XXX

315 26 13
                                    

Nasze dziecko leżało w bezruchu z otwartymi szeroko, oczami wpatrując się mętnym wzrokiem w sufit z uchyloną buzią. Widok był koszmarny, Paulie wyglądał tak, jakby bardzo się się czegoś wystraszył i dostał paraliżu. Przypominał trochę karpia wyciągniętego z wanny który dostał w głowę młotkiem, by mógł stać się elementeej wigilijną kolacji. Po kilku sekundach zorientowałam się, że jego gałki oczne są nieruchome, nie mruga powiekami ani nawet nie drga palcem. Wiedziałam co się stało, dlaczego tak jest, ale nie chciałam nawet dopuścić do siebie takiej myśli. Rzuciłam się spanikowana na niego tak, że prawie sama przechyliłam się przez oparcie kołyski za mocno i niemal wpadłam na niego. Zacisnęłam dłonie na jego ramionach i zaczęłam nim mocno potrząsać, tak mocno, że jego mała, bezwładna główka uderzała lekko o poduszkę. Jedyne co się stało, to obrócenie jej na bok pod wpływem moich panicznych prób zwrócenia mu świadomości. Na próżno.

- Nie! - Wrzasnęłam tak głośno, że Jack przycisnął otwarte dłonie do uszu.

Chwyciłam jego małe, jeszcze ciepłe ciałko pod pachami i podniosłam go, przytulając mocno do piersi i zanosząc się płaczem, jednak nie leciały mi łzy. Oczy koszmarnie mnie piekły i pewnie były całe opuchnięte. Był o wiele cięższy niż zazwyczaj, jego główka teraz odchylała się do tyłu. Wydawałam odgłosy tak żałosne, jak kobieta, której wyrwano żywcem wątrobę. Mi właśnie odebrano serce.
Miałam otwarte usta i zapewne przerażający grymas nieodpartego cierpienia, ściskałam go do siebie mocno i krzyczałam, klnęłam i bełkotałam na zmianę. Jack objął mnie ramieniem ale nie był w stanie wypowiedzieć ani słowa. Widocznie wpadł w tak ciężki szok, że nie docierała do niego śmierć synka. Do mnie dotarła wreszcie z potężną siłą i zdecydowanie był to większy ból niż jakikolwiek który spotkał mnie dotychczas. Przed oczami przewijały mi się różne obrazy.

"Mama!" - usłyszałam nagle tuż za plecami. Oszołomiona odwróciłam się i popatrzyłam na Pauliego stojącego w drzwiach sypialni, ubranego w biały śpioszek.
- Jack! - Krzyknęłam zachwycona - Jack, Paul właśnie powiedział swoje pierwsze słowo!

- Nie luli sam - Powiedział zaspany patrząc mi prosto w oczy. Rozbawiona przysunęłam bliżej krzesło. Synek odwrócił główkę do ściany. Wyjęłam spod kołyski książkę.
- Przeczytam Ci bajeczkę.

- Fuuuj! - Powiedział kiedy łyżka z fasolą w sosie pomidorowym zbliżyła się do jego buzi, odepchnął lekko moją rękę.

Usłyszałam krzyk. Zerwałam się z kanapy i popatrzyłam na drewniane schody prowadzące na górę. Paul wyłożył się na nich, po chwili zanosząc się płaczem. Podeszłam i wzięłam go na ręce, następnie ruszyłam do łazienki przemyć mu zdarte kolano.

Masa wspomnień kłębiła się w mojej głowie a ja krzyczałam z bólu, mając przed oczami ich widmo.

***

Jack oparł dłoń na rękojeści starej, brudnej łopaty i pochylił głowę w dół. Patrzyłam na moje dziecko klęcząc nad dużą, głęboką dziurą wykopaną w centrum ogrodu. Płakałam głośno, jednocześnie zmawiając modlitwę do Boga, aby jego dusza była bezpieczna i Paulie zaznał spokoju. Co dwa słowa z moich ust wydobywał się skowyt, Jack nie mówił zupełnie nic od śmierci syna, ja ten czas przespałam. Postanowiliśmy poczekać trzy dni zanim zakopiemy jego ciało mając nadzieję, że jeszcze się obudzi, jeszcze wróci do świata żywych i wszystko jakoś się ułoży. Przez to, co przechodziłam teraz, zaczęły mi wypadać włosy a kiedy przesuwałam po nich ręką, między palcami zostawało mi kilka siwych pasm. Kiedy wstawałam do toalety na poduszce widniały przeważnie ich kłębki, odkryłam też kilka niewielkich, łysych placków na głowie. Ani ja, ani Jack nie byliśmy w stanie czegokolwiek zjeść, chodziłam więc przemęczona z wiecznym bólem głowy, bo kiedy nie spałam, zanosiłam się ciągłym płaczem.

- Amen - Powiedziałam i teraz już wyłam jak wilk podczas pełni. Patrzyłam jak czarna, wilgotna ziemia przysypuje jego ciało.

Nie mogłac znieść tego widoku który rozrywał mnie jeszcze bardziej wstałam, po czym pognałam na oślep do domu. Zatrzymałam się jednak przy schodach na ganek, usiadłam na nich z impetem i schowałam twarz między kolanami, nakrywając głowę dłońmi ze splecionymi palcami. Byłam w potwornej rozsypce i każda rzecz, każdy zapach i miejsce przypominały mi o moim dziecku. Zrozumiałam nawet co musiała czuć moja matka, kiedy powiedziałam jej, że mój młodszy brat zginął w pożarze. Uczucie stracenia własnego dziecka to zdecydowanie najstraszniejsza rzecz jaka może się przytrafić.
Przez głowę przemknęła mi myśl jakże kusząca i atrakcyjna. Jedyny sposób żeby jeszcze zobaczyć synka...

Piętnaście minut później usłyszałam skrzypnięcie schodów, po czym wokół moich ramion pojawiły się dwie ręce, przyciągające mnie i mocno otulające. Jack oparł policzek na czubku mojej głowy, zaś ja wtuliłam się w niego zamykając oczy. Co prawda bliskość męża przynosiła mi ulgę, ale w tej sytuacji była ona niewielka.

Dużo rozmyślałam o śmierci syna, dużo obwiniałam siebie jak i wszystkich wokół. Pierwszą teorią było zapalenie płuc przez porwanie i ciąganie go po dworze, spanie w jednej szopie z trupem. Potem, kiedy przypomniał mi się kościotrup wysnułam teorię na temat zatrucia trupim jadem, ale na pewno byłyby jakieś większe objawy niż gorączka.

- Miał całą spuchniętą szyję - Powiedział Jack, pierwszy raz odzywając się od trzech dni.

Popatrzyłam na niego szerokimi oczami, z dosyć tępym wyrazem twarzy, ale nie byłam w stanie wydusić na początku ani słowa. W mojej głowie zrodziły się kolejne teorie. Kiedy spaliśmy ktoś mógł się zakraść i próbować go udusić. Albo sam się udusił. Może połknął coś w nocy. Może pająka który ugryzł go w przełyk i doprowadził do uduszenia.

- Widziałem dwie odciśnięte dłonie, raczej damskie - Powiedział, zaś ja wyczułam w jego głosie oskarżenie.

- Chyba nie myślisz, że ja...

Can I See Your Kidney? // E.J.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz