Rozdział V - Kolumna zwana przeznaczeniem

58 5 6
                                    

Była noc. Zimna i deszczowa.
Tosta i Vixer nadal czekały na moment, kiedy poznają jedną z dwóch opcji. Jednakże, że znajdowały się kilka kilometrów drogi od apartamentu, żeby oszczędzić na czasie, zasnęły na ławce przytulone do siebie. Obydwie dygotały z zimna siedząc na drewnianym bloku w samych cienkich bluzach.
Obudził je wkońcu dźwięk dzwonka.
Dzwoniła Grzymcia.
- Halo! Dziewczyny! - Kosiarka darła się do słuchawki powstrzymując łzy - chodźcie tu. Na trzecie piętro.
Tosta zaciągnęła półprzytomną Vixer do wejścia głównego i razem poszły na górę.

Korytarz był pusty. Gdzieniegdzie stały przygotowane dla przyszłych pacjentów łóżka, owinięte przezroczystą folią.
Niesposób było napotkać żywą duszę, oprócz znajomej sylwetki na drugim końcu.
To była Grzymcia, z chusteczką w ręku i zakrwawionymi oczami od ciągłego wycierania szorstką szmatką. Sama była cała czerwona, bo wciąż przeżywała wczorajszy incydent.
Natomiast drzwi do sali były otwarte. Nikt nie wchodził do środka, gdyż dziewczynom nakazano czekać.

Po jakimś czasie wyszedł lekarz.
- Nazywam się doktor Profesor - krząknął i spojrzał na przeżywające traumę dziewczyny. - Bez paniki. Stan jest dobry.
Grzymcia zemdlała.
- To jej zajmie kilka minut. - powiedział ponownie Profesor - Pozostałe panie zapraszam do środka.
I wprowadził Tostę i Vixer do jasnego pomieszczenia.

W sali były trzy łóżka - na pierwszym z nich leżała jakaś staruszka, dalej jakaś dziewczynka z połamanymi obiema nogami, a dalej...
- No cześć - wyksztusił znajomy słodziuki głosik.
Vixer także zemdlała.
Mikalo spojrzał zatem na Truskawnika.
- No więc zostaliśmy sami - i podał jej szklankę z wodą.
- Mikuś... - powiedziała Tosta - Ty żyjesz...
- No żyję. - powiedział beztrosko Mikalo - a gdzie Kosiareczka?
- Eeee... - i popatrzyła na leżącą z uśmiechem na podłodze korytarza koleżankę. - miała coś do załatwienia ale zaraz powinna wrócić.
Już chciała wyściskać przyjaciela, ale Profesor ją zatrzymał.
- Pozwól na chwilę koleżanko - i zaciągnął dziewczynę do swojego gabinetu obok.

***

- Tak. No więc szukaliśmy w całej dzielnicy. Tak. I pani koleżanki nie znaleźliśmy. Tak. - burczał Norrisowaty policjant.
- Jak to do jasnej cholery nie!? - Oreoska zaczęła wiercić nogą ze złości dziurę w podłodze. - Dałam wam półtorej dnia na przeszukanie 4 ulic i jej szkoły, a wy chodzicie z jakimiś ofermami wpierniczającymi na okrągło kiełbasy? Co jest z wami cholera nie tak!?
- Oj pani, - przerwał jej trzeci, najmniejszy z policjantów - pani lepiej nie panikuje. Robimy wszystko co w naszej mocy!
Oreoska tak się zdenerwowała, że filiżanka z kawą pod wpływem zaciśnięcia pięści, rozsypała się na kawałki.

***

- Więc tak - ciągnął lekarz - całą noc robiliśmy to, co w naszej mocy. I jak widzisz, udało się.
Tosta spojrzała mu w oczy
- Dobrze, że zareagowałyście szybko. - dalej wyliczał doktor - Wystarczyłoby 5 minut więcej, a chłopak by się wykrwawił.
Dziewczynie stanął przed oczami obraz wczorajszych zdarzeń, i gdyby nie to, że wiedziała, że z Mikalem jest już w miarę wszystko w porządku, jeszcze bardziej by się pogrążyła.
- Byłyście bardzo odważne i wytrwałe! - podsumował Profesor - wasz przyjaciel będzie wam dozgonnie wdzięczny.
Tosta uśmiechnęła się, podziękowała specjaliście i wychodząc jeszcze spytała
- A kiedy wróci do domu - i znowu zmizerniała.
- Spokojnie. - pocieszył ją lekarz - w przyszłym tygodniu będziemy już mogli go wypuścić.

Tosta opuściła gabinet i od razu wpadła na Vixer
- Słuchaj - wyszeptała - pamiętasz to co wczoraj w nocy.
Tosta ponownie się rozpromieniła i radośnie przytaknęła:
- Oczywiście.
- Grzymcia powiedziała, że zostanie jeszcze trochę. - ponownie zagadała Vixer - Teraz muszę cię gdzieś zabrać. Pewnie już słyszałaś o tym miejscu.

Razem wybiegły ze szpitala.
Ominęły stację metra szerokim łukiem, z resztą samo to miejsce świeciło pustkami. Głównie dlatego, że media już zdążyły nagłośnić sprawę dosłownie zarażając paniką mieszkańców. Nawet autobusy jeździły puste.

Pędziły między alejami i budynkami i ponownie natknęły się na tego samego pijaka, co wczoraj.
Jednak koleżka miał już inną rymowankę:
- Metan, Etan, Propan, Butan, Dwa koreczki, orangutan.
A tym razem po kilkunastu metrach śledzenia dziewczyn wpadł do śmietnika,  z czego cieszył się, jakby wygrał milion na loterii.

Tosta była tak zajęta rozkręcaniem zagadki, pod tytułem, "Gdzie ta Vixer mnie ciągnie", że nawet nie zwróciła uwagi na sklep z mangami, w którym tak bosko czuła się poprzedniego dnia. Jednak dzisiaj miała ważniejsze rzeczy do roboty.

Wyszły z wąskiej przecznicy, a ich oczom ukazał się wielki wieżowiec.
Miał chyba ze 40 pięter, a na szczycie czerwony szyld: MARIOTT.

Przed skrzyżowaniem, oddzielającym teren wokół budynku od zabudowań mieszkalnych, zgromadził się wielki tłum i patrzył w górę.
Dziewczyny najpierw nie mogły odkryć o co chodzi i co ma oznaczać to zamieszanie, ale po chwili dostrzegły jakiegoś faceta, który wspinał się na szczyt po ścianie, bez jalichkolwiek zabezpieczeń!
- On zaraz się zabije! - krzyknęła Tosta.
- Zaczekaj - powstrzymała ją Vixer.
Nawet z takiej odległości można było dostrzec, że mężczyzna, który podjął się tego wyczynu powoli zaczyna tracić siły.
Bezpośrednio przed ścianą po której się wspinał, zgromadzili się strażacy, którzy błyskawicznie zaczęli rozkładać cały zapas materacy amortyzujących upadek z wysokości.
Tymczasem facetowi na górze pozostał do przejścia tylko jeden panel.
Pomimo wycieńczenia i braku sił ostatecznie szczęśliwie dotarł na samą górę.
Gdy tego dokonał, tłum gapiów dosłownie oszalał, krzycząc i klaszcząc, gratulując mężczyźnie tego, co właśnie dokonał o własnych siłach.

Vixer z Tostą nacieszyły się widowiskiem i ta pierwsza zaciągnęła drugą dalej.

Dotarły do wielkiego placu, pełnego porozrzucanych po całej długości i szerokości turystów z całego świata.
Na środku brukowego kręgu wyrastała wysoka na kilkanaście metrów struktura, którą Tosta wiele razy widziała w telewizji. Wiedziała co to jest.
- Kolumna Zygmunta. - powiedziała - Ale... To ta niespodzianka?
- No prawie - powiedziała Vixer i zawlekła swoją przyjaciółkę na najbliższą ławkę.
- Wiesz - powiedziała Vixer - była krótsza droga, ale nie bez powodu przechodziłyśmy koło Mariotta.
Tosta się zaśmiała.
- Dla takiego występu - i zaśmiała się ponownie - poszłabym na koniec świata. Ale tylko z tobą.
- Ale przejdźmy do sedna. - ponownie zaznaczyła Vixer - Ten hotel jest ważny dla całej naszej ekipy, bo tam Wika spotkała Mikala, a ja Cynamonkę i Shizu.
Dotąd uważamy to miejsce za nasz początek.
- Rozumiem, - wykazała zainteresowanie Tosta - ale czemu jesteśmy tutaj?
Vixer się do niej przysunęła.
- Doskonale pamiętasz nas. Razem, wczoraj - i przybliżyła się do Tosty jeszcze bardziej.
- Ta... - Tosta też zaczęła się przysuwać w stronę Vixer.
Vixer kontynuowała:
- To miejsce jest lokalizacją pierwszych randek każdego z nas.
Przerwała, otwierając swoje piękne oczy i wyszeptała:
- Jesteś gotowa?
A Tosta na to:
- Zawsze...
I zbliżyły się do siebie najbardziej jak się dało, objęły nawzajem i pocałowały.
Uczucie między nimi okazało się tak mocne, że obie zemdlały niemal w tym samym momencie.

PączkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz