Rozdział VII - Na drugim brzegu Wisły

47 8 3
                                    

Jak gdyby nigdy nic Wika rzuciła się w progi mieszkania z zalanym zestawem słuchawkowym w ręce.
- Przyznać się! - darła się na pół bloku - Jestem cierpliwa jak mogę. Ale który bęcwał się drze, że można zawału dostać!?
Reszta spojrzała na Wikę
- Ups - śmiejąc się powiedziała Tosta.
Wika miała wrażenie, że wyjdzie zaraz z siebie i stanie obok, ale powstrzymała kolejny atak nerwów zmęczeniem spowodowanym niedoborem kawy.
Po chwili dodała:
- Hmm... - I rzuciła bluzę na kanapę - Zdarza się.
Próbowała wymknąć się do swojego pokoju, ale zatrzymała ją Grzymcia:
- Musisz coś wiedzieć.
- Co - rzuciła Wika.
Grzymcia zacisnęła dłonie i wydusiła:
- Otóż... Vixer... Ten, no... Vixer zaginęła.
Wika bezskutecznie próbując się powstrzymać prawie wbiła się w ścianę.
- CO!!!? - I wyszła ze swojej sypialni - I wy mi nic nie powiedzieliście!?
Reszta spojrzała po sobie.
- Dobra - powstrzymała na wszelki wypadek kogokolwiek dziewczyna - Macie iść jej szukać. I przy okazji kupcie mi nowe słuchawki.
Zatrzasnęła drzwi i próbując rzucić się na łóżko, z hukiem weszła w metalowy śmietnik.

***

Atmosfera była stale napięta.
Policjanci już kolejną godzinę grzebali w swoim mini-komputerku w poszukiwaniu poszlak. Oreosia miała przeczucie, że zaginięcie Tosty (wogóle dziewczyny) najzwyczajniej ich przerasta i gdyby wpadła na pomysł wezwania policji później pewnie i by sama odnalazła przyjaciółkę.
Oreoska próbując zasnąć od dobrych kilku godzin nagle zerwała się, bo rozległ się ogromny huk, trzask tłuczonego szkła i wycie alarmu samochodowego.
Był to nie kto inny niż najmniejszy z funkcjonariuszy - przemęczony staniem w jednej pozycji zasnął na stojąco, wypuszczając stalową antenę, która spadając z czwartego piętra dosłownie skasowała samochód sąsiadów.

***

Tymczasem przyjaciele szli halą centrum handlowego.
- Ale nie mogliśmy jej powiedzieć, że Vixer już dawno nie ma w Warszawie? - rzuciła Cynamonka - Chodzimy w kółko bez celu
- Musimy - odpowiedziała Shizu - szczerze to też nie widzę w tym nic ciekawego, ale jakby Wika tu przylazła, w co chociaż nie wierzę, to by...
I przerwała, bo wszyscy byli tak zajęci rozmyślaniem, że wpadli na grupę nastolatków.
Sam moment zderzenia wyglądał dość komicznie, bo wszyscy upadli na posadzkę. Jeden z grupy - jakiś chłopak miał kubełek z KFC na głowie, który pod wpływem uderzenia w magiczny sposób wypadł mu z ręki i właśnie tam się znalazł.
- Co wy odwalacie? - rzuciła jedna z dziewczyn.
- Eeee... - zamyślona Tosta nie wiedziała co powiedzieć, bo uważnie przyglądała się obcym.
I każdy przypominał kogo innego. Dziewczyna, która jako pierwsza rozpoczęła konwersację, wyglądała dosłownie jak modelka, druga z nich natomiast miała na głowie czapkę z fretki.
Zostało jeszcze dwóch chłopaków - jeden do złudzenia przypominał Jugheada Jonesa z jednego z popularnych seriali, a drugiego z nich nie dało się zidentyfikować ze względu na kartonową tubę, która zakrywała cała jego twarz.
- My... - postarała się odpowiedzieć Cynamonka - szukamy kogoś. Nieważne.
- Zaraz... - rzucił chłopak z kubełkiem na głowie - Wam też się ktoś zgubił?
- Znaczy... - ponownie ciągnęła Cynamonka - Tak. Szukamy przyjaciółki.
- O! To możemy działać razem - zaznaczyła pierwsza z dziewczyn. To znaczy my szukamy więcej niż jednej osoby. Psa. Możemy Wam pomóc
- Hmm... - rozmyśliła się Grzymcia - brzmi zachęcająco.
Wyszli z centrum i usiedli na ławce ułożonej na planie półokręgu.
- Wypadało by się przedstawić - zaproponowała ponownie pierwsza z dziewczyn - Ja jestem Jula. Ja jestem u nas kapitanem. Dalej jest druga jula. Mówcie jak chcecie - Jula, Julka, Jula 2, albo Julaxx. Dalej siedzi Lodzik - taki fajny gość.
Wtem Tosta zauważyła dziewczynę, której dotąd nikt nie widział - Miała ciemnorude włosy i piła herbatę.
- Dalej. - ciągnęła Jula - Ta ruda to Wódka. Nazwa stąd, że w dzieciństwie lubiała sobie podkraść trochę procentów.
- A tamten z kurczakiem? - wskazała Tosta.
- A, ten! - I wskazała na chłopaka z kubełkiem - To jest Makes. Taki błazen. Z nim to różnie bywa.
Przyjaciele z Pączków także przedstawili się nowo poznanym znajomym i postanowili ze sobą dłużej pogadać.
- Dobra. - kontynuowała Jula - Będziecie szukać, ale nie z gołymi rękami. Zapraszamy do nas, a dostaniecie trochę profesjonalnego sprzętu.

***

Tymczasem Vixer na lotnisku grzebała w telefonie.
- Hmm... - i przeglądając każdą ofertę lotów z osobna rozmyślała - Mogę tą babcię gdzieś zabrać. Qantasem do kangurów - może. Albo El Al do Jerozolimy - ona lubi święte miejsca! Albo do Stanów...
Miała jeszcze grube pięć godzin do rozpoczęcia odprawy, więc zaczęła rozglądać się po budynku.

***

Tosta, Shizu, Grzymcia i Cynamonka razem z nowymi kolegami udali się do ich mieszkania.
I co było dla nich niesamowicie niespodziewane? To, że mieli apartament w bloku, który znajdował się naprzeciwko ich budynku!
Weszli do apartamentu, który był bardzo podobny do tego pączkowego, ale plan był w odbiciu lustrzanym - to znaczy wszystko zamiast po prawej było po lewej stronie, a wykończenia pomieszczeń były nie w niebieskim, a w czerwonym kolorze.
Jula zaprowadziła wszystkich do pokoju po lewej.
W środku było ciemno. Ściany były wygłuszone czarnymi piankami akustycznymi, a panoramiczne okno było zasłonięte grubą roletą.
Jula i Lodzik wręczyli im tajemnicze srebrne skrzyneczki.
- To są małe komputery - oświadczył Lodzik - Jeżeli wasza koleżanka ma przy sobie telefon, możecie ją łatwo namierzyć poprzez wpisanie jej numeru.
- Brzmi super - zachwycili się naraz przyjaciele.
Jula rozwinęła z sufitu wielki ekran. Oczom wszystkich ukazała się mapa Warszawy - wielka na całą ścianę.
- Możemy ją tu łatwo znaleźć - oświadczył Lodzik i rozłożył się w fotelu.
Cynamonka wpisała za pomocą naprawdę małej klawiatury numer telefonu Vixer i po chwili czerwony punkt na mapie wskazał lokalizację ich przyjaciółki.
- Czujcie się jak u siebie - zachęciła Jula - pomożemy wam. Lubimy pomagać ludziom.
Tymczasem Makes nadal zajmował się wylizywaniem swojej głowy z resztek tłuszczu, który pozostawiły odłamki panierki z kurczaka. Wyglądało to dość zabawnie, zwłaszcza, że robił to co chwilę, na oczach wszystkich zgromadzonych.

***

Oreoska poszła otworzyć drzwi obudzona dźwiękiem dzwonka.
- Czy wy się dobrze czujecie? - to sąsiadka Gliwińska, zwana na osiedlu Ochrzanówą wściekła trzymała połamaną antenę wymachując przed zdezorientowaną nastolatką.
- Co jest? - Powstrzymała przed wejściem sąsiadki do mieszkania Oreoska - To już nam spać nie wolno.
- Tak, już. Spać. - wrzeszczała sąsiadka. - Jedyna w bloku! Nie stać cię na porządnego montera anteny?
Wtem do sieni wszedł najmniejszy policjant.
Podszedł do wściekłej sąsiadki, wyszarpał jej z rąk antenę i krząknął:
- Się naprawi.
I zniknął za drzwiami pokoju ratując resztki nadajnika taśmą klejącą.

***

- Nie powinniśmy już wracać? - Upomniała resztę Tosta i wskazała na zegarek - Już po dziesiątej wieczorem.
- Zaczekajmy jeszcze chwilę - zatrzymała wszystkich Shizu.
Tosta wyszła na korytarz apartamentu.
W tej samej chwili zadzwonił do niej telefon.
- Halo. - jakiś gruby głos odezwał się spod numeru Wiki. - Jeżeli mieszkasz z Wiktorią, muszę ci coś powiedzieć.
Toście się zrobiło gorąco.
- Słucham... - pospieszyła dziewczyna.
- Otóż - ponownie mówił mężczyzna - Jestem lekarzem. Zawiadomiła nas wasza sprzątaczka, że Wiktoria przeczytała jakiś list. Próbowała popełnić...
Tosta nie zwracając uwagi na przyjaciół upuściła telefon na podłogę i jak rażona piorunem wybiegła z apartamentu solidnym kopniakiem wyłamując drzwi razem z zawiasami.

PączkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz