ⓍⓍⓋⒾⒾ

5K 313 34
                                    

Rano obudził mnie telefon. Jednak nie był to budzik. Leniwie sięgłam po urządzenie po to, by przekonać się, że mam dwadzieścia nieodebranych połączeń. Carol, Lucas i Viktoria dobijają się do mnie na zmianę od szóstej rano. W tamtym momencie nasunęły mi się dwa pytania. Kto normalny wstaje o szóstej rano? I po co mogli dzwonić. Bo dzwonili, co najmniej, tak jakby świat się kończył. Westchnęłam cicho i zebrałam się z łóżka. Od watahy dostałam, jakieś ciuchy więc mogłam się przebrać. Umyłam się i ubrałam. Oczywiście koszulka była za duża, jednak szybko się z tym uporałam wiąrząc ją z przodu. Dobrze, że za duże cuchy były w modzie.

Wróciłam do pokoju i złapałam telefon. Weszłam na naszą grupę i napisałam wiadomość, na którą dostałam prostą odpowiedź. Pogadamy przez kamerkę. Co oznacza, że nie jest dobrze. Lub po prostu moi znajomi nie mają, własnego życia więc muszą posłuchać o moim. Zgodnie z prośbą zadzwoniłam, a już po chwili wszyscy odebrali.

- Powiesz nam, po co zostałaś? - Viktoria od razu przeszła do konkretów.

- Mama chce, żebym załatwiła sprawę ze swoim mate - wyjaśniłam, opierając się o zagłówek łóżka. - Problem w tym, że nie wiem co mam z nim zrobić.

- Porozmawiaj z nim - zasugerowała Carol. - A potem go zniszczysz.

- Ja bym go tam od razu zniszczył - rzucił Lucas, który jak zawsze był mściwym dupkiem, który w dodatku siedział w lesie.

- Wolę pomysł Carol, to po pierwsze - rzuciłam, zaczesując mokre włosy do tyłu. - Po drugie, co ty robisz w lesie?

- Po pierwsze, masz dla niego zbyt dobre serce - stwierdził, spoglądają na coś spoza ekranu telefonu. - Po drugie, bo mnie zostawiłaś z samymi bachorami w stadzie i na pastwę rodzinki.

- Wybacz - rzuciłam rozbawiona. - I nie mam dobrego serca. Po prostu muszę usłyszeć, jak idiota się tłumaczy.

- I bardzo dobrze - rzuciła brunetka, pokazując mi kciuka w górę. - Musisz mieć z tego trochę ubawu.

- No ba, że muszę. No i muszę już kończyć. Wilki same się nie spiszą.

- No trzymaj się - rzuciła blondynka, rozłączając się.

- Dobrze mu tam wygarnij, bo inaczej ja to zrobię - ostrzegła wilkołaczyca, kończąc rozmowę.

- Ten chuj nie będzie nosić tego samego nazwiska co ja - dodał Lucas, również się rozłączając.

Westchnęłam cicho, opuszczając swój pokój. Od razu skierowałam się do gabinetu alfy. Dostanie się tam, okazało się nielada wyzwaniem. Wataha była spora, a wszyscy musieli porozmawiać z moją mamą. Mi jakimś cudem jednak udało się do niej dostać.

- Co tutaj robisz? - spytała zaskoczona.

- Przyszłam pomóc - odpowiedziałam niepewnie, nie rozumiejąc co ją tak dziwi.

- Mam tutaj pięciu pomocników ty jesteś mi tutaj niepotrzebna. Idź lepiej poszukaj tego dupka, bo wieczorem wracamy do domu.

- Tak szybko?

- To nie idealna wataha, ale jej beta jest pomysłowy i dobrze zorganizowany - stwierdziła przeglądają jakieś kartki. - No leć.

Nic już nie mówiąc wyszłam z gabinetu. No i teraz pytanie, jak ja go znajdę? No nic, przecież nie mógł być daleko. Każdy musiał się zgłosić, do alfy więc musiał być w domu watahy lub przynajmniej w okolicy. Więc biegałam jak ta idiotka, szukając mojej zguby aż w końcu go znalazłam. Siedział oparty o drzewo nieopodal domu watahy. Ja podeszłam do niego i usiadłam obok.

- Nie masz mi nic do powiedzenia? - spytałam, spoglądając na niego kątem oka.

- A co mam Ci powiedzieć? - Jego oczy wydawały się puste. Pozbawione radości czy chęci do życia. - Nie miałem wyboru, bo gdybym tego nie zrobił alfa by mnie zabił. To i tak nie ma dla ciebie żadnego znaczenia.

- Chciałabym po prostu usłyszeć prawdę - stwierdziłam, kładąc się na trawie. - I skoro nie masz już nic do stracenia, może mi ją wyjawisz?

Richard spojrzał na mnie, a następnie przeniósł wzrok na jakiś punkt przed sobą. Przez chwilę naprawdę wyglądał, jakby nad czymś myślał. Może po raz kolejny, chciał skłamać, a może chciał sobie to wszystko jakoś poukładać. Tego nie mogłam być pewna.

- To było miesiąc temu. W naszej sforze prowadzi się rytuał odnalezienia. Jednak on jest tutaj mało istotny - stwierdził, przeczesując włosy palcami. - Ważne są tylko jego skutki. Kiedy okazało się, że moją mate jesteś Ty, alfa szybko wymyślił plan, który ty już znasz. A ja nie mając większego wyboru, zgodziłem się.

- Mogłeś mi powiedzieć - stwierdziłam, obracając głowę w jego stronę. - Pomogłabym ci.

- Nie chciałem tego. - Jego głos brzmiał tak, jakby był niewyspany. Lub jakby mu się nie chciało. - To prawda, nie miałem wyboru. Prawda jest też taka, że chciałem stać się bohaterem watahy. Zrobiłem to, bo nigdy cię nie pokocham Sawano. Zawsze bardziej pragnąłem poklasku jak ciebie.

Jego słowa mnie zabolały. I to nawet bardzo. Jednak nie chciałam tego okazać. Chciałam być silna, nawet jeśli miałam ochotę się rozpłakać. Nie mógł zobaczyć moich łez. Każdy tylko nie on.

- Możesz zostać. O ile tylko chcesz - oświadczyłam, czym mocno go zadziwiłam.

- Mimo tak brutalnej prawdy pozwalasz mi zostać?

- Tak. - Podniosłam się z ziemi i spojrzałam mu w oczy. - Nie jestem taka jak ty... Ja ciebie też nie kocham. Już nie.

Wróciłam do domu watahy, zostawiając go całkiem samego. Nie mogłam go ukarać za to, że mnie nie kocha. To jego wybór jako wolnego wilka. Mi nie pozostaje nic jak tylko go uszanować. Poza tym wiedziałam jak dokonać idealnej zemsty. A do tego on musiał być w pobliżu. Musiał stać się częścią watahy, co będzie mnie trochę kosztowało. Jednak nie tak wiele, jak jego. No i Richard wraz z watahą pewnie zamieszka w drugiej części domu watahy. Więc powiedzmy, że dam radę unikać go szerokim łukiem.

Kiedy szłam korytarzem, zobaczyłam swoją mamę. Stała sama pijąc, najpewniej, kawę. Podeszłam do niej i zabrałam jej kubek, co spotkało się z jej niezadowoleniem.

- Nie patrz tak - rzuciłam oddając kubek omedze. - Pijesz za dużo kawy.

- Alfa mnie nie wykończył. Twój ojciec nie dał rady. Sześć ciąży i porodów nie dały rady ani ty i twoje rodzeństwo. Więc kawa też mnie nie zabije - stwierdziła rozbawiona, opierając się o ścianę. - Co ustaliłaś z tym chłopakiem.

- Może wrócić - oświadczyłam co wyraźnie zdziwiło mamę. Czy serio nikt nie wierzy w moje dobro.

- To, co jest między nami, jest martwe, ale nie będę skrywała żalu. Mszczenie się i skazywanie go na banicję nic mi nie da.

- Jesteś lepszą osobą niż ja w twoim wieku - stwierdziła mama, odsuwając się od ściany. - Nie jestem pewna po kim to masz, ale raczej nie po mojej części rodziny. - Poczochrała mnie po włosach, wracając do gabinetu.

Nasza rozmowa była dosyć krótka, co mi odpowiadało. Nie miałyśmy sobie zbyt wiele do powodzenia, więc nie było po co tego przeciągać. Zwłaszcza, że byłam zadowolona z przebiegu tej rozmowy i tego, że miałam to już za sobą.

Nie Chciałam Go OdnaleśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz