Rozdział: 5 - Znajdź ją piesku, Znajdź

6 0 0
                                    

             * Carmen 001 *

- Jestem na miejscu - powiedziałam do słuchawki. Znajdowałam się przed domem Oliviera Kamińskiego - detektywa pracującego dla korporacji NMPNN. Mam przed nimi odkryć sprawcę morderstwa jednego z dostawców oraz naszego ochroniarza. Zabiła ich ta sama osoba, lub gang.

- Masz wejść do domu i ukraść wyniki DNA. Biuro mieści się na 2 piętrze, 2 drzwi po prawej - rzekł Hubert 009.

- Dobrze - odpowiedziałam na rozkaz i przydatne informacje. Podążyłam w stronę posiadłości.

                  **********

Wychodziłam już z domu z wynikami. Podążyłam do czarnego auta.

- Dobra robota 001 - rzekł 023 - pora ruszać w stronę bazy - dołączył wypowiedź, po czym uruchomił pojazd.

Mam nadzieję, że to wystarczy na opłacenie długu i w końcu powrócę do domu. Kogo ja oszukuje, jestem najlepszą agentką, nigdy nie wypuszczą mnie. Najgorsze było to, że ja byłam tam jedyną kobietą. Nie była szanowana, wręcz przeciwnie poniżali mnie, gnębili, byłam tylko dla nich bronią. Beze mnie nie miało szans. Oni są głąbami rozdający tą partię, ale ja następna w kolejce, do zniszczenia ich. Pokaże kim jest Carmen, Carmen 001.

Dojechaliśmy na miejsce. Była to wielka nowoczesna willa mieszcząca się na obrzeżach miasta.  W okół posesji mieścił się wielki angielski ogród. Wśród roślin kryło się miliony zabezpieczeń.

Zaporkowaliśmy auto przed budynkiem. Wysiedliśmy z samochodu i weszliśmy do "domu". Odrazu poszliśmy do biura szefa z dokumentem.

- Witaj 001 - rzekł oschle szef. Odrazu podałam mu dokument. Obejrzał go uważnie - spisałaś się Carmen, w końcu, ale w nocy wymknełaś się do miasta. Czeka cię kara -  nie tylko nie to. Mężczyzna wstał.

Dopiero teraz było widać jego umięśnioną sylwetkę przykrywającą koszula. Szarawe włosy dawały wrażenie straszniejszego niż był. Na twarzy widniał uśmiech triumfu.

Tak, szef lubił mnie poniżać, szantażować, bić. Kary były codziennością. Kara za wymykanie, za litość, za kradzież, za nie udane misje...

- Chodź - podeszłam w wskazane miejsce. Mężczyzna wyciągnął maczetę z pochwy. Nie tylko nie to.
Ochraniacze zdjeli mi bluzkę. Stanęłam plecami do szefa. Osoby trzymały mnie żeby się nie wyrwałam.

Pan zamachnął się i zaczął zadawać ciosy bronią. Ból był nie do wytrzymania. Powtrzymywałam łzy. On tego chce. Chce był błagała o litość, bym płakała. Wtedy by swoje ego napełnił cierpieniem innym.

Widziałam swą krew na podłodze, rzekę mojej krwi spływającej po moim rozgrzanym ciele.

Zaczęłam słabnąć. Widziałam rozmazany obraz. Nie mogłam utrzymać na nogach. To ten czas. Umrę, wyrwę się z tego koszmaru. Ulga roznosiła się po moim spoconym ciele. Jedynie co pamiętam to głos pana roznoszący się po holu.

                       **********
Obudziłam się w łóżku. Nie, nie, nie, dalej żyje.

Poszłam do gabinetu szefa. Za spóźnienie może być kara.

- Witaj. Przeczytałem wyniki. Osoba posiada nad ludckie moce. Jest warta więcej niż mi się wydawało. Jest zbyt cenna by ją zabić. Masz ją znaleźć - rzekł mężczyzna popijając wodę. Wzrok miał przenikliwy. Ma misję dla mnie.

Usiadłam na kanapie. Jeszcze byłam obolała po wczorajszej karze. Plecy strasznie mnie piekły oraz miałam problem z koncentracją.

- Masz ją tu przyprowadzić. Masz miesiąc na wypełnienie misji - spojrzał na mnie pan - znajdź ją piesku, znajdź...

                   ***********

                     *Zurich*

Kładłam kawałki deski w stos. Musiałam spalić ofiarę, żeby ludzie nie wpadli w panikę. Rozlałam ropę na drewno, po czym położyłam moją ofiarę na stosie.

W tym momencie wydawała się taka niewinna. Miała bladą twarz, która przybrała minę bólu. Oczy miała zamknięte. Wyglądała tak niewinnie.

Zurich nie myśl. Wykonujesz misję.  Jestem dobra. Emocje to słabość.

Podpaliłam stos. Czerwony oraz pomoranczowy ogień tańczył wraz z wiatrem.

- Jesteś bezużyteczna - powiedział generał, po czym poczyłam uderzenie w plecy - Litość jest słabością. Rozumiesz? - nie odpowiedziałam. Oczy były zalane łzami - Rozumiesz ?! - skierował moją głowę w jego stronę. Poczułam kolejną falę bólu. Spojrzałam w jego oczy.

Widać było w nich uśmiech. Uwielbiał się mną bawić, torturować. Nienawidziałam go z całego serca. Był elfem bez serca. Nie obchodziło mnie jego stanowisko.

Chciałam uciec, uciec z tego koszmaru...

                    **********
Hejka! Do rozdziałów będe dodawać ukośną czcionką wspomnienia Zurich.
Jak myśnice, kim jest Carmen?
Czy błędy z jej przyszłości dają o sobie znać?



ZesłanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz