Okrzyki i rogi bitewne rozległy się zagłuszając początkowe starcie pierwszych jednostek. Zamęt podczas walki, uniemożliwił jakąkolwiek komunikację. Każdy był zdany tylko na siebie i swoje umiejętności. Niestety Roche dostrzegł, iż część posiłków musiało dotrzeć, pokaźnie zasilając siły wroga. Jednak przeciwnik nie był w stanie przewidzieć połączonych sił Scoia'teal i temerskich partyzantów, Vernon widział szansę na zwycięstwo i zamierzał to dobrze wykorzystać.
***
Iorweth z Roche'em uznali, by powtórzyć plan na rano, jeszcze przed atakiem. Początkowo zmagali się ze sprzeciwem, jednak dzięki naturalnemu autorytetowi mężczyzn, nie było później narzekań. Wszyscy byli zgromadzeni, ta jedna chwila gdzie nieistotna była rasa, czy poglądy, tylko wspólna sprawa i cel. Kto by pomyślał, że okoliczności zmuszą tak zajadłych wrogów do współpracy. Wszyscy zsynchronizowani zwrócili uwagę na mapę przyczepioną jakimś lepkiem do wysokiej skały obok temerskiej kryjówki. Wykonany na szybko szkic Pontaru, wyglądał na tyle czytelnie, by każdy potrafił go odczytać.
- Tutaj jak widzicie jest przejście na redańskie ziemię, będące zarówno bazą wypadową dla sił Radowida, patrole zmieniają się co kilka godzin, by przeczesywać las w celu znalezienia naszych kryjówek. Kwestią czasu jest jak im się to uda, dlatego właśnie jak już powtarzałem to nasza jedyna szansa nim będzie za późno. Spójrzcie jednak na Pontar. - zaczął tłumaczyć Vernon, wskazując odpowiednie miejsca na mapie - Jest to wąski odcinek, który z łatwością będzie można otoczyć. Część naszych już przedarło się na drugą stronę, odetniemy ich i zmusimy do defensywy, ważne jest by zrobić to pomiędzy patrolami, abyśmy nie spotkali ich za swoimi plecami.
- My natomiast podzielimy się na cztery oddziały, kto będzie przewodził było już omawiane. - powiedział Iorweth gromiąc wzrokiem kilku młodych i narwanych elfów. - Pierwsze dwa będą za temerczykami, wspierając ich. Pozostałe natomiast ustawą się wzdłuż brzegu, po przeciwległych stronach, aby odciąć wsparcie morskie, które kilka godzin temu zostało wysłane.
- Akcja musi przebiec bez zarzutu, mamy tylko jedną szansę, więc skorzystamy z niej i pokażmy Radovidowi, że powinien się nas obawiać. - Vernon zacisnął dłonie w pięści, na słowa temerskiego dowódcy, żołnierze wznieśli okrzyk, który szybko ucichł pod spojrzeniem Roche'a.
- Niestety okręty, że wsparciem są wzmocnione, więc celowanie w burtę nic nie da, skupiajcie się na żaglach i masztach. Mamy niewiele ognistych strzał, więc liczę na waszą celność. - odpowiedzią na słowa elfa było kilka cwaniackich uśmiechów, w końcu Scoia'teal to elita wśród łuczników.
- Teraz rozpocznie się zabawa - rzekł któryś z żołnierzy, gdy przyczajali się do ataku.
***
- Cholera - warknął Roche, gdy miecz przeciwnika drasnął go w ramię. W ostatniej chwili udało mu się wykonać unik, uciekając od atakującego go od tyłu żołnierza. Sytuacja była ciężka, został otoczony, jednak mimo to z niemal nieludzka precyzja odpierał nasilające się ataki. Nie był w stanie wykonać ofensywy, pot lał się po jego zmęczonym ciele, a coraz to kolejne rany przyozdabiały drżące z wysiłku ciało. Był wściekły, on Vernon Roche miał zostać pokonany, a zarazem zabity przez zwykłych żołnierzy. Liczba niestety zaczynała mieć przewagę nad doświadczeniem. Widział swój koniec, adrenalina stopniowo uciekała, mroczki pojawiały się przed oczami, ale dalej walczył, do samego końca. Umrze dokładnie tak jak przysięgał, w walce o swą ojczyznę. Tylko kto go zapamięta, jak zniknie po nim ostatni ślad? Widział kpiący uśmiech wroga, jak jego miecz został mu wyrwany, poprzez rozbrojenie. Tylko jedno cięcie, Ves stała przed nim, a ciepła krew spływała po twarzy dowódcy. Nie zwlekając sam uniósł swoja broń, czując nadzieję, która dodawała mu sił, teraz już wiedział. Miał dla kogo walczyć, kogoś, u którego pozostanie w pamięci, musiał tylko walczyć, jeśli chciał osiągnąć to co obydwaj pragnęli.
Ziemia doświadczyła w tamtym miejscu najwięcej krwi w swojej historii. Statki płonęły, pole bitwy całe usiane zwłokami, krew nie wsiąkała w mokrą glebę. Wygrali, ale wielkim kosztem, niestety nie było czasu na żałobę. Byli przyzwyczajeni do śmierci, taki był już żywot żołnierza. Roche przeczesywał teren w poszukiwaniu partnera, nie zwracając uwagi na swoje rany. Chciał zaproponować elfowi i jego ludziom udanie się razem z temerczykami, zależało mu by już nie rozstawać się z kochankiem. Mężczyzna przystanął na chwili, a jego myśli zalało przyjemne uczucie, po ostatniej nocy mogli być dla siebie kimś więcej. Delikatny uśmiech pełen emocji pojawił się na twarzy Roche'a. Pokręcił głową, nie powinien dopuszczać do siebie takiej myśli, Iorweth mógł nieodwzajemniań tych uczuć, lecz Vernon czuł nawet pieprzone motylki w brzuchu na myśl o wiewiórze. Zachowywał się tak irracjonalnie, że zaczął sam siebie irytować. Dopiero po chwili dostrzegł przed sobą Ves, przydługie włosy przysłaniały jej oczy tym bardziej jak pochylała głowę, jak teraz.
- Roche... - zaczęła niepewnie jasnowłosa - Choć za mną musisz to zobaczyć.
- O co chodzi?- mruknął od niechcenia Roche, by po chwili wyminąć żołnierkę- Jetem zajęty.
- Przed tym jak cię uratowałam, wiedziałam, że samotnie nie mam żadnych szans.- Vernon niezadowolony zatrzymał się i słuchał towarzyszki - Postanowiłam zwrócić się do Iorwetha, w końcu jesteście ze sobą blisko. On odciągnął uwagę redańczyków i dał mi możliwość przedostania się do ciebie. Proszę choć ze mną.
Dowódca odczuł niepokój słysząc głos Ves, to jak wypowiadała imię elfa. Poddenerwowany przygryzł wargę i wcześniej odpowiadając nieznacznym skinieniem głowy, poszedł za dziewczyną. Partyzantka zatrzymała się wpół kroku, odchodząc na bok, by odsłonić dowódcę komanda Scoia'teal. Roche padł na kolana, gdy zobaczył zmasakrowane ciało elfa. Smród krwi bił od ciała, ktoś musiał trafić idealnie w ranę, sprawiając, że wnętrzności były porozrzucane gdzieś obok. Ręce temerczyka drżały, a on widział po ciele, iż jego partner jeszcze żył, gdy jego flaki zapaskudziły ziemię, wykrwawiał się na śmierć. Mimo tak tragicznego stanu zarówno psychicznego, jak i fizycznego żołnierz podniósł się i podszedł bliżej ciała. Nie był w stanie uronić łzy, nie potrafił uwierzyć. Żałował teraz, że nigdy nie rozmawiał z ukochanym o emocjach. Kochał go, ale nie był w stanie mu tego nawet powiedzieć i dopiero ta chwila musiała mu to uświadomić. Pogładził zabliźniony policzek Iorwetha, zdając sobie sprawę, że życzenie wypowiedziane w złości spełniło się, lecz nigdy nie odbierał elfa jako problem, co najwyżej utrudnienie. Oddech zwolnił, krew ciekła po brodzie Roche'a, jak ten ponownie wgryzł się w wargę, by nie krzyknąć. Ludzie mogli swobodnie powiedzieć co czuli, ale nie on. wiedział tylko tyle, że nie pozwoli, aby śmierć bliskiej mu osoby poszła na marne.
Spojrzał po raz ostatni na ciało ukochanego, nie wytrzymał, a samotną łza spłynęła po policzku. Gorycz i smutek łączyły się w rozpaczy. Teraz liczyła się już tylko Temeria, jednak nawet i ona nie mogła zapełnić pustki. Pochylił się, a jego usta po raz ostatni przylgnęły do zimnego czoła, a dłoń zamknęła zamglone, matowe, zielone oczy, w których już nie dało się dostrzec dzikości lasu. Wstał czując w sobie nową energię i zacisnął mocniej dłoń na dopiero co podniesionym mieczu, jeszcze ociekającym nieco skrzepniętą krwią dowódcy Scoia'teal. Z furią rzucił się na nielicznych przeciwników, którzy do tej pory schowali się poza zasięgiem temerczyków. Miecz ciął wrogów, jednak nie mogło to przynieść ukojenia.
Gdzieś daleko szkarłatny płatek róży opadł na ziemię, a sam kwiat ugiął się pod wpływem smutku, zeschnięty.
_____________________
O to koniec tej historii i wytłumaczenie czemu nie było w trójce Iorwetha, według mojej zmienionej wersji. Planowałam taki smutny koniec od początku, gdy jeszcze pisałam prolog. Mam nadzieje, że mimo to wam się podoba. Wiem, że ta cześć może trochę zawieść jakością, ale chciałam to jak najszybciej wrzucić. Jak obiecywałam będzie dodatek, postaram się go wrzucić jak najszybciej i w pełni zająć się pracą nad kolejnymi książkami, One-shotami geraskier, kilku rozdziałowym sufinem i wolfstar.(co do ostatniego nie wiem jak wyjdzie z długością)
Chce jeszcze podziękować za każdy komentarz i gwiazdkę, przyznaję nie spodziewałam się tego tak dużo. Do następnego.
CZYTASZ
Wrogowie
Short StoryDowódca niebieskich pasów w swym życiu miał sposobność poznać przywódcę komenda Scoia'teal, jednak ich losy potoczyły się inaczej niż wszyscy się spodziewali. ________ Tutaj potrzebna jest korekta...