8K 343 26
                                    

Nie spałam praktycznie całą noc. Cholerna więź mate dała mi w kość. Na razie jednak planowałam podejść do tego w miarę spokojnie. W końcu przecież nie może być aż tak źle. Więź mate znana jest z tego, że w końcu jakoś się układa. To znaczy w większości przypadków. Więc jeśli mój mate nie umrze i nie okaże się damskim bokserem mamy spore szanse. W końcu na początku nigdy nie jest łatwo. Zakochujemy się, w osobie której nawet nie znamy. Taka relacja nie ma prawa być łatwa. Trzeba poświęcić trochę czasu, aby się poznać. No i czasem dać ponieść się chwili.

Podniosłam się z łóżka i ubrałam w pierwsze lepsze dresy. Nie chciało mi się dzisiaj jakoś specjalnie myśleć nad stylizacją. Nie mam do tego głowy ani nawet potrzeby. W końcu przed kim ja mam wyglądać? Przed którymś z braci, a może przed którąś z sióstr. W domu tylko i wyłącznie wygodne ciuchy.

Weszłam do kuchni i niemal rzuciłam się na lodówkę. Wczoraj nic nie jadłam a mam ostatnio ogromny apetyt. Tak zbliża się ta wiekopomną chwilą, w której się przemienię. I to być może nie raz. Według lekarzy mam szansę na dwie formy przemienne. Co tak w ogóle jest niesamowite! Mega mnie to cieszy. Wreszcie utrę Ethanowi nosa. No i być może stanę się najpotężniejszą istotą w świecie zmiennokształtnych. I to jest coś! Co z tego, że niektórzy twierdzą, że mogę nie przeżyć. Ja zawsze staram się być optymistką. No i po przemianie zadecyduje czy chce dalej chodzić do szkoły. Czy może raczej wolę skupić się na byciu zmiennokształtną. Szczerze podjęłam już wybór i wątpię, by coś się zmieniło.

Po zjedzeniu śniadania wróciłam do pokoju. Po raz pierwszy od powrotu sprawdziłam telefon. No tak mnóstwo wiadomości i nieodebranych połączeń. A czego innego ja mogłam się spodziewać. W końcu ulotniłam się z imprezy i nic nikomu nie powiedziałam. Głupia więź mate. Przez nią serio się głupieje. Miałam takie parcie, żeby już wyjść i go spotkać, że chociaż o tym nie wiedziałam, zgłupiałam. I to do tego stopnia, że nie przyszło mi do głowy nawet zostawienie głupiej kartki. Czy też napisanie wiadomości. I to przez więź mate. Wcale nie przez to, że jestem po prostu głupia i nieogarnięta. Nie wcale...

Wybrałam numer przyjaciółki. Musiałam jakoś się jej wytłumaczyć. Co wiązało się z powiedzeniem jej o wszystkim. Chociaż była to lepsza perspektywa jak przyznanie się przed rodziną i tak się stresowałam.

- No i powiedź mi co ty odpieprzasz? - w końcu w słuchawce rozbrzmiał głos mojej przyjaciółki.

- Wybacz, ale zanim mnie zabijesz w simsach mam dobre wytłumaczenie. - chciałam mieć to już za sobą.

- Więc słucham. Masz trzy minuty. - brzmiała tak poważnie, że lewdo ją poznawałam. Serio ona rzadko bywała poważna.

- Znalazłam mate. - oświadczyłam pół szeptem, tak by nikt w domu mnie nie usłyszał.

- Co!? Jak to znalazłaś... - Zaczęła krzyczeć, a ja postanowiłam jej przerwać.

- Richard, syn policjanta. Jechał w tym radiowozie, który nas wczoraj mijał. Znalazł mnie potem w lesie. - wyjaśniłam w skrócie.

- Czemu był w radiowozie? - tym razem brzmiała na zaskoczoną. Od razu lepiej. Jakoś tak normalniej.

- Szczerze to nie wiem. Rozmawialiśmy tylko parę minut. Za to mam jego numer. - faktycznie wczoraj nie przyszło mi do głowy o to spytać. Umówmy się, były ważniejsze rzeczy. Takie jak imię faceta, którego kocham. - I jeszcze jedno. To udomowiony.

- Czekaj co?! Chwilą muszę usiąść, bo zaraz tu padnę. - nastąpiła krótka przerwa, w trakcie której słyszałam kroki i śmiech Viktori. - To ci się trafiło.

- Nie oceniaj. Może to serio fajny facet. - oświadczyłam nieco oburzona. - Zresztą jak go lepiej poznam, to się wszystko okaże.

- Dzwoń jak najszybciej. Zanim zaczniesz rzygać i mdleć. Wtedy rodzice szybko się zorientują. A jak cię znam, nic im nie powiedziałaś. - no tak ona bardzo dobrze mnie zna.

- Tak. Masz rację, zadzwonię jeszcze dzisiaj... A może lepiej napiszę. - zawahałam się. Jego głos tak na mnie działał, że boję się, że zaczęłabym gadać bez sensu. Wolałam uniknąć robienia z siebie idiotki już na początku.

- Lepiej zadzwoń. - zaprotestowała brunetka. - Jeśli nie będzie mógł się dzisiaj spotkać, to jego głos pozwoli ci przetrwać czas rozłąki.

- No dobra zadzwonię, ale jak zrobię z siebie idiotkę to będzie twoja wina. - dodałam nieco ostrzejszym tonem.

- Nie ziom. Jak zrobisz z siebie idiotkę to będzie wina, więzi i twoja, ale na pewno nie moja. - otworzyłam usta, by coś powiedzieć jednak nie znalazłam żadnej riposty. - No dobra dzwoń do niego, bo ja cię zbierać z podłogi nie będę. - oświadczyła, po czym się rozłączyła. Nie ma to, jak porządne wsparcie emocjonalne.

Podeszłam do biurka, na którym leżały spodnie. Nie oceniajcie mnie. Nie chciało mi się ich składać. Wyjęłam z nich kartkę z numerem i zaczęłam wprowadzać go do telefonu. Kiedy skończyłam jeszcze chwilkę zastanawiałam się, czy powinnam. No, ale nad czym ty się idiotko zastanawiasz? Musisz to zrobić lub biada ci. Wybrałam numer a ten po dwóch sygnałach odebrał.

- Halo. - w słuchane usłyszałam jego głos. Matko, jaki on jest piękny.

- Hej, to ja Sawana. - oświadczyłam po chwili milczenia. Super już zrobiłam z siebie idiotkę. No dobra jeszcze nie jest najgorzej. Nie panikuj.

- Witak kotku. To kiedy się spotykamy? - oświadczył już o wiele bardziej rozluźniony.

- Nie nazywaj mnie tak. Błagam. - poprosiłam nieco obrzydzona. Moja mama zawsze nazywa tatę w ten sposób. - No i im szybciej tym lepiej.

- Niby czemu nie? - spytał nieco zdziwiony. - I może dzisiaj. Za godzinę tam, gdzie się spotkaliśmy po raz pierwszy?

- Złe skojarzenia. - oświadczyłam krótko. Szczegóły nie są mu do życia potrzebne. - I zgoda.

- Niechaj będzie. - westchnął ciężko. Był chyba średnio zadowolony z mojej prośby jednak ustąpił. Doceniam to. - To się widzimy. - rozłączył się.

W tym momencie w mojej głowie pojawiła się pewna myśl. W co ja się ubiorę? Wiem puste, głupie i mam poważniejsze zmartwienia. No, ale co ja poradzę? Chce dla niego dobrze wyglądać. Tak to działa i tyle. Tego nie przegadasz.

Podeszłam do szafy i zaczęłam ją przeszukiwać. Oczywiście nic nie ma. Dobra nie panikuj. To spotkanie w lesie. Nie randka w pięcio gwiazdkowej restauracji. Ostatecznie wybrałam czarne rurki i biały top z napisem 'uwierz w wilkołaki'. Wiem wymowne ubranie. Do tego czarne adidasy. Ujdzie w tłumie. Na prawdziwą randkę ubiorę się lepiej.

Wiedziałam, że muszę wyjść tak, by nikt mnie nie widział. Wiem, że rodzice są po wczoraj trochę źli. Nie jakoś bardzo, ale jednak. Opuściłam pokój i zeszłam po schodach. Na szczęście te gnidy, czytaj moje rodzeństwo, jeszcze spały. No a rodzice chyba pracowali. Udało mi się opuścić dom bez zwracania na siebie zbędnej uwagi. No to czas na spotkanie z moim mate. 

Nie Chciałam Go OdnaleśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz