ⓍⒾⒾ

6K 318 6
                                    

Kompletnie nie liczyłam na to, że rodzice nie zauważyli mojego braku. W końcu to była noc mojej przemiany. Więc na pewno ktoś przyszedł po mnie, zanim pełnia osiągnęła swój szczyt. No, a mnie nie było. Nie trzeba być geniuszem, by domyślić się gdzie byłam. Miałam jedynie nadzieję, że nikt nie złapał tropu mojego mate. Ja go nie czułam, to prawda. Jednak prawdą jest też to, że jestem o wiele mniej doświadczona niż inne członkowie watahy. Jestem pewna w stu procentach tego, że nie dorównuje mamie w tropieniu. Ani nawet jej betą. Byłam jeszcze młoda i słaba co na pewno nie działało na moją korzyść. Zwłaszcza w takich sytuacjach.

Przekroczyłam próg domu watahy, gdzie uderzył mnie intensywny zapach. Wilkołaki, jak i kotołaki pachniały w trakcie pełni bardzo intensywnie. Sprzyjało to odnajdywaniu partnerów i pewnie jeszcze paru innym rzeczą. Powoli pokonałam odległość dzielącą wejście od schodów. Dom watahy wydawał się dziwnie opustoszały. Nie było to jednak nic dziwnego. No, a przynajmniej nie dzień po pełni. Weszłam na schody, powoli pokonując kolejne stopnie. To, że zapewne rodzice wiedzą, że zniknęłam, nie oznaczało, że muszę teraz wszystkich budzić. Kiedy w końcu dotarłam na piętro rodziny alfy, skierowałam swoje kroki w stronę pokoju. Marzyłam już tylko o chwili snu.

- Mama chce, żebyś przyszła do jej gabinetu. - oświadczył Nicko mijając mnie na korytarzu. Nawet na mnie nie spojrzał. To, co robił w telefonie było zbyt ciekawe, by oderwać wzrok choćby na sekundę.

Od razu ruszyłam do gabinetu alfy. Chciałam mieć tę rozmowę już za sobą. Niby mogłam to przeciągać, ale niby po co? I tak nie zasnę póki nie dowiem się, jak bardzo mam przerąbane. Podeszłam do drzwi i w nie zapukałam. Kiedy usłyszałam pozwolenie, weszłam do środka.

Mama siedziała nad jakimiś papierami. Nawet na mnie nie spojrzała. Doskonale, bowiem wiedziała kto przyszedł. Podopstwała kolejne dokumenty, zmuszając mnie do stania i oczekiwania na moją kolej, co było nieznośne. Zdecydowanie wolałam już dostać ten ochrzan.

- Wytłumaczysz mi to? - w końcu odłożyła papiery i obdarzyła mnie spokojnym spojrzeniem.

- Nie mogłam już znieść tego zamknięcia. - podeszłam bliżej jej biurka. - Ten dom w trakcie pełni to więzienie. Zresztą nie tylko w jej trakcie.

- Wiem, że ci to nie odpowiada. Jednak nie mogę ryzykować twojego życia. Sytuacja była napięta i musiałam podjąć drastyczne środki. - odłożyła długopis i rozsiadła się w fotelu. Była aż zbyt spokojna.

- Przecież to rozumiem. - oświadczyłam, chcąc chociaż trochę poprawić swoją sytuację. - No, ale wiesz jak to jest, w trakcie pełni.

- Wiem. - oświadczyła, a jej oczy stały się niepokojąco czerwone. - Ja też lubię biegać. Jednak nigdy nie robię tego, kiedy ktoś może mnie zabić.

- To było głupie, przyznaje. - kontynuowałam nie tracąc nadziei, na poprawę swojej sytuacji. - No, ale nie umiałam się powstrzymać. Miałam wrażenie, jakby las mnie wzywał.

- Znam to uczucie. - przyznała, a na jej twarzy pojawił się subtelny uśmiech. Najpewniej przypomniała sobie swoją pierwszą przemianę. - Masz szczęście. Wataha południa chyba sobie odpuściła.

- Naprawdę? - spytałam nie dowierzając własnym uszom.

Wilkołaki rzadko odpuszczają. Duma im na to nie pozwala. Co świetnie prezentuje przykład z kotołakami. Lata wojny o dosłownie nic. Tak więc fakt, iż jakaś wataha tak po prostu odpuściła, wydawał się podejrzany.

- Sama nie mogę w to uwierzyć. - przyznała, podnosząc się z fotela. - Jednak wszystko na to wskazuje. Nie myśl jednak, że tak od razu odpuszczę wszystkie kontrole i ograniczenie. - dodała po chwili, czym zdarła mi uśmiech z twarzy. - Nadal obowiązują was zakazy. Już nie tak ostre, ale jednak. - podeszła do mnie i wciągnęła mocniej powietrze. Zapewne szukała czyjegoś zapachu.

W duchu modliłam się, by go nie wyczuła. Po dłuższym namyśle stwierdzam, że póki co nie chce nikomu mówić. Zwłaszcza po jego dziwnym porannym zachowaniu.

- Tym razem ci się upiecze. - wróciła na swoje miejsce, a ja odetchnęłam z ulgą. - Następnym razem nie będę taka pobłażliwa.

- Dobrze mamo. - skierowałam się do wyjścia i opuściłam gabinet.

Myślami wróciłam do dzisiejszego poranka. Wszystko byłoby okej, gdyby nie jego dziwne zachowanie. Czyżbym zrobiła coś nie tak? Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek telefonu. Sprawdziłam wyświetlacz, po czym odebrałam.

- Hej Viki. - rzuciłam szukając w międzyczasie jakichś ciuchów na przebranie.

- I jak było? - spytała wyraźnie podekscytowana.

Obstawiałam, że domyśliła się, co się stało. To było chyba aż nadto oczywiste. Póki co postanowiłam darować sobie poszukiwania. Położyłam się na łóżku i przymknęłam oczy.

- Było... Ciekawie. Sama przemiana była cholernie bolesna. Zemdlałam dwa razy. - wróciłam wspomnieniami do ubiegłej nocy. Na samo wspomnienie wszystko mnie bolało.

- To chyba oczywiste. - rzuciła niepocieszona moją odpowiedzią. - Lepiej mi powiedz, jak wyglądasz po przemianie.

- No właśnie... - nie zobaczyłam się ani razu. Jedyne co wiedziałam, usłyszałam od swojego mate. - Przemieniam się w dwa zwierzęta. Czarnego wilka i białego tygrysa.

- Totalny odlot. - wydusiła z trudem po chwili milczenia. - To musi być cudowne. Ja to po prostu muszę zobaczyć.

- Pokaże ci przy najbliżej okazji. - obiecałam, przewracając się na lewy bok. - No, ale to kiedy indziej.

- Dobra, a co na to twój mate? - spytała, a w jej głosie ponownie dało wyczuć się entuzjazm.

- No właśnie nie wiem. - odpowiedziałam, niewiele myśląc. Chyba jednak powinnam to przemilczeć. - Niby wszystko jest okej, ale rano nie dał mi buziaka na do widzenia... Czepiam się o głupoty.

- Jakie głupoty? - spytała tym razem zbulwersowana. - Musisz to sobie z nim wyjaśnić, bo to normalne nie jest.

Byłam zszokowana jej reakcją. Czy to naprawdę jest aż tak istotne? Wychodzi na to, że tak. Jednocześnie mnie to zmartwiło, a zarazem ucieszyłam się, że nie jestem przewrażliwiona. No cóż, przynajmniej są jakieś plusy.

- I co, mam tak po prostu zapytać? - spytałam nieco niepewnie.

Zawsze radziłam się Viktori. Była jak moja wyrocznia. Zawsze wiedziała co mi poradzić. I może nie zawsze były to mądre rady, ale zawsze czułam się pewniej robiąc głupoty, które ktoś mi doradził.

- Jakby nie było, jesteście parą. Chyba wypadałoby nauczyć się szczerze rozmawiać.

Tym razem musiałam przyznać jej rację. Nie mogę tak bać się szczerych rozmów. W końcu w związku to podstawa. Chociaż nie jestem pewna czy jesteśmy w związku... To raczej skomplikowane.

- Masz rację. - przyznałam z lekkim bólem serca. - Porozmawiam z nim jak najszybciej.

- I dobrze. - rzuciła zadowolona z tego, co słyszy. - A teraz muszę lecieć. Mamy jakieś zebranie watahy.

- U was też grają te same dramaty z tą watahą? - spytałam ciekawa tego, jak ma się ten temat w innych sforach.

- A żebyś wiedziała. Mam już tego dosyć, ale co zrobię? Dobra zadzwoń, jak już pogadacie. Hej. - nie czekając na odpowiedź rozłączyła się.

Odłożyła telefon na bok. Postanowiłam, że dzisiaj już odpuszczę sobie tę rozmowę. Byłam już na to zdecydowanie zbyt zmęczona. No i chyba nie wystarczająco gotowa.

Nie Chciałam Go OdnaleśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz