Rozdział VII

67 4 0
                                    

Później tego wieczora Riana zeszła do gospody. Miejsce było zatłoczone, głównie przez ludzi, w większości pijanych lub leżących na stołach i pod nimi. W rogu karczmy, w swoim gronie siedziała grupa krasnoludów. Grali oni w nieznaną kobiecie grę karcianą. Nie było tam elfów, a przynajmniej brunetka żadnych nie widziała. Nie umiała też nigdzie dojrzeć wiedźmina, za to jego towarzysz niezwykle rzucał się w oczy: pijany Jaskier na środku karczmy śpiewał o rozpustnej córce rybaka.
Riana w końcu znalazła wolny stolik. Po chwili jedna z kelnerek przyniosła jej polewkę i kufel piwa. W czasie, gdy kobieta jadła, przy stoliku krasnoludów wywiązała się głośna kłótnia. Jeden z nich - prawdopodobnie przegrywający - wstał z miejsca i rzucił w Jaskra jedzeniem, które miał pod ręką.

- Zamknij mordę, grajku! Nikogo nie interesuje twoje rzępolenie.

- Rzępolenie?! To się nazywa sztuka! Do której widocznie nie dorosłeś!

-Słucham?! Czy ty robisz sobie żarty z mojego wzrostu?!

Krasnolud chwycił topór i ruszył w stronę barda, który w panice zaczął szukać swojego przyjaciela. Szybko zorientował się, że na jego nieszczęście wiedźmina nie ma w karczmie. Jaskier podjął ostateczną próbę i uciekł do stolika Riany.

- Pomóż mi.

- Nie.

- Zapłacę ci. No proszę, dostaniesz, co tylko chcesz.

Gdy jego oprawca zbliżył się, Jaskier przeskoczył przez stół i usiadł obok Riany, tak aby kobieta oddzielała go od agresora.

- Przepraszam panienkę.

Brunetka nie zareagowała. Przez całą akcję ani razu nie podniosła głowy znad swojej zupy i teraz również nie planowała tego robić. Zachowanie dziewczyny jeszcze bardziej zdenerwowało krasnoluda.

- Słuchaj, paniusiu, na razie mam zamiar porachować kości twojemu chłoptasiowi, ale jak będziesz mi w tym przeszkadzać, porachuję je również tobie.

Kobieta parsknęła śmiechem.

- Co cię tak bawi?

- Twój plan.

Dalej nie podnosiła wzroku.

- Tak? Ciekawe, dlaczego?

Dziewczyna wyciągnęła sztylet tak, aby rozmówcą go zauważył i tym razem to on się zaśmiał.

- Jak już z wami skończę, dopilnuję, aby ten sztylet wrócił do krasnoluda, któremu go ukradłaś.

- Ukradłam? Ciekawa teza.

- Znam Zoltana i wiem, że w życiu nie oddałby niczego komuś takiemu jak ty lub on!

Gniewnym gestem wskazał na Jaskra.

Brunetka po raz pierwszy od początku rozmowy spojrzała na swego rozmówcę.

- Doprawdy?

Krasnolud spojrzał prosto w oczy dziewczyny i lekko się zawahał.

- Chyba, że...

W międzyczasie do karczmy wszedł wiedźmin. Zauważywszy całą sytuację, Geralt skierował się do ich stolika.

- Jakiś problem?

Właściciel topora był wyraźnie zmieszany wejściem wiedźmina lub czymś, co ujrzał w oczach dziewczyny.

- Nie... Nie... Już nic.

- Tak myślałem.

Wiedźmin poklepał krasnoluda po plecach, po czym ten odszedł do swojego stolika. Jaskier był oszołomiony tym, co właśnie się wydarzyło.

Porzucana || Wiedźmin ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz