2

301 19 4
                                    

Metaliczny zgrzyt rozległ się w powietrzu, gdy dwa miecze zwarły się w walce. Tylko chwilą zawahania zaważyła o zwycięstwie, a czerwona posoka splamiła i tak już brudną od krwi ziemię. Nie było czasu na chwilę wytchnienia, przeciwnicy mieli przewagę liczebną i Roche dobrze o tym wiedział. Wygrywało jak do tej pory jednak doświadczenie nad ilością, temerscy partyzanci walczyli zajadle i agresywnie lecz także rozważnie. Niestety w odpowiedzi przybyły kolejne redańskie posiłki, Vernon zmęczony przetarł czoło z potu i rzucił się na kolejnego przeciwnika. Widząc jednak brak szans na wygraną zarządził odwrót, pilnując by Ves udała się razem w resztą. On i kilku innych wybranych temerczyków zapewniali im bezpieczny powrót, zatrzymując napierający atak.
Vernon wracając do kryjówki przechodził obok rannych, niestety zapasy środków odkażających były na wyczerpaniu. Mimo wszystko nie był chętny do dzielenia się tą wiadomością, tym bardziej, że morale oddziału i tak były niskie. Temeria była dla niego wszystkim, jednak nawet on przestawał widzieć szansę na niepodległość, w zamyśleniu przypomniała mu się propozycja Nilfgaardu.
Potrząsnął głową, to nie był czas na takie rozważania, poszedł zobaczyć co z Ves. Dziewczyna była dla niego jak siostra, lecz przez jej porywczość musiał mieć ją ciągle na oku. Znalazł ją, zakładającą innemu żołnierzowi opatrunek, polewając obficie alkoholem paskudną ranę, wyglądało na zakażenie. Sama Ves miała bandaż obwiązany dookoła głowy, przez co lekko opadał jej na oczy. Roche spojrzał na nią z dezaprobatą, widząc jej rozpiętą koszulę.
- Mogłabyś wreszcie ubrać się odpowiednio do bitew? - zapytał Vernon krzyżując ramiona.
- Nie jesteś moim ojcem Roche - odpowiedziała szorstko Ves, kończąc zawiązywać bandaż na torsie mężczyzny. - Talar na ciebie czeka.
Temerczyk nie był zaskoczony słysząc to, już od pewnego czasu oczekiwał szpiega. Przechodził przez plątaninę korytarzy opuszczonej jaskini, zajętej przez partyzantów. W końcu dotarł na miejsce i dostrzegł swojego partnera w spisku. Talar przebrany za szewca, stał obok swojego nietypowego pojazdu z wielkim butem. Szpieg powitał żołnierza sarkastycznym uśmieszkiem.
- Czego takiego się dowiedziałeś?- zapytał bez owijania w bawełnę Vernon
- Tylko tyle że żołd redańczyków jest lepszy od zarobków szewca. - powiedział Talar jednak pod wpływem ostrego spojrzenia dopowiedział - Radowid jest cały czas otoczony strażą, z każdej strony i nigdzie nie wychodzi, a jak już to z małą armią. Zaczynam myśleć, że nawet w kiblu mu towarzyszą, kurwa mać.
- Możesz zostać wykryty?
- Co ty, siedzie cicho, nie wychylam się i wpierdalam kartofle. Te skurwysyny są zbyt tępe by cokolwiek dostrzec. - powiedział rozbawiony Talar - A u ciebie coś nowego?
- Ostatnio zawitał tu wiedźmin, niejaki Geralt z Rivii - powiedział Roche
- Ten kurwi syn jest wszędzie - zaśmiał się Talar, a dowódca partyzantów wzdrygnął się słysząc to określenie.
- Myślę, iż w razie potrzeby mógłby się nam przydać - przyznał Roche poprawiając nakrycie głowy.
- Racja, Geralt jest człowiekiem godnym zaufania - powiedział Talar
Obaj mężczyźni omawiali jeszcze szczegóły następnego kroku w zamachu na redańskiego króla. Słońce zaczęło chować się wśród drzew, gdy skończyli szczegółową naradę. Vernon spojrzał na ten widok z pewną nostalgią, której szpieg już nie skomentował. Pożegnali się uściskiem dłoni.
Wracając widział jak zarówno jego jak i pozostałości oddziału Natalisa ćwiczą techniki walki wręcz. Roche czuł dumę widząc na jakim poziomie oni są. Gdy nadeszła pora kolacji udał się w okolice ogniska. Vernon po tak długim czasie życia w ukryciu przyzwyczaił się do kiepskiego piwa i racjonowania żywności, jednak za każdym razem słyszał narzekania swoich towarzyszy broni. Gdy usiadł razem ze swoimi kamratami wziął łyk trunku, zagryzając czerstwym chlebem. Razem ze swoimi doradcami omawiali następny skok na wojska redani, według relacji Talara narażone oddziały będą poruszać się w lesie nieopodal Pontaru na granicy Velen. Temerczycy zdawali sobie sprawę z odległości dzielącej ich kryjówke z miejscem docelowym. Musieli wieczorem odpocząć, czekała ich wyczerpująca podróż. Gdy Rocha zasypiał usłyszał jeszcze wyklucającą sie z kimś Ves, jednak zmęczenie po chwili wygrało.

***

Znów to samo - przeszło przez myśl dowódcy niebieskich pasów gdy jego ostrze rozpruło brzuch wrogowi i gdy ten krztusił się własną krwią poderżnął mu gardło. Redańczyków było już niewielu i nie mieli możliwości wezwania pomocy. Roche był coraz bardziej przekonany, że przybycie tutaj było dobrym pomysłem. Na jego usta wpłynął słaby uśmiech, niemal niewidoczny dla osoby trzeciej. Zranił przeciwnika poniżej łydki i rozłupał mi czaszkę klingą miecza. Ledwie to zrobił, a usłyszał za sobą zduszony krzyk, z wyćwiczonym refleksem odwrócił się, gotowy do kontry. Wielkie było jego zdziwienie jak zobaczył strzałę utkwioną w gardle martwego przeciwnika. Nie było jednak czasu na rozmyślania, walka wciąż trwała, jednakże Roche obiecał sobie, że zbada tą sprawę, miał złe przeczucia. Pokonanie reszty nie zajęło partyzantom wiele czasu, Vernon widział jak Ves angażuje się w walkę. Dowódca robił wszystko by ją osłaniać, była waleczna lecz lekkomyślna co Roche często jej mówił. Niestety wojowniczka rzadko była mu w pełni posłuszna. Po ataku na redańczyków partyzanci ruszyli w kierunku nowej kryjówki, tylko Roche spławił ciekawskich żołnierzy i podszedł do redańskiego strażnika granicznego zabitego strząłą. Delikatnie wyjął strzałę tkwiącą w tętnicy szyjnej mężczyzny jakby była ze szkła. Nie musiał się długo przyglądać budowie zarówno grotu jak i lotki, niemal od razu je poznał. Odkrycie zapadło mu dech w piersiach, szok i złość zaczęła mieszać się z gorętszym uczuciem. Przez cały ten czas myślał, że umysł zapomniał, jednak serce od dawna nie zabiło mu szybszym rytmem. Elficka pocisk z wrażenia upadł partyzantowi wśród krwi i ciał. Strzała Scoia'teal po środku temersko-redańskiej potyczki, Roche wiedział, że to nie może być przypadek. Vernon zdawał sobie sprawę, iż ta strzała uratowała go przed śmiercią z rąk zwykłego parobka. Zrozumienie spłynęło na niego, wiedział już o co sprzeczała się Ves, czego zarówno ona jak i Talar mu nie mówili, w końcu to ona pierwszą mogła porozmawiać ze szpiegiem. Dowódca byłych oddziałów specjalnych spojrzał w kierunku przeciwnym do swej kryjówki, przyglądając się gałęziom drzew i przez chwili zdawało mu się, że widział skrawek dobrze mi znanego ubioru. Zmarszczył w frustracji brwi, zaciskając usta i rzucając ostatnie spojrzenie w głąb lasu, ruszył chcąc pomówić z Ves.

__________________
Ciekawe czy uda mi się zakończyć to ff
Do następnego kiedyś

WrogowieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz