później...
- To nie ja nadałem wiadomość. Nie możesz teraz tyle mówić, porozcinasz sobie usta - wiedźmin przepłukiwał jej twarz wodą. Olgierd przyglądał się temu od boku i nagle syknął.
- Ja powinienem się nią zająć, precz z łapami - odepchnął siwowłosego.
- To Gaunter o' Dimm. Przyśnił mi się. To musiał być on. W wiadomości nie powiedziałeś mi, co stało się w domu, a nigdy nie zostawiasz mnie bez odpowiedzi. Zaklęciem oczyściła siebie a następnie mebel. Olgierd przysunął się ku niej i ujął dłoń. Nie potrafiła być blisko niego po tym co odkryła.
- Nie możesz iść tam nawet z wiedźminem - rzekł poważnym tonem - to nie miejsce dla tak delikatnej osoby.
- Nie jestem delikatna! - obruszyła się.
- Olgierd może mieć rację. Cokolwiek jest w tym domu chce by goście w nim umierali.
- Od kiedy jesteście moimi ojcami? - oburzona wstała. Zwróciła się w stronę Olgierda - szczególnie Ty! Widziałam obraz w posiadłości. Kim była kobieta przy twoim boku?- pchnęła go od siebie, bo nie potrzebowała odpowiedzi - W tym domu są informacje na mój temat, coś co muszę wiedzieć. Po prostu to czuję. I nie obchodzi mnie ile rzeczy na mojej drodzy spróbuje mnie zabić. Wygląda na to, że już raz mam to za sobą.
Geralt spojrzał z gniewem w oczach w kierunku Olgierda i ruszył za Iris, która wybiegła z posiadłości jakby nic jej nie było. Ocierała łzy z policzków raz po raz, drżąc z furii.
- Iris! - Olgierd wrzasnął i pobiegł za nią. Zabiegł jej drogę i padł na kolana - Iris, nie odchodź. Ze wszystkich rzeczy na świecie nie wybieraj właśnie tej.
- Jak mogłeś mnie oszukiwać? Myślałam, że po prostu jesteś czarujący ale ty znałeś mnie od podszewki, stąd te wszystkie czułe słowa. Myślałam, że kiedyś mnie pokochasz... Jak mogłeś?!
- Co miałem powiedzieć?! Nigdy nie życzyłem ci śmierci! Gdy wróciłaś niewiadomo skąd chciałem naprawić wszystko co do tej pory zaniedbałem.
- Gdybyś był szczery wiesz, że nie spędziłabym z tobą nawet minuty. Nie chciałeś, bym się dowiedziała o naszej przyszłości więc zamydliłeś mi oczy. Szarmanckość, kolacje przy świecach?! Odejdź, Olgierdzie. Nigdy nie będzie miejsca dla ciebie w moim życiu, jest zbyt krótkie by otaczać się kłamcami - w zielonych oczach Iris pojawiła się pogarda. Tak samo patrzyła na niego, gdy zabił jej ojca. Tak samo spoglądała, gdy znów ukrywał przed nią coś, za czym stały ogromne konsekwencje.
Mężczyzna zawył i chwycił Iris w ramiona, spojrzał na nią hardo. Kobieta w odpowiedzi zmieniła się w mgłę i zniknęła w głębi lasu. Z ust szlachcica wydarł się ryk, który sprawił, że wszystkie ptaki poderwały się do lotu.
- Ona juz nie wróci - Geralt zrównał się z Olgierdem stając z nim ramię w ramię - wasze przeznaczenie splatało się ale nigdy na długo.
- A co ty kurwa możesz o niej wiedzieć, wiedźminie?! - usiadł na ziemi i schował twarz w dłoniach. Szklany człowiek zakpił z niego po raz kolejny. Raz po raz tracił swoją ukochaną. A to przecież dla niej oddał duszę, dla niej to wszystko... - po prostu odejdź. Moje trzecie życzenie już znasz i nie pokazuj się przed jego wypełnieniem.
Geralt skinął i ruszył w swoją stronę. Nie dla niego były szlacheckie intrygi. Zamierzał od razu wrócić do posiadłości bo wiedział, że znajdzie tam rozdartą żalem Iris.

Kamienne Serce (Wiedźmin) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz