Ⓔⓟⓘⓛⓞⓖ

6.4K 331 30
                                    

Spojrzałam załamana na stosy pudeł walających się po całym pokoju. Przez pierwszy tydzień wierzyłam jeszcze, że w końcu stamtąd znikną. W drugim tygodniu miałam nadzieję. A teraz już kompletnie ją staraciłam i zaczęłam uczyć się życia na kartonach, bo szczerze nie mieliśmy czasu lub po prostu nie chcieliśmy go mieć na tyle, by jakoś się z tym wszystkim uporać. No tak, my nie mieliśmy. Po roku związku Chris postanowił się do mnie wprowadzić. Czyli przeniósł się jakieś trzy piętra w górę. Tak wiem niesamowita rewolucja życiowa. Wydawało się to błahostką, jednak dla nas było czymś wielkim. Dwóch zmiennokształtnych stworzyło stały związek mimo braku więzi. Co nie jest tak proste, jak mogło by się wydawać. No, ale jakimś cudem ten idiota wytrzymał ze mną rok. Za co należy mu się co najmniej medal.

- Ty to kochasz te nasze kartony. - Chris podszedł do mnie od tyłu i złapał mnie w talii, całując moją szyję.

- W końcu są nasze - stwierdziłam rozbawiona wtulając się w jego tors. - Chociaż wypadałoby w końcu się ich pozbyć.

- Pozbędę się ich, kiedy twój ojciec zacznie mi ufać - stwierdził, całując moją szyję.

- Czyli muszę do nich przywyknąć - stwierdziłem rozbawiona, odchylając głowę w bok.

Mój ojciec był sceptycznie nastawiony do Chrisa. I nie chodzi o to, że wolałby bym była z Richardem. O nie, on gnoił go przy każdej okazji. Po prostu bał się, że Chris mnie skrzywdzi. Chociaż przy każdej okazji powtarzałam mu, że go nie może on uparcie trwał przy swoim. A ja w końcu przestałam próbować. W końcu sama zrozumiałam, że brunet jest najlepszym, co mnie w życiu spotkało.

- No tam do ślubu będą stały - stwierdził, obracając mnie przodem do siebie.

- Czyli po ślubie się nimi zajmiesz? - spytałam, patrząc mu prosto w oczy.

- Nie. Po prostu po ślubie się przeprowadzimy i kartony będą stały gdzie indziej.

- Jesteś niemożliwy - westchnęłam odpychając go od siebie. - Idź się lepiej umyć, bo śmierdzisz.

Chris zgodnie z obietnicą intensywnie mnie szkolił. To dawało nam wiele okazji, by spędzać sporo czasu razem. No i Chris był typowym zazdrośnikiem. Nie pozwalał nikomu się do mnie zbliżać. Co czasem było urocze, a czasem mega irytujące.

- Z tobą nie jest lepiej - stwierdził, rozbawiony otwierając jedno z pudeł. - Więc ty mnie już nie wytykaj palcami.

- Dzisiaj jemy rodzinną kolację jak co niedziele - przypomniałam świadoma tego, że na pewno nie pamięta. - Więc nie narób mi wstydu raz w życiu - poprosiłam, otwierając inny karton by wybrać mu odpowiednie ubrania.

- Umiem się sam ubrać, wariatko - stwierdził oburzony, zabierając mi pudło.

- Żadnych skórzanych kurtek i wojskowych spodni - przypomniałam, tym razem otwierając szafę. - I nawet nie próbuj kombinować.

- No dobra. - Uniósł ręce w geście obronnym i zniknął za drzwiami łazienki.

Kochałam go najbardziej na świecie. I to za wszystko. I nigdy w życiu nie zmieniłam podjętej decyzji. A co do Richarda na początku był zazdrosny. I to nawet bardzo. I przyznam, że oglądanie go w tym stanie było mega zabawne. Z czasem jednak mu przeszło. Przestaliśmy czuć, względem siebie cokolwiek co przyjęłam z dużą ulgą.

A jeśli chodzi o rodzinę, to szybko polubili Chrisa. Nie licząc taty, ale jego nikt nie zadowoli. Moje rodzeństwo szybko go zaakceptowało i przyjęło do rodziny. A mama groziła mu tylko raz! Więc mogę uznać to za spory sukces. Reszta rodziny, której mam sporo, szybko przyjęła dla wiadomości, że to nie mój mate. I nie mieli z tym żadnych problemów. Na szczęście mam tolerancyjną rodzinę. Chociaż gdyby go nie polubili i tak bym z nim była. To nie ich sprawa z kim spędzę resztę życia. I jeśli Chris mnie nie skrzywdzi, nie powinni się wtrącać.

Mimo początkowego zawodu więzią mate wszystko skończyło się dobrze. No, a mi pozostało tylko dziękować opatrzności za zesłanie na mnie wilka z blizną.

~Chris~

Jeszcze trochę ponad rok temu nie umiałem przestać myśleć o tej jedynej. Śniłem o niej po nocach i czułem się jakby, ktoś pozbawił mnie tlenu. Aż tu nagle pewnego dnia wpadłem na nią. To był całkowity przypadek. Biegła przez las ze słuchawkami w uszach. Od razu wydała mi się wyjątkowa. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że plany Alfy tyczą się właśnie niej. Dopiero kiedy wróciłem do watahy, zrozumiałem, że to ona. Kobieta o pięknych białych włosach z czarnymi pasemkami i dwukolorowymi oczami. Nie do przeoczenia w tłumie. Wtedy zrozumiałem, że muszę jej pomóc. I to była najlepsza decyzja w moim życiu.

Do tej pory byłem kompletnie sam. Rodzina się ode mnie odwróciła i to z mojej winy podobnie jak moja mate. Watahy Williama nienawidziłem z całego serca. Jednak tylko on był skłonny mnie przyjąć. Więc męczyłem się długie miesiące, starając się pogodzić z własnym losem. A teraz miałem ją. Sawane, która dała mi rodzinę i watahę. Jej rodzina przyjęła mnie tak ciepło, jak nie mógłbym o to prosić. A co do jej ojca nie mam mu za złe jego zachowania. Martwi się o córkę. Rozumiem go, bo wiem, że jeśli doczekamy się potomstwa, będę taki sam.

Nie ukrywam, bywało ciężko. Potrafiliśmy kłócic się tygodniami, ostatecznie jednak zawsze się godziliśmy. Coś nas do siebie przyciągało. I chyba mogę śmiało powiedzieć, że tym czymś była właśnie miłość.

Wyszedłem z łazienki i spojrzałem na kobietę mojego życia. Siedziała na łóżku jak tej pamiętnej nocy przed wojną watah, kiedy przyjęła mnie do pokoju. To właśnie wtedy zrozumiałem, że ją kocham i chce spędzić z nią resztę życia. Tuląc ją do siebie, chroniąc przed całym tym paskudnym światem.

Podszedłem do niej i złożyłem pocałunek na jej czole. Ta kobieta była jedyna w swoim rodzaju. Pod żadnym względem nie była powtarzalna.

- Na kolacji będzie Lucas i Viktorian- wyszeptała, podnosząc się z łóżka.

Skrzywiłem się na to lekko. Lucas był całkiem spoko jednak Viktoria była jak dla mnie trochę zbyt szalona i żywiołowa. Lubiłem ich, chociaż czasem miewałem dni, kiedy nie miałem ochoty na ich towarzystwo.

- Wiesz, że cię kocham, wilczku z blizną? - spytała, przejeżdżając palcem po mojej bliźnie. Tylko ona mogła mogła jej dotykać.

- A ty wiesz, że cię kocham, moja wariatko? - złapałem ją w talii i przyciągnąłem do siebie. Właśnie w takich chwilach czułem się najlepiej. Kiedy była przy mnie bezpieczna i cała moja.

- Wiem. - Połączyła nasze usta, a ja oddałem pocałunek.

- Co, jeśli spóźnimy się na kolację? - spytałem, przerywając nasz pocałunek.

- Myślę, że rodzice nam to wybaczą.

Kiedy byłem dzieckiem, wierzyłem w długo i szczęśliwie. Potem życie odebrało mi te wiarę, którą Sawana mi przywróciła. Bo może nie było idealnie, ale bez wątpienia długo i szczęśliwie.


××××××××××
I tak oto kończymy naszą przygode z Sawaną. Mam nadzieję, że wam się podobało. A epilog nie wyszedł mi zbyt słodko.

W ramach ogłoszeń w tej książce pojawi się jeszcze drzewo genealogiczne a już niedługo wkroczy III część z tej serii.

I tutaj pojawia się pytanie. Wolicie by III część działa się w przeszłości [okolice pierwszej ciąży Sophi] czy teraźniejszość? Bo nie umiem się zdecydować.

No więc kocham was wszystkich bardzo mocno i dziękuję, że poświęciliście swój czas na czytanie moich chorych fantazji <3333333

Nie Chciałam Go OdnaleśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz