Dzień jak codzień. Obudziło mnie wołanie Delii, mojej macochy, na śniadanie. Powoli wyczołgałam się z łóżka i spojrzałam się w lustro. Ujrzałam tam Beetlejuicea, demona który z jakiegoś powodu przyczepił się do mnie.
Ciężko było nie zauważyć jego bladej skóry, zielonych włosów, pasiastej marynarki i nigdy nie znikającego uśmiechu. Każdego ranka przypomina mi on o mojej osobliwej zdolności widzenia duchów. Zaczął coś opowiadać, jednak byłam zbyt zmęczona, aby co kolwiek zrozumieć. Uśmiechnęłam się jednak do niego, gdyż był on moim jedynym przyjacielem.
- Przepraszam. Trochę się spieszę... - Przerwałam mu jego opowiedzieć. - Porozmawiamy jak będę w szkole. - Duch spojrzał się zrozumiale i zniknął. Prawdopodobnie przeniósł się na inny obiekt w naszym domu.
Szybko się ubrałam, uczesałam swoje kruczoczrne włosy w wysoką kitkę i zrobiłam makijaż. Gdy zeszłam na dół, wesoło powitali mnie Barbara i Adam Maitland. Byli oni poprzednimi lokatorami tego domu, zgineli jako młode małżeństwo w okropnym wypadku. Były to pierwsze duchy jakie ujrzałam i jedyne jakie mój tata i Dilia mogą widzieć. Podobno aby zobaczyć zjawę trzeba uwierzyć. Ciężko mi zrozumieć czemu mimo poznania co najmniej dwóch przykładów życia pozagrobowego, nadal do końca w nie nie wierzą. Czy mają aż tak zamknięte umysły? Chyba, że są jeszcze jakieś inne czynniki które na to mają wpływ.
Adam siedział w fotelu czytając poranną gazetę. Jego żona czyściła półki. Kiedy mnie zobaczyła, zostawiła wszystko co robiła i podeszła do mnie ciepło się uśmiechając.
- Jak się dzisiaj czujesz Lydia? - Zapytała mnie pełna troski. Czasem wydaje mi się, że jedynie ona się o mnie przejmuje. Jest dla mnie jak druga mama. Zauważyłam, że wzrok Barbary padał na moje przedramię. Pare tygodni temu pocięłam się dość mocno, najwyraźniej pani Maitland nadal się tym przejmowała. Zaśmiałam się odsłaniając rękaw swojego mundurka szkolnego i pokazując jej rękę.
- Spokojnie. Przyrzekałam ci już z tysiąc razy, że więcej już tego nie zrobię. - Powiedziałam uspokajając kobietę. Jej ręka powili dotknęła poich blizn, przenikając przez skórę. Nie mogłyśmy się dotknąć.
Wtem zobaczyłam Beetlejuica siedzącego na blacie, jedzącego robaka, którego prawdopodobnie złapał gdzieś przed chwilą. Rodzice go nie widzieli, jednak bałam się, że państwo Maitland zobaczą. Ich ostatnie spotkanie ładnie mówiąc nie było za przyjemne. Wiem, że ten demon nie jest za dobry, jednak mimo wszystkich złych rzeczy jakie uczynił pomagam mu się zrehabilitować. Machnęłam do niego ręka, aby uciekał. Na szczęście BJ zauważy zanim Barbara spojrzała w kierunku w którym machałam. Spojrzała na mnie pytająco.
- Mucha tu latała. Nie widziałaś? - Odparłam szybko i poszłam w kierunku kuchni. Tam siedział mój ojciec. Właśnie kończył swój posiłek. Delii już niw było. Pewnie poszła do swojej pracowni. Spojrzałam na zegar. Była już 8.35. Szybko wyciągnęłam płatki, a następnie zjadłam je. Wybiegłam na zewnątrz żegnając się ze wszystkimi. Złapałam swój rower i pojechałam do szkoły. Podczas pedałowania poczułam, że balast w moim plecaku się zwiększył. To Beetlejuice musiał się zmniejszyć i przeteleportować do mojej torby. Cieszyłam się, że był przy mnie. Mimo jego wnerwiajacego charakteru potrafil mnie rozweselić.
W szkole nic ciekawego się nie wydarzyło. Jechałam właśnie do domu. Jedynie o czym myślałam w to piątkowe popołudnie... - to pojutrze. Będzie to ostatnia niedziela miesiąca. W takie dni jak te zawsze z tatą jadę do Nowego Jorku, na grób mojej matki. Przez przeprowadzke do innego, graniczacego z nim stanu mam utrudniony dostęp do tego. Od kąd odkryłam swoją dziwną zdolność mam nadzieję, że spotkam się z mamą choć raz jeszcze. Chcę zobaczyć jej uśmiech, usłyszeć jej ciepłe słowa. Co miesiąc jeżdżę na cmentarz, zanoszę jej kwiaty pełna nadzieji, że tym razem się spotkamy.
Pełna nadzieji dojechałam do domu. Gdy weszłam Delia siedziała przy wejściu. Zdziwiło mnie to, gdyż zazwyczaj o tej godzinie pracowała. Wyglądała jakby na kogoś czekała. Odrazu gdy mnie zauważyła, wyskoczyła do mnie. - Lydia! Mam wspaniałe wieści! - Powiedziała pełna energii. Odsunęłam się pare kroków od niej, aby nie czuć jej oddechu na swojej twarzy. W duchu czułam nie pokuj. Jej "wspaniałe wieści" nie zawsze są takie fajne. Nie dosyć, że większość jej projektów kończy się niepowodzeniem, to jeszcze Delia tego nie zauważa i brnie w to dalej. Patrzyłyśmy się na siebie przez jakiś czas. Zrozumiałam, że czeka ona aż się sptyam jakie to wieści ma.
- A co to takiego? - Spytałam się spokojnie, podnosząc brew. Mimo wszystytko byłam niepewna, bałam się co tak kobieta teraz wymyślała.
- Moja kuzynka bierze ślub! Miała być to dla ciebie niespodzianka, ale dzisiaj napisała do mnie, abym jej pomogła w ostatecznych przygotowaniach. Wyjeżdżam jutro z rana. Czy to nie cudowne? - Przepełnił mnie gniew. Chciała mi zrobić na złość? Przecież wiedziała, że mam plany. Zacisnęłam ręce w pięści.
-To świetnie. - Odparłam sarkastycznie i szubko poszłam na górę so swojego pokoju. Zamykając drzwi zauważyłam, że Delia nawet nie zrozumiała ironii.
Od razu po zamknięciu drzwi łzy naleciały mi do oczu. Wzięłam pare głębokich wdechów, aby się opanować.
Beetlejuice siedział na moim łóżku. Na pewno słyszał moją rozmowę z macochą. Wstał i złapał mnie łagodnie za policzek. Jego wzrok był przyjazny i troskliwy.
-Wszystko będzie dobrze. Zawsze możemy poszukać twojej mamy raz jeszcze w zaświatach. - Usmiechnął się do mnie ciepło. Wytarłam łzy i przytuliłam się do niego.
-Dzięki BJ. Jesteś świetnym przyjacielem.
-Taaaa...
Tuliłam go jeszcze przez pare sekund. Następnie odwzajemniłam ciepły uśmiech. Wyciągnęłam dużą czarną walizkę i wzięłam się do pakowania. Mój drogi przyjaciel mi pomógł.
Gdy skończyliśmy był już wieczór. Zeszłam na kolację nie odzywając się słowem do Delii. Wszystcy prócz mnie rozmawiali o swoim dniu. Ja w spokoju zjadłam odgrzane jedzenie.
Miałam wieczór dla siebie. Postanowiłam zająć się swoim hobby, fotografią. Chwyciłam aparat, otworzyłam okno i niezauważenie przemknęłam się na zewnątrz.
Choć lubiłam przebywać z Beetlejuicem cieszyłam się, że go tu nie ma. Chciałam pobyć trochę sama. Musiałam pozbierać myśli i przemyśleć wszystko. Całe miasteczko było pokryte mrokiem, jakby martwe. Szłam sama z aparatem w ręce przez ulice. Odgłosowi moich kroków towarzyszło jedynie pochukiwanie sowy. To wszystko sprawiało, że miałam w sobie dziwne uczucie. Nie potrafię go określić, jednak lubilam je. Sprawiało, że czułam się spokojniej. Zapominałam o wszelkich problemach.
Doszłam do lasu. Piękne złote liście zdobiły powyginane drzewa. Zwierzęta nocne przemykały raz po raz pomiedzy gałęziami. Pożółkła lampa uliczna oświetlała krajobraz. Dzięki niej zdjęcia nabierały mroczny nastrój.
Po udanej sesji udałam się do domu. Na szczęście nikt nie zauważył mojej nieobecność.
Byłam gotowa na wyjazd.

CZYTASZ
I nie opuszcze cię aż do śmierci [Lydia Deetz x Wednesday Addams] (wstrzymano)
FanficNastoletnia Lydia Deetz widzi umarłych. Gdy zostaje zaproszona na ślub poznaje dziewczynę z wieloma sekretami. Ciekawość pcha ją do dowiedzenia się o tej tajemniczej osobie. Kim ona jest? Z kąd pochodzi? Czy żyje? Postacie i uniwersum są bazowane n...