|4| 1 powiadomienie

253 17 1
                                    

((Aut. - wprowadzam jeszcze takie oznaczenie:
drużyna pierwsza Akademii Aliea - Gaia
drużyna druga Akademii Aliea - Prominence
drużyna trzecia Akademii Aliea - Diamond Dust
drużyna czwarta Akademii Aliea - Epsilon
drużyna piąta Akademii Aliea - Gemini Storm
I to tyle na razie, pozdrawiam
Im_only_illusion))


Xeen wyczerpany wlekł się ledwo co ciemnym korytarzem co chwilę potykając się o własne nogi kiedy nagle na kogoś wpadł. Tym kimś okazał się być czarnowłosy Dvalin - bramkarz i jednocześnie kapitan czwartej drużyny Akademii Aliea zwanej też Epsilonem. Nastolatek zmierzył go piorunującym spojrzeniem otrzepując z niewidzialnego kurzu swój ciemno-szary kostium. Czerwonowłosy wymruczał pod nosem jakieś przeprosiny i ruszył ponownie w kierunku windy. Zatrzymał go jednak mocny uścisk na nadgarstku.
- Co z tobą Xeen? - usłyszał głos Dvalina - Powinieneś latać jak w skowronkach, a nie wlec się jak po pieszej wycieczce na Sahare. - czerwonowłosy odwrócił się w jego stronę ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
- Jak to? - zapytał tępo, a czarnowłosy zmierzył go spojrzeniem od góry do dołu.
- A co ty, z księżyca spadłeś? - zadrwił z niego lekko bramkarz Epsilonu - Przecież dzisiaj Gemini Storm przegrał mecz towarzyski z Raimon Jr. High. - wyjaśnił mu - 4:3. Rozumiesz? 4:3. Powinni to wygrać 10:0 jak nie więcej. Zostali już zlikwidowani, spędzą zapewne kolejne kilka tygodni na Lawak sa Pagsakit - na sam dźwięk tej nazwy Xeen'a przeszły ciarki. - No stary, ty to jakiś zacofany jesteś... - poklepał go po ramieniu Dvalin i odszedł w głąb korytarza.
- Nara - nie odwracając się uniósł dłoń na pożegnanie, po czym zniknął w ciemnościach. Xeen stał jeszcze chwilę na środku korytarza dokładnie analizując właśnie uzyskane informacje. Janus właśnie przebywał na Sali Tortur, znanej mu również pod jakże wdzięczną nazwą Lawak sa Pagsakit, a wraz z nim cała drużyna Gemini Storm. Gemini Storm przegrało. Przegrało z Raimonem. Janus przegrał. Dalej to do niego nie docierało, gdy stał ze zmarszczonymi brwiami na środku tego ciemnego korytarza wyglądając jak ostatnia ciota. Westchnął głęboko i przetarł dłonią twarz, po czym poczłapał do windy.
Gdy nareszcie znalazł się w swoim pokoju z numerem 11 rzucił się na łóżko i natychmiastowo odpłynął do krainy snów. Tym razem był na tyle wyczerpany, że nie śnił mu się nawet żaden koszmar.

Po pokoju urządzonym w jasnych barwach rozległy się pierwsze nuty walca wiedeńskiego Johann'a Strauss'a. Chłopak rozłożony na brzuchu z rękoma i nogami rozrzuconymi we wszystkie strony łóżka mruknął coś pod nosem przykrywając uszy i rozczochrane czerwone włosy zmiętoloną białą kołdrą, jeszcze sekundę wcześniej umieszczoną pod jego ciałem. Muzyka nie przestawała grać co spowodowało przywrócenie się postaci na łóżku na plecy i wygięcie ich w łuk oraz równocześne wyciągnięcie rąk na boki. Mrucząc coś z oburzeniem pod nosem uderzyła ona lekko dłonią o telefon leżący kilka centymetrów dalej na białej półce nocnej. Muzyka się wyłączyła, a postać z westchnieniem schowała twarz w kołdrze. Jej dalszy odpoczynek nie trwał jednak zbyt długo, gdyż już po chwili po pokoju rozległy się pierwsze nuty tej samej - rytmicznej, choć nieco monotonnej muzyki. Tym razem chłopak zebrał się w sobie i powoli dźwignął swoje ciało do góry. Jego usta opuściło ciche stęknięcie, kiedy nareszcie usiadł na krawędzi łóżka i przetarł nieprzyzwyczajone jeszcze do światła oczy podniszczoną dłonią. Ponownie westchnął i sięgnął po srebrny komunikator leżący obok jego telefonu. 1 powiadomienie. I znowu westchnięcie. Naprawdę, jego marzeniem nie było iść teraz na kolejne nudne zebranie gdzie i tak głównie Torch będzie wszystkim dokuczał, a Gazelle będzie udawał wszechwiedzącego. Dvalin i tak nigdy praktycznie nie zjawiał się na tych spotkaniach w Sali Narad, a Janus... no cóż... Janus właśnie przebywał na Sali Tortur... Dlatego na pewno nie zapowiadało się nic ciekawego na zbliżającej się naradzie. Mimo wszystko czerwonowłosy wiedział, że nie ma innego wyjścia i musi się tam zjawić. W sumie cała Święta Trójca - on, Torch i Gazelle - musieli zjawiać się na wszystkich możliwych naradach. Reszta nie miała takiego obowiązku, czego czerwonowłosy naprawdę im zazdrościł.
Ignorując strzykanie swoich kości podniósł się z łóżka i ruszył w stronę łazienki, po drodze zabierając świeżo-wyprany przez sprzątaczkę jego piętra - Marthe - biały kostium z czarną liczbą 11 na plecach. Przedtem się odświeżając ubrał go i wyszedł z pokoju. Jak prawie zawsze udał się w stronę windy z zamiarem dostania się tak na Tigumanan i znudzony oparł się o kamienny filar wyjmując z tylnej kieszeni spodni telefon i czekając na znajome piknięcie. Kiedy ono nastąpiło wszedł do windy nawet nie zwracając uwagi kto jest w środku. Nie unosił wzroku znad ekranu, aż do czasu kiedy winda zatrzymała się na trzecim piętrze i postać dotąd mu towarzysząca udała się na boisko treningowe nr 64. Właśnie to przykuło uwagę chłopaka i oderwało go od komórki. Gdy przeniósł spojrzenie na oddalającą się osobę zdębiał. Od tyłu zauważył śnieżno-białe włosy schowane pod czarną przepaską i przylegający do ciała ciemny kostium z nieco jaśniejszą, ale dalej ciemną, ledwo wyróżniającą się od reszty stroju cyfrą 8. Niestety jego plan polegający na podbiegnięciu do postaci udaremniło powiadomienie na komunikatorze. Rany, znowu był spóźniony! Rzucił się pędem w stronę zgniło-zielonych drzwi, po czym wemknął się do środka. Wdrapał się na swoje podwyższenie, a białe światło zapaliło się oświetlając jego sylwetkę. Tak jak mógł się domyśleć, jedynymi obecnymi na naradzie był on, wybuchowy bordowowłosy i błękitnowłosa prawie-dziewczyna. Żadna niespodzianka... Jak zawsze usiadł na swoim "tronie" i w milczeniu przyglądał się kłócącej dwójce. Po chwili znudzenia zamknął oczy i pogrążył się w pół-śnie - słyszał kłótnie odbywającą się obok, ale nie zwracał na nią uwagi, skupił się na wspomnieniach.
Bójkę słowną Torch'a i Gazelle'a przerwał donośny głos postaci, która zjawiła się na podwyższeniu obok. Oświetlony fioletowym światłem czarnowłosy bramkarz Epsilonu upomniał "dwójkę rozwydrzonych bachorów" powodując nerwową ciszę. Czerwonowłosy otworzył lewe okno patrząc z lekkim zaciekawieniem na rozwój wydarzeń.
- Gazelle, czy wezwałeś mnie tu dzisiaj tylko po to, bym popodziwiał twoją niedojrzałą kłótnię z Torch'em? - zapytał oschłym tonem nowoprzybyły.
- Um... Nie, nie, dyrektor Schiller jest bardzo niezadowolony z przegranej Gemini Storm, więc polecił byś ty, wraz ze swoim zespołem, zagrał z nimi mecz towarzyski i wygrał. - podkreślił ostatnie słowo błękitnowłosy świdrując spojrzeniem kapitana Epsilonu. - Mecz odbędzie się za cztery dni na boisku w Raimon Jr. High - dodał jeszcze, po czym usiadł na swoim "tronie". Czarnowłosy Dvalin podziękował tylko za informację i opuścił salę. Po chwili to samo zrobił Gazelle, a po nim Torch. I jak to zawsze bywało Xeen został sam na sali. Zszedł powoli z podwyższenia i stawiając flegmatyczne kroki ruszył w stronę wyjścia. I znów nie zauważył ubranej w ciemne kolory postaci przycupniętej na jednym z nieoświetlonych podwyższeń...

___________________

Heej, przepraszam że ten rozdział taki nudny i mnóstwo opisów, ale zgubiłam gdzieś na niego wene... ((Halo, wena, where are you?))
Ale na szczęście pomysł na kolejne rozdziały już jest i powinno się coraz więcej dziać 😁 Naprawdę cieszę się z tych kilku pozytywnych komentarzy oraz wiadomości, bo jest to chyba moje pierwsze opowiadanko, które się tak dobrze przyjęło 😊
Dziękuję za to, że jesteście ♥️
Im_only_illusion

I jeszcze jedna krótka wiadomość - mam pomysł żeby napisać opowiadanie Rococo Urupa/Hector Helio x OC. Co o tym sądzicie? Piszcie proszę w komentarzach 😄
ja

𝐛𝐥𝐚𝐜𝐤 𝐩𝐞𝐚𝐫𝐥 𝐚𝐧𝐝 𝐚𝐥𝐢𝐞𝐧; xavier foster. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz