Wreszcie nadszedł czas wakacji. SUM-y zdałam przeciętnie. Wyniki były gorsze od Lily, ale lepsze od Huncwotów i to mnie zadawalało. Najgorzej wyszło zielarstwo, co nie było dziwne. Przecież nie uczyłam się na tym przedmiocie.
Lipiec w Londynie był upalny. Prawie codziennie spałam, aby w nocy polować. Takie całodobowe rytuały. A tu jeszcze mała niespodzianka, pogodziłam się z Johnem. Jakby to ująć, zrobił mi prezent. Chodził!Retrospekcja
Z kluczami w ręce i z torbą na ramieniu weszłam do Instytutu. Za mną szedł Camil ciągnąc mój kufer. Byłam poważna, wróciłam do domu, w którym każdy koszmar odżywa na nowo. Rozejrzałam się po ogromnym przedpokoju, a bardziej holu. Rzuciłam kurtkę na wieszak i ruszyłam w stronę schodów na piętro domu.
- Jak tam? Coś się zmieniło?- spytałam Camila.
- Nie wiem, raczej nie- odpowiedział beznamiętnie.Wtedy zobaczyłam to, czego się kompletnie nie spodziewałam. Przede mną szedł o kulach mój młodszy braciszek. Oczy zaszły mi łzami. John chodził. Podeszłam do niego niepewnie. Rzuciłam się mu na szyję i rozpłakałam.
- Jak?- zadałam jedno pytanie.
- Trudno to wyjaśnić, ale możliwe jest, że przeszedłem kilka obiecujących operacji i będę chodził o własnych siłach- odpowiedział John przytulając mnie jedną ręką.
- Jezu, jak ja cię kocham...- szepnęłam.
Dopiero teraz zauważyłam jaki on jest wysoki. Przewyższał mnie przynajmniej o głowę. Był trochę niższy od Camila, ale byli prawie równi. A propos Camila. Chłopak podszedł do nas i zarzucił swoje ręce na nasze szyje.
- No, brakowało mi tego- westchnął.Po tym wydarzeniu moje stosunki z Johnem się polepszyły. Pomagałam mu w rehabilitacji. Rozmawiałam i starałam się nadrobić stracony czas. Camil siedział razem z nami i spędzał ze mną chwilę na polowaniach. Te wakacje były dla mnie piękne. Wreszcie czułam się szczęśliwa.
- Ile jeszcze mamy czekać?- spytałam Camila, gdy siedzieliśmy w nocy na dachu jednego z bloków.
Czekaliśmy, bo ktoś dał cynka, że w tym miejscu ma się odbyć mały atak demonów. Siedzieliśmy już na tym dachu jakieś kilka godzin. Trzy, cztery, a nic się nie wydarzyło. Znudzona leżałam i gapiłam się na gwiazdy.
- Siedź cicho, może zaraz się coś pojawi.
Zamknęłam oczy i właśnie wtedy usłyszałam huk i poczułam zapach siarki. Natychmiast usiadłam i chwyciłam sztylet w dłoń. Popatrzyłam na demona przed sobą. Wyglądał jak młody chłopak. No tak, to był chłopak.
- Cześć Azazel- zaśmiałam się.- Dawno się nie widzieliśmy.
- Już jakieś pół roku- stwierdził demon i mnie przytulił.
- Te twoje znajomości są stuknięte. Będę czekać w domu- mruknął Camil i zeskoczył z dachu.
- Po co chciałeś się spotkać?- spytałam.
- Mamy problem. W piekle panuje totalny chaos.
- Azazel, jesteś księciem piekieł. Demonem z najwyższą rangą. Zapanuj nad tą zgrają.
- Jakby to było takie proste... W piekle głoszą o tobie legendy! Wszyscy szykują plan zemsty, aby cię zamordować. Chcą pomścić Marie. Do tego ktoś nowy się pojawił.
- Kto?
- Wybacz, ale nie wiem. Wiem tylko, że ta osóbka założyła kontrolę na każdego demona. Patrz co nam zrobiła. Nie da się tego pozbyć.
Azazel zdjął bluzę, którą miał na sobie i pokazał czerwone blizny na nadgarstkach otaczających paciorkiem całe ręce. Moje serce zabiło szybciej. To wyglądało okropnie.
- Widzę twoją minę. Ta osoba nas kontroluje, a ja nawet nie wiem jak- rzekł chłopak.
- A co z Lilith? Ona nie ma nic do gadania?- spytałam.
- Popadła jakby to ująć w alkoholizm. Ma gdzieś to co się dzieje w jej wymiarze, a co dopiero w całym piekle.
- Zobaczę co da się zrobić...- burknęłam.- Tylko musisz dać mi jak najwięcej info o tej istocie. Wtedy zacznę działać.
- Ok, przetransportować cię pod instytut?
- Z chęcią.
Po chwili poczułam skręt w żołądku. Znalazłam się pod Instytutem.
- Dzieki- mruknęłam.
Poszłam pod drzwi lecz po chwili zawróciłam.
- Odwiedź mnie jeszcze albo chociaż napisz, ok?
- Oczywiście Alex. Przyjdę.
Azazel zniknął, a ja weszłam do domu. I zniknęłam w odmętach bałaganu mojego pokoju.
Kilka dni po spotkaniu z dawnym kumplem nadszedł dzień moich szesnastych urodzin. Dokładnie 18 lipca mama rodziła mnie z bólem i płaczem. Po niecałej dobie koło godziny 22 przyszłam na świat. O urodzinach nigdy nie pamiętałam. Miałam głęboko w poważaniu, czy jestem o rok starsza, czy młodsza. Ale nie moja kochana rodzinka i przyjaciele. Już od szóstej rano sowy pukały mi do okna, aby dostarczyć różne paczki. Od Remusa oczywiście książka. Od Lily bon do mugolskiej drogerii. Syriusz i James postarali się, aby mnie wkurzyć i po wybuchu łajnobomb ukazało się ciasto, z tego co zrozumiałam z listu, własnoręcznie robione. Peter całkiem odwrócił się od przyjaciół. Nikt nie wiedział co się z nim dzieje. Każdy uwazal, że jego dziwaczność pogłębiła się jeszcze bardziej i chłopak zamknął się w sobie.
Czas leciał szybko. Nim się obejrzałam nastał wrzesień. Z jednej strony bardzo chciałam wrócić do Hogwartu, a z drugiej strony pragnęłam zostać w domu z braćmi i rodzicami. Przez całe wakacje pisałam z przyjaciółmi. Z tego co zrozumiałam Syriusz zwiał z domu do Jamesa. Pytałam go o powód z milion razy, ale stwierdził, że powie mi w Hogwarcie. Jego ignorancja pewnych rzeczy doprowadzala mnie do szału.
Moje pożegnanie z rodziną nie obyło się bez łez. Płakałam i nie wstydziłam się tego. To było tak naturalne jak oddychanie. Teraz, gdy John już chodził prawie o własnych siłach, nie chciałam wyjeżdżać, ale musialam. Wiedziałam, że moja druga rodzina mnie potrzebuje.
Na peronie 9 i 3/4 przytuliłam każdego z mojej rodzinki i wyciągnęłam swoje rzeczy do pociągu. Szukałam Huncwotów. Pewnie okupowali cały wagon i straszyli małe dzieci. Do tego nikt ich nie pilnował, bo Remus siedział razem z Lily w przedziale dla prefektów. Po krótkim czasie usłyszałam głosy kłótni z przedziału. To było pewne, że to kłócą się Huncwoci. Przecież oni zawsze są tam, gdzie dzieje się najwięcej. Niewiele myśląc poszłam w stronę głosów wrzasków. Kłótnia z każdym moim krokiem wydawała się głośniejsza. Zajrzałam do przedziału. Było w nim jakieś siedem osób. Między nimi zobaczyłam Jamesa z Syriuszem i Peterem. Reszta to byli nieznani mi Ślizgoni. Postanowiłam wkroczyć do akcji.
- No tak, kłóćcie się, kłóćcie. To napewno rozwiąże wasz problem- powiedziałam i zajęłam miejsce w przedziale.
Jako jedyna siedziałam. Reszta stała i patrzyła na siebie z niemałym wkurzeniem.
- O co poszło tym razem, hmm?- spytałam z nieudawanym znudzeniem w głosie.
- O małą blachostke Alex- zasyczał Syriusz.
- Uspokójcie nerwy. Po co kłótnie już od początku roku- stwierdziłam i sama się zdziwiłam.
Zazwyczaj zawsze byłam za, aby kłócić się ze slizgonami, a teraz cały ten zapał się ulotnił.
- Ona dobrze gada, po co się kłócić, co?- głos ślizgona ociekał ironią, ale miałam to gdzieś.
- Uh, skoro tak to wygląda to żegnam państwa. Poszukam wolnego przedziału, a wy- wskazałam na Huncwotów- jak już załatwicie swoje sprawy to do mnie dołączcie- wyszłam z przedziału trzaskając drzwiami.
Poszukiwania wolnego przedziału nie zajęło mi wiele czasu. Juz po chwili siedziałam w ciszy i spokoju. I właśnie w tamtym momencie pociąg ruszył.
***
1109 słów. Nadeszła druga część. Póki mam wenę to pisze. Zobaczymy co będzie dalej
CZYTASZ
Łowczyni na pół etatu II Huncwoci
FanfictionDruga część Łowczyni Życie Alex wraca do normy. Nie jest już Nocnym Łowcom przez całą dobę i ustala swoje godziny pracy. Uważa, że nie może być gorzej niż było zanim pojawiła się Upadła. Ponoć Maria zniknęła na zawsze, ale czy na pewno? Dla Alex roz...