Otworzyłam oczy, a następnie krzyknęłam w niebogłosy mając przed oczami coś, co wprawiło mnie w potworne przerażenie. Do sufitu była przymocowana lina, zaś do liny szkielet z resztkami zgniłego mięsa między żebrami, miejscami przyklejonego jeszcze do kości. Jedna z nóg już zdążyła odpaść, zaś druga ledwo wisiała, ale lada moment również się odklei. Przez dziury po wyłamanych deskach w ścianie przedzierały się promienie słoneczne, padające idealnie na okropny widok. Było duszno, jednak nie przez pogodę, a smród uderzający w nozdrza, przyprawiający o zawroty głowy. Wokół szkieletu latały muchy, inne owady pełzały po nim w miejscach gdzie znajdowało się mięso. Z moich ust wystrzeliła fala wymiocin, opadając mi na nogi i zabrudzając kurtkę Jacka. On jednak słysząc mój krzyk poderwał się tak, że Paulie również wyrwany ze snu niemal nie poleciał w moje rzygowiny. Zakrył dziecku oczy i szybkim krokiem wyprowadził go z szopy. Wstałam i biegiem ruszyłam za nimi, nie oglądając się nawet, ale po plecach przechodził mnie dreszcz. Bałam się, że przerażający kościotrup chwyci mnie za ramię i pociągnie do siebie.
Paulie zaczął płakać dopiero gdy mnie zobaczył. Ani ja, ani Jack nie zdjęliśmy mu taśmy z ust co było dosyć bestialskie, ale bezpieczniejsze. Lepiej żeby miał zaklejone usta niż zaczął krzyczeć dając poszlakę, gdzie jesteśmy. Teraz jednak tej taśmy nie miał, a na jej miejscu widniał czerwony, prostokątny ślad. Dziecko płakało z otwartą buzią, ukazując maleńkie jedynki, którym udało się już przebić przez dziąsła. I tak mój wrzask pewnie dało się słyszeć na kilometr, więc musieliśmy uciekać, nie ryzykując, ale również na pewno nie chcieliśmy zostać ani chwili dłużej w tym miejscu.
Bałam się co jeszcze spotka mnie tej doby. Przeżyłam gwałt po którym byłam potwornie roztrzęsiona, zobaczyłam przerażającego trupa na którym żerowały owady, porwano mi dziecko. Nie miałam pojęcia dlaczego to wszystko spotyka akurat mnie.
Jack niósł synka, bowiem ja byłam cała umazana wymiocinami. Zaczęliśmy biec w stronę przesmyku w skałach, widzieliśmy już tą górę ponad drzewami. Teraz wstawał nowy dzień a my względnie wypoczęliśmy, więc byliśmy w stanie tam dotrzeć. Minęło jednak pół godziny zanim znaleźliśmy się na miejscu. Jack tym razem biegł tylko z dzieckiem na rękach, nie ze mną w pakiecie, ale i tak musieliśmy się zatrzymać kilka razy na złapanie oddechu.
Przez skały przedzieraliśmy się bardzo niezdarnie. Paulie mógł bez problemu iść prosto, jednak ja i Jack, aby w ogóle się przecisnąć, przedzieraliśmy się bokiem. Synek szedł między nami, ja byłam ostatnia. Mąż ciągnął go za rączke, zaś ja popychałam go delikatnie i cudem nie upadł, ale momentami było blisko. Dziecko wciąż chlipało, ale już nie był to płacz sam w sobie. Dopiero kiedy wyszliśmy ze szczeliny, uspokoił się całkowicie, być może nie miał już siły.Dom zastaliśmy dokładnie w takim stanie, w jakim zostawiliśmy. Jack powiedział że mam iść do środka umyć siebie i synka, zaś on zrobi pułapkę przy samym wejściu.
- W ogrodzie są grabie. Weź je w razie czego, choć na pewno nikogo tu nie było i nie ma. Jednak na wszelki wypadek, weź - Powiedział obejmując mnie lekko, aby nie usmarować się wymiocinami.
Złapałam dziecko za rączkę i ruszyłam w stronę domu cały czas obracając się za siebie.
Udało mi się umyć siebie i dziecko, faktycznie nie wyglądało na to, aby ktokolwiek był w domu oprócz mnie i Pauliego. Malec był wciąż przerażony, gdy tylko unosiłam rękę mrużył oczy. Bóg jeden wie co oni mu robili, ale wiedziałam, że prędzej czy później spotka ich za to kara.
Myślałam też o Tobym. Czy nikt nie zorientował się, że to był podstęp? Najbardziej obawiałam się, że Masky wszystko im wygadał, a chłopak sam przeżywa teraz tortury. Byłam roztrzęsiona po tych wszystkich wydarzeniach, przez to, co zrobiła mi istota zamykałam oczy kiedy przechodziłam obok lustra. Nie chciałam na siebie patrzeć, strasznie bałam się co tam zobaczę. Podskakiwałam za każdym razem gdy usłyszałam jakieś puknięcie czy nawet owada obijającego się o szybę.
Kiedy tylko przebrałam syna w czyste ubranka i naciągnęłam mu na stópki skarpetki, na siebie narzuciłam dwa kolejne swetry i wyszłam do okna w salonie. Jack klęczał w ogródku na trawie, nieopodal okna i skupiony jak szewc ciął ręczną piłą drewno. Synek pociągnął mnie za rąbek spodni. Wzięłam go na ręce opierając o biodro i wskazałam palcem na jego ojca. Nie wyciągnął rączek, nie zawołał "Tata, tuli!", nawet nie pisnął. Spojrzałam na niego i uświadomiłam sobie, że coś w jego dziecięcym uroku zgasło. Niebieskie oczy wypłowiały, twarz spoważniała a pod oczami odznaczyły się dwa wgłębienia. Gdy mu się przyglądałam, przypominał starego człowieka zamkniętego w ciele malca.
Przed oczami stanął mi przerażający widok z szopy w lesie. Zrobiło mi się słabo, ale szybko odtrąciłam od siebie tą myśl.Najbardziej bałam się rozmowy z Jackiem.
Wieczorem, gdy położyliśmy Pauliego do jego kołyski, z której już powoli wyrastał, usiadłam obok męża na skraju łóżka. Siedział nieco pochylony do przodu z rozstawionymi nogami i łokciami opartymi o uda, splatając razem palce dłoni. Nie odwrócił głowy w moją stronę, nie objął mnie, nawet nie drgnął. Siedział tak jak kamienny posąg, unosiły się jedynie jego plecy, aczkolwiek minimalnie, przy każdym płytkim wdechu. Słyszałam powietrze wypuszczane przez nos. Nie odzywał się do mnie cały dzień.
- Wiesz, że nie mam Ci za złe - Powiedział cicho, ale w jego tonie kryło się coś, czego nie byłam w stanie zinterpretować - To nie zależało od Ciebie. To nie Twoja wina.
Przysunęłam się nieco bliżej i obróciłam w jego stronę, nachylając się by móc spojrzeć na jego twarz. Oparłam dłoń na jego plecach i pogładziłam je.
- Myślisz, że wrócą?
- Nie tak od razu - Odparł, po czym westchnął - Znam ich doskonale. Wiedzą, że nawet jeśli tu wróciliśmy, czekamy w gotowości. Odpuszczą sobie na jakiś czas, ale nie zupełnie. Uderzą niespodziewanie. Za miesiąc, dwa, może i rok. Nic nie wiadomo.
Objęłam go, na co przeniósł jedną z dłoni na moje udo, mocno je ściskając. Nie miałam na razie najmniejszej ochoty na dotyk, on zresztą też, ale nie wzdrygnęłam się. Chyba zrozumiał, bo zabrał rękę tak szybko, jak ją umieścił, ponownie splatając palce.
- Możesz dzisiaj spać na podłodze? - Zapytałam patrząc na niego smutnym wzrokiem.
Nic nie odpowiedział. Wstał powoli ze skrzypnięciem starego materaca, przez co ja nieco uniosłam się do góry. Wyszedł z naszej sypialni z cichym jękiem starych drzwi. Słyszałam jego kroki roznoszące się po korytarzu, potem cichsze, świadczące o tym, że wszedł do jakiegoś pokoju. Paulie przewrócił się na drugi bok, wymamrotał coś przez sen. Jack wrócił chwilę później, trzymając pod pachą zrolowaną pościel i koc. Rozłożył go na ziemi obok łóżka, rzucił na niego poduszkę a następnie zdjął bluzę i zawiesił na oparciu kołyski. Położył się w samej koszulce, skarpetach i jeansach, nakrył się i odwrócił plecami do mnie.
Westchnęłam i opadłam plecami na łóżko. Zaczęłam lekko odpychać się nogami aby moja głowa znalazła się na poduszce. Za dnia posprzątałam tu i z powrotem nałożyłam poszewki, pochowałam porozwalane po podłodze rzeczy i wyrzuciłam zniszczone. Lustro nad komodą przykryłam prześcieradłem z zamkniętymi oczami a otworzyłam je dopiero wtedy, gdy miałam pewność, że nie spadnie. Zauważyłam że Paulie gapi się szerokimi oczami na każdą lustrzaną powierzchnię a chwile później płacze, więc zrobiłam to również dla niego. Odkąd pozakrywałam każde jedno, był znacznie spokojniejszy.Nie mogłam zasnąć, wsłuchując się w coraz bardziej umiarkowany oddech Jacka. Czułam, że między nami nastąpiła potężna zmiana, ale starałam się zrozumieć, że cała nasza trójka przeżyła ciężki czas. Postanowiłam wierzyć mu na słowo, że nie ma mi za złe, choć serce (i jego zachowanie) podpowiadało mi zupełnie coś innego. Przewróciłam się na bok twarzą do okna. Zasłony szczelnie zakrywały wygląd na świat, nie przepuszczając raczej światła, mimo to, wielki, okrągły księżyc odznaczał się jaśniejszym kręgiem na ciemnym widmie. Obraz zaczął mi się rozmazywać przez zbierające się w oczach łzy, ale chciałam jak najszybciej się otrząsnąć, wycierając oczy w kołdrę. Smutek ściskał mi gardło i klatkę piersiową, zaś twarz wykrzywiła się w grymasie. To była z jednych trudniejszych, lecz względnie spokojnych nocy. W mojej głowie jednak rozpętywała się burza.