XXIX

321 28 7
                                    

Wstałam razem ze świtem, co za tym idzie, miałam za sobą zaledwie kilka godzin snu. Może dwie.
Wstać było naprawdę ciężko, ale pęcherz wołał mnie na spotkanie z porcelaną, mogłabym powiedzieć, że wręcz bolał, więc z niechęcią wstałam z łóżka. Od razu popatrzyłam czy Paulie jest na swoim miejscu i ulżyło mi, kiedy zobaczyłam jego okrągłą buzię i białe loki rozrzucone na poduszce. Podeszłam bliżej kołyski, ponieważ miałam wrażenie, że coś z nim jest nie tak. Ba! Jego policzki paliły się czerwienią.
Kiedy dotknęłam jego czoła i każdy policzek z osobna, przestraszyłam się. Miał gorączkę bez dwóch zdań, tak silną, że sama takiej chyba nigdy nie miałam. Może raz, kiedy zjadłam na stołówce bułkę z salami. Każdy po tym dostał takiego zatrucia pokarmowego, że wszędzie śmierdziało wymiocinami a kolejka do toalety nie kończyła się przez plagę biegunki.

- Jack! - Zawołałam. Dziecko westchnęło, wymamrotało coś, ale całe szczęście, nie obudziło się.

Za moimi plecami zaszumiała pościel, po czym usłyszałam ciche stęknięcie osoby która nie chce podnosić się wcale, najlepiej nigdy. Nie obejrzałam się na niego, byłam wpatrzona w dziecko wyglądające jak w upalny dzień po dwóch godzinach z buzią na słońcu. Widocznie zorientował się, że chodzi o synka, bowiem w innej sytuacji jestem prawie na sto procent pewna, że by mnie olał. Znalazł się po chwili obok mnie, rozczochrany i zmęczony. Nie jadł nic, a jeśli jadł, to nic mi o tym nie wiadomo. Ja nie widziałam żeby cokolwiek jadł od urodzinowego obiadu. Pobladł, zaś jego twarz zdawała się zapadnąć na policzkach, przez co wyglądał na wiele starszego, niż był w rzeczywistości.

- Dotknij go - Powiedziałam cicho, jednak w moim głosie słychać było grozę.

Jack jakby nabrał na chwilę energii, bowiem wychylił się przez oparcie kołyski i musnął palcami jego buzię. Oparł obie dłonie na drewnianej poręczy i pochylił głowę w dół, ostatnio to jego podstawowa postawa ciała.

- Potrzebuje lekarza.

- Nie mamy lekarza! - Uniosłam się, po czym popatrzyłam czy moja głupota go nie obudziła. Nasze spojrzenia się skrzyżowały i Paulie zaczął głośno płakać, jednak po chwili zakaszlał kilka razy i leciały już same łzy. Podkurczył nogi do brzucha i zaczął coś bełkotać, jednak ani ja, ani Jack nie zrozumieliśmy ani słowa. Zobaczyłam, że pościel robi się mokra.

Odkryłam go i wzięłam na ręce, po czym bez chwili namysłu ruszyłam prosto do łazienki. Jack zaczął tłuc się po szafkach po to, by zjawić się zaraz później z jego suchymi ubrankami. Zostawił je w umywalce i wyszedł. Nie odezwał się do mnie już ani słowem więcej.
Z bólem serca mówiłam do niego uspokajającym tonem, a przynajmniej się starałam, ale kiedy zrozumiałam, że to nic nie daje a jedynie pogarsza, zamknęłam się. Wyczyściłam go i przebrałam w suche, czyste ubrania starając się nie łamać z każdym odgłosem cierpienia i strachu, jakie słyszałam. Musiałam zachować możliwie najbardziej zimną krew, bo musiałam zaopiekować się swoim dzieckiem. Synek nie przestawał łkać i unikał patrzenia na mnie. Pieprzona męska solidarność. Miałam wrażenie, że również się na mnie obraził.

Czystego, pachnącego i rozpłakanego Pauliego zaniosłam z powrotem do naszej sypialni. Jack zmienił dziecku pościel i siedział na łóżku, plecami do drzwi. Głowę miał skierowaną na okno, zaś jego poza, choć dokładnie nie widziałam, wyglądała tak samo jak wieczorem, co nadawało mu wyglądu alkoholika któremu odebrało się ostatnie krople trunku. Położyłam syna i starannie okryłam po samą brodę, myśląc co powinnam zrobić kiedy malec ma tak wysoką gorączkę. Wyjęłam z szafy czarny koc i otuliłam go jeszcze mocniej.

- Odejdź, przez Ciebie tak płacze - Powiedział co cholernie mnie zabolało. Zabolało mnie tak bardzo, że pochyliłam się i momentalnie załkałam podobnie jak Paulie, zaś kilka kropel prosto z moich oczu spadło na jego pościel. Ten płacz wzbierał się we mnie cały czas, a teraz wreszcie miał upust. Byliśmy i płakaliśmy tam razem.

Jack drgnął, po czym wstał i podszedł do mnie szybkim krokiem. Poczułam jak przytula mnie od tyłu, opierając głowę o jedną z łopatek. Niby trochę mi ulżyło, ale rozpłakałam się jeszcze mocniej.

- Nie miałem tego na myśli - Powiedział uspokajająco - Obydwoje bardzo Cię kochamy i nie mamy niczego za złe, po prostu to zauważyłem...

- Nie mam wsparcia, jakbym sama się o to prosiła - Wymamrotałam pomiędzy oddechami, jąkając się i przejęzyczając.

Dokładniej przypomniał mi się gwałt, z każdym potwornym szczegółem. Uderzył we mnie tak mocno, że myślałam, że nie będę się w stanie pozbierać nigdy więcej. Tak naprawdę cały czas miałam to w głowie, ale przykrywałam innymi myślami. To dokładnie tak, jakby ukryć coś dużego pod kołdrą i liczyć na to, że nic nie widać. A teraz ta kołdra została zrzucona.
Jack obrócił mnie w swoją stronę i przytulił mocno do klatki piersiowej, więc wtuliłam się i przestałam chlipać, ale wciąż co rusz pociągałam nosem a łzy spływały mi po twarzy aby po chwili wsiąknąć w jego koszulkę.

- Wiem, że nie chciałaś tego tak samo jak i ja - Szepnął - Cały czas jestem i nie zostawię Cię. Muszę to po prostu przetrawić. Cierpię teraz na niestrawność.

Uspokajanie mnie zajęło mu dłuższą chwilę, aż w końcu nie miałam już czym płakać. Zadarłam głowę do góry, na co pocałował mnie w czoło, a był to buziak ciepły i czuły. Otarł mi kciukiem pozostałości po łzach.

- Willow... - Znieruchomiał nagle - Boże. Paulie! Paulie, jezu, Paulie!

Can I See Your Kidney? // E.J.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz