ⓋⒾ

7.5K 340 119
                                    

Od razu udałam się na miejsce spotkania. Nie ukrywam, śpieszyło mi się. I to nawet bardzo. Ta dziwna niepohamowana potrzeba zobaczenia go. Usłyszenie jego głosu. Dotknięcia go. Poczucia jego dotyku na moim... Nie, stop Sawana. Teraz to się zapędziłaś i to o wiele za daleko. Nie tak szybko. W końcu znasz jego imię i wiesz, że jest udomowiony... A i jego tata lub mama to policjant! No to chyba trochę za mało, żeby przymierzać się do pierwszego razu. Weź sobie na wstrzymanie. Ta, łatwo mówić. Szkoda tylko, że tak trudno opanować to wewnętrzne zwierzę. Kocham je, ale czasem strasznie mnie wkurza.

W końcu dotarłam na miejsce. On już na mnie czekał. Miałam nadzieję, że nie stał tu zbyt długo. Moją pierwszą myślą byłoby się na niego rzucić. Szybko jednak zdusiłam w sobie tę potrzebę. O nie, coś sobie obiecałam. Samokontrola Sawana.

- Miło cię znowu widzieć wilczku. - uśmiechnął się do mnie szeroko. Ja jednak się skrzywiłam.

- Tak też do mnie nie mów. - oświadczyłam, krzyżując ramiona na piersiach.

- Bo co? Też źle ci się kojarzy? - dopytał, przewracając przy okazji oczami.

- Żebyś wiedział. - westchnęłam ciężko. Tak wiem, jestem niemożliwa. No, ale co ja poradzę? Nie chce, żeby ktoś mówił do mnie tak jak moi rodzice do siebie.

- Dobra siadaj. - rzucił, siadając przy najbliższym drzewie. - Wiedz, że teraz odbędzie się arcy trudna czynność, jaką jest poznawanie się. Ludzie nazywają to też pierwszą randką.

Chwila co?! Czyli dla niego to już jest randka? No nie powiem, szybki jest. Zaskoczył mnie tym, przez co stałam przez chwilę jak wryta. Druga wpadka w ciągu godziny. Ogarnij się lub po prostu wróć do domu i kup sobie kota.

- Jasne. - rzuciłam w końcu. Nic lepszego nie przyszło mi do głowy. A chciałam powiedzieć cokolwiek. Usiadłam obok niego by nie stać nad nim jak głupia.

- Więc opowiedz mi coś o sobie. - wbił we mnie spojrzenie, swoich dwukolorowych oczu a ja omal się w nich nie utopiłam.

- No to tak. Jestem Sawana Corina Wood. Mam szesnaście lat. Pochodzę z watahy mieszanej. Moja mama to alfa Wilkołak a tata to omega kotołak, który jest luną watahy. Wiem, głupio to brzmi. - no tak zawsze było mi nieco głupio o tym mówić. No, ale cóż. Jak mus to mus. - Mam ósemkę rodzeństwa. No i moja rodzina w ogóle jest dosyć duża.

Podałam mu najważniejsze informacje. Tak na dobry początek. To będzie jakaś baza do budowania czegoś więcej. Przynajmniej taką miałam nadzieję.

- Jestem Richard Drake River. Mam siedemnaście lat. Nie posiadam watahy. Rodzina od strony taty jest udomowiona od dosyć dawna. Mama jest pierwszą udomowioną ze swoich. Jednak raczej nie mówi o życiu jako dzika. Tata jest policjantem, a mama pracuje w korpo. Nie mam rodzeństwa. No a moja rodzina jest dosyć przeciętna pod względem wielkości.

- Tego braku rodzeństwa to ci zazdroszczę. - przyznałam, kiedy ten skończył mówić.

- Serio? Są aż tacy okropni? - dopytał przysuwając się do mnie odrobinę.

- Nie do zniesienia. Bez przerwy wtykają nos w nieswoje sprawy. No i czasem czuje jakbym, nie miała z nimi nic wspólnego. - przyznałam, wzdychając ciężko. Mogłabym tak w nieskończoność no, ale nie będę go zanudzać.

- Bycie jedynakiem bywa nudne. A wy to pewnie nigdy się nie nudzicie. - stwierdził lekko rozbawiony. - Dziewiątka dzieci... Nie no, to mi się nie mieści w głowie.

- Oj nigdy się nie nudzimy. - parsknęłam śmiechem. Jeszcze żaden Wilkołak nie zareagował takim zdziwieniem. - Spoko moi rodzice jeszcze nie skończyli się rozmnażać.

- Kurwa. Ty im może powiedz o antykoncepcji. - oświadczył, tak jakby nie widział sensu w posiadaniu tyłu dzieci. Jakbyśmy byli tylko wpadkami co nieco mnie zabolało.

- Oni chcą mieć nas aż tyle. Nie pytaj. - stwierdziłam, już nieco poważniej.

- Nie zamierzam. - również wydał się nieco poważniejszy. - Dobra to zdradź mi maleńka... - chciał coś powiedzieć, jednak ja mu na to nie pozwoliłam.

- Jaka maleńka? - spytałam oburzona.

- Zdradź mi skarbie jak lubisz spędzać czas? - dokończył, przewracając oczami.

- W różny sposób. Ważne by byli przy mnie ludzie, których kocham i na których mi zależy. Jestem towarzyska jak wilkołak. Jednak nie martw się, nie jestem nawet w małym stopniu romantyczką. - dodałam z rozpędu. Dopiero po wypowiedzeniu tych słów zorientowałam się, o co chodzi. Cholera to teraz trzeba brnąć w to dalej. - Mam to po ojcu.

- Spokojna głowa. Będę romantykiem za nas obu. - uśmiechnął się do mnie uwodzicielsko, a moje serce przyśpieszyło.

Zbliżył się do mnie, jeszcze bardziej, a ja nieco się odsunęłam. On jednak cały czas się zbliżał. W końcu drzewo, do którego przylegałam plecami mnie zatrzymało. Spojrzał mi prosto w oczy. Stopił moje serce w kilka sekund. Moje ciało przeszedł dreszcz. Tylko na niego tak reaguje. Jakby mną władał. Jakbym należała do niego

- Moja i tylko moja. Już na zawsze. - wyszeptał prosto do mojego ucha.

Moje serce dodatkowo przyśpieszyło. Cholera teraz na pewno je słyszał. Kiedy położył dłonie na mojej talii, całkiem odleciałam. Nagle cały świat przestał istnieć. Był tylko on i ja. Poczułam silne porządnie. Jeszcze silniejsze niż w trakcie pełni.

Zbliżył się do mnie, by połączyć nasze usta. Ja zbliżyłam się i delikatnie musnęłam swoimi ustami jego. Pożądanie jedynie narastało. Czułam jak przestaje, nad tym panować.

Zbliżył się do mnie w taki sposób, że nie miałam możliwości wycofania głowy. Oparłam ją i pień drzewa. W końcu mnie pocałował. Poczułam jak euforia, wypełnia moje ciało. Byłam niesamowicie szczęśliwa. Jednak po chwili się ogarnęłam.

Kurde, chociaż spróbuj udawać, że nie masz ochoty przelecieć go tu i teraz. To jeszcze za wcześnie ty cholerna ladacznico. Używając odrobiny siły, odsunęłam go od siebie. On spojrzał na mnie zrezygnowany. Tak jakbym odebrała mu częściowo radość z życia. Byłam gotowa się ugiąć. Jednak nie mogłam. Nie tak szybko. Spanikowałam.

Jak porażona podniosłam się na nogi. Spojrzałam na niego, nie za bardzo wiedząc jak się z tego wyplątać. Niech to szlak. On patrzył na mnie tym razem widocznie zdziwiony. I nic w tym dziwnego. Zachowałam się jak cholerny dzikus.

- Ja... No ten... - starałam się na szybko wymyślić jakąś wymówkę. - Muszę wrócić, zanim rodzinka się zorientuje, że mnie nie ma... No i nie mogę aż tak intensywnie tobą pachnieć. - no i zrobiłaś z siebie idiotkę po raz trzeci. To jakiś mój nowy rekord.

- Rozumiem. - podniósł się z ziemi i uśmiechnął się, chociaż cały czas wyglądał na lekko zrezygnowanego. - To do zobaczenia.

- Hej. - tylko tyle zdołałam z siebie wydusić.

Zaczęłam pośpiesznie kierować się w stronę domu. Nie no, po prostu cudownie. Nie dało się zwyczajnie mu powiedzieć. Trzeba było uciekać jak zdziczała. Teraz to na stówę będzie dziwnie. No i tyle było z mojej idealnej miłości. Przynajmniej jak na razie.

Nie Chciałam Go OdnaleśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz