6.

301 14 1
                                    

Lance.

Spojrzałem mu w oczy a on mi.

- Udało Ci się, Lancey. Może nie tak jak chciałeś, ale znalazłeś mnie. - uśmiechnął się zdejmując kask i olewając pytania jakimi zasypywali go palladyni. Był galrą. Boże Drogi on jest galrą. Jednak dalej jest moim Keith'em. - Udam, że nie słyszałem co mówiłeś wcześniej. - mruknął wiercąc we mnie dziurę. - Ale uroczo, że się popłakałeś widząc mnie. To jednak nie zmienia faktu, że zabiję Cię za to, że za mną się powlokłeś, ośle. - przezywał mnie tak nie patrząc na mnie. Podszedłem do niego bardzo blisko na co on rozszerzył przerażony oczy. Na jego policzkach pojawiły się rumieńce. Ułożyłem dłonie na jego biodrach. - Lanc-

- Teraz ja mówię. - uśmiechnąłem się składając pocałunek na jego ustach. - Znalazłem Cię, tak jak mówiłem. Poszedłem za Tobą, bo to mój obowiązek. Nie pozwoliłby skrzywdzić Ciebie, tym bardziej, gdy zajmujesz miejsce w moim sercu, Keith. - jego policzki były doszczętnie czerwone a jego oczy szeroko rozwarte. Utworzył usta by coś powiedzieć po czym je przymknął i położył dłonie na moich ramionach. Spojrzał na stół obok wiercąc w nim dziurę. Uśmiechnął się lekko.

- Dziękuję, Lancey. - poczułem wielką radość w sercu i znowu go pocałowałem tym razem dłużej. - Ej! Nie byłem gotowy!

- To połowa mojej nagrody za ocalenie Ciebie. - odsunąłem się i zabrałem broń. Chwyciłem za kask i go założyłem. - Na resztę czekam u siebie w pokoju w nocy. - puściłem mu oczko a on stał się żywym pomidorem. Podszedłem do niego, owinąłem dłoń wokół jego talii i pociągnąłem ku bronią - To co wybierasz, skarbie? Masz do wyboru wiele rzeczy! Twój kochany wszystko załatwił! - uśmiechnąłem się do niego. Chłopak patrzył na jedną broń, a mianowicie jego galrański sztylet. - Ooo, takie buty. Weź go. - czarnowłosy spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Stanął na palcach i złożył szybki pocałunek na moich ustach. Potem odszedł po sztylet. Poczułem szok, że odważył się podejść tak blisko, jednak też wielkie szczęście. Patrzyłem z uśmiechem jak ogląda swoje ostrze.

- Możemy iść, Loverboy'u. - odwrócił się do mnie po czym ruszył do drzwi jednak ręką przechwyciłem go i wbiłem go w ścianę. - Przecież-

- No czekałem na to tak długo. Nie wytrzymam teraz. - mruknąłem składając pocałunki na jego policzkach i czole na co on cicho chichotał pod nosem. Potem jednak zabrałem się za usta i męczyłem je trochę. Po jakimś czasie stwierdziłem, że energię i chęci zostawię na wieczór. Keith uniósł brew po czym uśmiechnął się głupio.

- I co? Najadłeś się? - wysłałem mu najbardziej przeciekające pożądliwością spojrzenie.

- Oj nie, zostawiam ten głód na wieczór. - chłopak przytkał się a jego uszy stanęły dęba. Uśmiechnąłem się zwycięsko po czym stanąłem przed drzwiami mierząc pistoletem w nie. - Kotku, mógłbyś? Wolę mieć pewność, że na nas nie skoczą z nikąd. - galra pokiwała głową po czym otworzyła drzwi na korytarz, który był pusty. Zaskoczony ruszyłem do przodu a Keith z ostrzem za mną.

- Chyba... nikogo tu nie ma... - mruknął czarnowłosy dalej pozostając w gotowości.

- Możliwe, że reszta palladynów przykuła ich główną uwagę. - odparłem idąc do przodu. - Myślałem, że galry są sprytniejsze. Skumają, że oni przylecieli tu po nas. - odwróciłem się do Keith'a i zobaczyłem go w dłoniach wielkiej galry. - Nosz kurwa. Keith. - czerwony palladyn szarpał się lecz galra trzymała go mocno. Zbyt mocno.

- No dobra, więc uważasz nas za tępych, tak? - uśmiechnął się po czym ścisnął mocniej czarnowłosego. Ten zrobił się strasznie czerwony przez to.

- Przestań! Udusisz go! - krzyknąłem czym powiększyłem uśmiech galry.

- Taki jest plan. - nie stracę go w tym momencie. Nie ma mowy. Wymierzyłem bronią w głowę galry i strzeliłem. Tego chyba się nie spodziewał bo nabój przebił jego głowę na wylot. Keith wypadł z jego rąk a jego bezwładne ciało upadło na ziemię. Mój ukochany odszedł od ciała przerażony.

- Wow, to było mocne. - szepnął biorąc gwałtowne wdechy powietrza.

- Idiota. - syknąłem w stronę martwego ciała. - Chodź, uciekamy stąd. - wyciągnąłem dłoń w stronę czarnowłosego. Ten patrzył na nią chwilę po czym z szerokim uśmiechem chwycił ją.

Bring Me Back | KlanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz