Rozdział V

90 11 0
                                    

Było już południe. Szli w ciszy, wszyscy byli wykończeni przez upał i górzystą trasę. Geralt musiał zejść z konia i teraz go prowadził, Jaskier podwinął rękawy swej niezbyt już białej koszuli i lekko ją rozpiął. Riana zmuszona była do zdjęcia swojego płaszcza, pod którym miała obcisłe spodnie, głęboko wyciętą koszulę i wysokie buty. Dekolt dziewczyny nie umknął uwadze towarzyszy, ale po jej gromiącym spojrzeniu odwrócili wzrok.

- Musimy się zatrzymać. Płotka już ledwo daje radę.

Nie tylko Płotka, a oni wszyscy potrzebowali chwili odpoczynku. Akurat mijali niewielki strumyk i tam też się zatrzymali. Obok strumyka rósł stary dąb - jedyne drzewo w okolicy. Geralt zabrał konia w stronę wody, a bard i dziewczyna ruszyli do jedynego miejsca, gdzie było trochę cienia.

- Już niedaleko.

- Nareszcie się rozdzielimy, ku mojej i - jak mniemam - twojej uciesze.

Riana rozpoczęła pierwszą od dawna rozmowę.

- Dalej mam mnóstwo czasu na zamordowanie cię.

Dziewczyna uśmiechnęła się ironicznie.

-Nikt nikogo nie będzie mordował, a nawet jeśli, to ja mam pierwszeństwo w przypadku Jaskra.

Geralt przywiązał konia do pnia i dołączył do rozmowy, żartując.

- Wiecie, powtarzany żart nagle nie staje się śmieszny.

Jaskier odszedł od nich z urażoną miną.

- Chyba go obraziliśmy.

- Hmm.

- Czemu właściwie się z nim zadajesz?

- Nie ja się z nim zadaję, tylko on się do mnie przypałętał. Ale przyznam, że czasami bywa przydatny: zna wysoko postawionych ludzi, a te jego piosenki faktycznie poprawiają reputację.

- Dla mnie te rzeczy nie byłyby warte użerania się z takim osłem.

Geralt już nic nie odpowiedział. Siedzieli tak jeszcze przez chwilę, ale kiedy wszyscy wystarczająco wypoczęli, ruszyli w dalszą drogę. Dalej niezbyt dużo rozmawiali, a przynajmniej nie na żadne tematy ważniejsze niż pogoda i pozostała trasa.

***

Jeszcze przed wieczorem dotarli do miejscowości. Riedbrune było małe. W całej okolicy panowały spokój, ład i porządek, a ludzie byli ufni i uczynni. Czuło się bezpieczeństwo, na rynku miasteczka stał skromny i raczej rzadko używany szafot. Znajdowała się tam jedna karczma, więc wszyscy musieli zatrzymać się w tym samym miejscu. Geralt poszedł odprowadzić konia do stajni, a Riana i Jaskier weszli razem do karczmy. Już od progu udawali, że jedno nie zna drugiego: brunet podszedł do stolika, a dziewczyna ruszyła w stronę baru.

- Wolne pokoje macie?

- Dla ciebie, piękna, za 5 orenów.

Karczmarz uśmiechnął się paskudnie. Dziewczyna prawie skrzywiła się z obrzydzenia, ale zamiast tego odwzajemniła uśmiech.

- Dostaniesz to - dziewczyna wyciągnęła z torby niewielką sakiewkę z pieniędzmi i nią potrząsnęła - ale chcę wannę z gorącą wodą, najlepsze łóżko jakie macie i cały czas pełen kufel piwa.

Położyła sakiewkę na ladzie i przesunęła w stronę karczmarza.

- Teraz życzy sobie panienka pójść do pokoju, czy może piwa albo czegoś do jedzenia?

Ohydny uśmiech nie schodził mu z twarzy.

- Teraz chciałabym udać się do pokoju, ale na pewno wkrótce zejdę, a wtedy coś zjem.

Siliła się na jak najlepszy sztuczny uśmiech.

Jedna z kelnerek odprowadziła ją do kwatery i zaczęła znosić ciepłą wodę do wanny. Riana złożyła płaszcz i położyła go na komodzie, zdjęła buty i ułożyła je symetrycznie obok siebie, a teraz zajmowała się rozpinaniem koszuli. W międzyczasie kelnerka skończyła nalewać wodę.

- Życzy sobie pani czegoś jeszcze?

- Nie, moja droga, dziękuję.

Riana uśmiechnęła się do dziewczyny. Tym razem nie był to sztuczny uśmiech, a prawdziwe miły i serdeczny.
Kiedy skończyła się rozbierać, ładnie poskładała swoje ciuchy i równo je ułożyła. Weszła do wanny na długą, odprężająca kąpiel i zaczęła rozmyślać o starych czasach na Oksenfuecie, kiedy to wszystko było dużo łatwiejsze.

Porzucana || Wiedźmin ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz