ⓍⓍⒾⒾ

5.2K 308 13
                                    

Przekroczyłam próg domu watahy i od razu skierowałam się na górę. Chciałam mieć to jak najszybciej za sobą. Byle tylko jakoś to z siebie wyrzucić, a potem nich dzieje się wola alfy. Byle tylko nie była to zbyt łaskawa wola. Szczerze mówiąc, odczówałam potrzebę mordu. Byłam zła, za to, jak mnie potraktował. I w jakim celu? Dla szacunku w oczach alfy, który tak w ogóle musi być skończonym skurwielem, by tak wykorzystywać więź. Do teraz nie rozumiem, jak można było być tak okrutnym. Tak niszczyć przyszłość i odbierać szanse na szczęście młodym wilkom. Nie wiem, co będzie dalej, ale mam nadzieję, że go zdetronizują. Ktoś taki nie zasłużył na miano alfy.

Kiedy w końcu stanęłam przed drzwiami podpisanymi: 'alfa' moje serce ponownie przyśpieszyło. Te ostatnie tygodnie były największym błędem mojego życia, do którego teraz musiałam się przyznać. I to bez ominięcia czegokolwiek. Musiałam powiedzieć o wszystkim bez względu na to, co stanie się ze mną. Teraz liczyła się tylko i wyłącznie wataha. Zapukałam do drzwi, a kiedy usłyszałam pozwolenie, weszłam do środka. Spojrzałam na mamę, która siedziała i jak zwykle skupiała się na papierach. Podeszłam więc bliżej i usiadłam na krześle ustawionym naprzeciw niej.

- Coś się stało? - spytała, najwyraźniej dostrzegając moje zdenerwowanie.

- W zasadzie to tak - przyznałam, na co ta odsunęła od siebie dokumenty. - Mamo muszę Ci o czymś powiedzieć.

- Więc słucham.

Opowiedziałam jej o wszystkim po kolei. W międzyczasie kilka razy sama się zaplątałam, ale ostatecznie jakoś dałam radę. Mama wyglądała na wściekłą i sama nie wiem, czy na mnie czy tę watahę. Trudno było to stwierdzić na tym etapie. Jej oczy stały się czerwone, a nos zmarszczyła jakby na kogoś warczała. Czyli była po prostu wściekła jak dawno już nie była.

- Więc co teraz? - spytałam niepewnie, przerywając chwilę ciszy.

- To oznacza wojnę - oświadczyła, podnosząc się z krzesła. - Wprowadzono szpiega. Zagrożono mi, mojemu mate i moim dzieciom. Teraz nie pozostało nam nic innego jak wojna.

- Nie wiem, czy to dobry pomysł. - Spojrzała na nią niemal błagalnie. - Alfa William...

- Wiem, jaki on jest - zapewniła, podchodząc do mnie i kładąc mi dłoń na ramieniu. - To agresor i dupek. To wiem od dawna i nie musisz się martwić. Walka między mną, a nim nie jest z góry przesądzona, jak mogłoby ci się wydawać.

- Wydawał się niesamowicie groźny i pewny siebie - przyznałam, spoglądając na nią zmartwiona. Nie zamierzałam ukrywać, że się boję.

- Uwierz mi, że matka chcąca ochronić rodzinę i watahę jest groźniejsza niż jakiś tam krzykacz.

- Więc co? Teraz czeka nas wojna? - podniosłam się z krzesła, by nie musieć tak zadzierać głowy do góry.

- Na to wygląda - przyznała, siadając na biurku. - Musimy wykorzystać fakt, że się nas nie spodziewają. Teraz to my jesteśmy krok przed nimi.

- Ich wataha jest spora - zauważyłam, zgarniając włosy z twarzy. - Nawet jeśli będziemy pierwsi, nie wiem czy mamy szansę.

- Nie ilość, a jakość. - skrzywiłam się na te słowa, nie rozumiejąc tak naprawdę o co chodzi. - Moi zmiennokształtni są gotowi umrzeć za watahę. Jego zostali wcieleni siłą i już nie koniecznie są gotowi oddać za niego życie.

- Myślisz, że wygramy? - Mimo że miałam takie przeczucie, chciałam to od niej usłyszeć. Tylko to mogło przywrócić mi spokój ducha.

- On chce mojego serca na srebrnej tacy, więc ja z chęcią usłyszę jak pęka mu kark - przyznała, krzyżując ramiona na piersiach. - Będzie mnie błagał o litość której ja mu nie okaże. Nie dlatego, że mnie to bawi i nie dlatego, że chce udowodnić, że jestem lepsza. Nie okaże mu litości, bo ten chciał wykorzystać moją córkę do własnych celów. A krzywdy rodziny nie wybaczę nikomu.

Tak w ramach wyjaśnień. W naszej kulturze przyniesienie serca na srebrnej tacy jest oznaką największej zniewagi. Zapewne stąd wzięły się historie o srebrze. Wilkołaki i kotołaki po prostu go nienawidziły. W dawnych czasach kojarzyło się nam ze zniewagą i śmiercią. Części ciała na srebrnych tacach lub nabite na włucznie o srebrnych ostrzach. No tak, zmiennokształtni nigdy nie byli szczególnie pokojowo nastawieni.

- Przepraszam. Gdybym nie była tak naiwna, wszystko potoczyłoby się inaczej. - Spuściłam głowę w ramach skruchy.

- Nie masz za co mnie przepraszać. - Podparła dłonią mój podbrudek, zmuszając mnie bym na nią spojrzała. - To, co zrobiłaś, było głupie i ryzykowne, to prawda. Jednak wiem, że w twoim wieku postąpiłabym tak samo. Wykazałaś się odwagą, dzięki której teraz mamy szansę się obronić.

- Zawsze uczysz nas, że prawdziwy alfa nigdy nie dąży do wojny - stwierdziłam, odsuwając się od mamy.

- Jednak zawsze jest na nią gotowy - dodała, zakładając nogę na nogę. - A w tej sytuacji od wojny już nie uciekniemy. Alfa William będzie dążył do wojny, póki ta nie wybuchnie. On tak działa. Nie jedna wataha już przejechała się, na wierzę, że siedząc cicho, unikną wojny.

- Jesteśmy na nią gotowi? - Podeszłam do niej, a ona objęła mnie ramieniem.

- Nikt nigdy nie jest gotowy na wojnę. Jednak możemy czuć się gotowi na tyle, by tę wojnę zacząć. A ja wierzę, że przez te wszystkie lata zbudowałam na tyle silną watahę, że damy radę.

- Chyba trzeba zebrać watahę. - Zmusiłam się do słabego uśmiechu, mimo że w ogóle nie miałam na niego ochoty.

Wcale nie chciałam tej wojny. Nie byłam też na nią gotowa i to nawet w najmniejszym stopniu. Wiedziałam jednak, że jest ona nie unikniona. To wszystko posunęło się zbyt daleko, by moja mama mogła odpuścić. No i co by nie było, wierzyłam w jej instynkt. Była dobrą alfą i jej ufałam.

- Zdecydowanie - stwierdziła, schodząc z biurka. - Wezwę watahę do sali narad. - Ruszyła do wyjścia, ja jednak nadal stałam czując, że o czym zapomniałam. - Sawana. - upomniała mnie mama, na co ja ruszyłam za nią.

Widziałam jak mama w skupieniu, kontaktuję się z resztą watahy. Już teraz byłam pewna, że wpadną w bojowe nastroje i będą gotowi. Ja również słyszałam wezwanie alfy, nie byłam jednak w stanie się na nim skupić. Mimo zapewnień mamy, dręczyły mnie wyrzuty sumienia. To wszystko była wina moja i więzi. W końcu, gdyby ten dupek nie był moim przeznaczonym, może jego alfa nigdy by się nami nie zainteresował. Może to brzmi trochę głupio, ale nic nie poradzę na to, że czułam się winna. I pewnie szybko się to nie zmieni. Ile bym oddała, by było jak dawniej. Bez tej cholernej więzi mate. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak bez niej było mi dobrze. Gdybym go nie odnalazła, wszystko byłoby lepiej. A co w tym wszystkim najzabawniejsze? Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że tak naprawdę nigdy ,,Nie Chciałam Go Odnaleźć".

*************
Dodatkowy rozdział bo przez weekend przebiliśmy 1 tys gwiazdek za co bardzo dziękuję.

I mam do was takie pytanie. Jak zapewne wiecie istnieje instagram o tej samej nazwie co to kąto. Więc mogłabym nagrać jakieś insta story dotyczące przyszłości tej serii jak i jakie są plany na resztę książek. Chcielibyście coś takiego? Ta może trochę szaleje, ale brak mi towarzystwa przez te kwarantannę.

Nie Chciałam Go OdnaleśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz