Lance.
Nastała cisza w kasku. Ja musiałem znaleźć miejsce by się schować. Krzyknąłem. To był mój błąd. Ruszyłem szybko przez korytarz szukając wentylacji. Westchnąłem w końcu jakąś znajdując i w nią weszłem. Usiadłem w niej cicho sapiąc i słuchając jak galrańscy strażnicy przebiegają obok.
- J-ja... Teraz, gdybyś powiedział mi o tym będąc obok mnie u czerwieniąc się jak idiota... Krzyknęłabym, że wiedziałam... ale teraz... Teraz nie powinnam tak zareagować... - mruknęła Pidge widocznie smutna. Uśmiechnąłem się delikatnie. Wiem Pidge, już ja wiem co byś zrobiła.
- Wiem, rozumiem. Znalezienie go trochę potrwa. Przecież nie wybiję tu wszystkich, nie? Jest sposób w jaki możecie mi pomóc. - powiedziałem szeptem zerkając czy nikogo nie ma w pobliżu.
- Oh, czyżbyś miał plan? - Shiro wtrącił się do rozmowy zaciekawiony. Sprawdziłem stan amunicji przed odpowiedzią.
- Musicie zająć się galrami. Jak się zjawicie, pomyślą, że próbujecie mnie i Keith'a wydostać. Ja w tym czasie go znajdę i-
- Jak? - księżniczka twardym głosem mi przerwała. - Jak masz zamiar znaleźć go, jak do tej pory go nie znalazłeś? W czyn MY tu pomożemy, Lance? - odwrócicie uwagę, Allura. Jednak nie mam pojęcia co to mi da. Dłuższe utrzymanie przy życiu?
- Wiem jak. - uśmiechnąłem się zwycięsko. - Ja znajdę jakąś samotną galrę i wyciągnę z niej informację. Jak się coś dowiem to dam wam znać, wy przylecicie, ja go wydostanę, koniec bajki. - usłyszałem cichy śmiech Pidge z drugiej strony.
- Na pewno nie chcesz by Keith jakoś Ci „podziękował"? - zarumieniłem się słysząc jej słowa. Shiro z drugiej strony krzyknął jej imię a ona dusiła się ze śmiechu.
- Ta, bardzo śmieszne. - mruknąłem ostatni raz wyglądając zza krat.
- Nie wiesz jak bardzo! - odkrzyknęła. - To jak z tą nagrodą?
- Na pewno ją dostanę i nic Ci do tego. - odburknąłem wchodząc wentylacją wyżej.
- Dobra, znamy plan. Nikt z nas nie chce znać szczegółów tego co będzie po misji. - mruknął załamany lider drużyny. - Powodzenia, Lance. - to były ostatnie słowa z drugiej strony. Znowu zostałem sam. Czołgałem się wentylacją wyglądając na innych pode mną. Nie którzy słyszeli mnie, ale dźwięk przez jaki mnie wykryli, był ostatnim jaki usłyszeli. Nie widziałem nigdzie dowódców, którzy posiadaliby wiedzę o położeniu czerwonego palladyna. Zmęczony czołganiem się po wentylacjach przystanąłem na chwilę i patrzyłem przez otwór na kilka galr idących przez hol. Przysłuchiwałem się ich rozmowie. Rozmawiali o jakieś chorej galrze, która zrobiła dziś z jednego z galran mutanta (już widziałem go). Faktycznie, galra była pokręcona. Akcje, jakie odwalali bolały mnie okropnie. Ile galr i innych ras zginęło przez jego lekkomyślne poczynania. W pewnym momencie jakaś postać trzasnęła z całej siły obie galry. Podniosłem głowę zaciekawiony przypatrując się im.
- Fajnie to obgadywać takiego geniusza jak ja? - syknął a mnie oświeciło. Laboratorium czy tam sala tortur. To była jego sala. On wie. On wie gdzie jest mój mullet.
- Nie. Przepraszamy. - odparła jedna z galr przerażona. Odmaszerowali szybko a doktorek cicho prchnął.
- Idioci. - burknął a ja się uśmiechnąłem. Został sam. Idzie mi wszystko tutaj na rękę. Wywaliłem kraty i zeskoczyłem stając naprzeciw niemu celując w niego bronią.
- Nie rusz się, doktorku. Inaczej Twój inteligentny mózg wyląduje na podłodze tego zasyfionego korytarza. Galra patrzyła na mnie dziko.
- Oh, szukasz swojego przyjaciela? Tego małego skarba co tak się o Ciebie bał?
- Zamknij się i pokaż gdzie jest. Bez sztuczek, gnoju. - mruknąłem ostro dalej celując w niego bronią. Jego wyraz twarzy z rozbawionego zmienił się na poważny.
- Dziwię się, że Cię jeszcze nie zmiażdżyli, Lance. - mruknął i odwrócił się plecami idąc gdzieś. - No rusz się. Chyba, że chcesz, by Cię dopadli. - ruszyłem za nim celując nu bronią w plecy. Weszliśmy do jego laboratorium na co on westchnął i usiadł na krześle. - Tu siedział Twój chłoptaś. Był chyba zbyt zmęczony na walkę, bo nie specjalnie się wierzgał. - stałem tak celując w niego bronią dalej.
- Gdzie on jest teraz? - syknąłem. Galra uśmiechnęła się szeroko ukazując zęby.
- W zbrojowni. - uciął krótko i spojrzał za moje plecy. Odskoczyłem widząc galrańską straż.
- Nosz quiznack. - zacząłem w nich strzelać a gdy zaczęli oddawać strzały zrzuciłem z krzesła doktora i stanąłem za nim strzelając w nich. - Posłuchaj mnie. Jeśli Keith tak będzie i zrobiłeś mu cokolwiek. - przybliżyłem twarz do jego ucha. - Wrócę tu i Cię zabiję, rozumiesz?
- Możesz zrobić już to teraz. - zaczął się śmiać co sprawiło grymas na mojej twarzy. Rzuciłem nim o dalej strzelającą straż. Odstrzeliłem im wszystkim łeb. Zrobił mu coś. Nie wiem, czy chcę wiedzieć co.
CZYTASZ
Bring Me Back | Klance
FanfictionMordercza kara. Mogąca odmienić najróżniejsze poglądy. Ukazać prawdę. I to wszystko wina Keith'a. Uratuj go. Przywróć go z powrotem, Lance. Okładka done by: @VampTheo