Aiko wyszła ze szpitala po około tygodniu. Czas bardzo się dłużył. Bez niej było tak pusto, bez wyrazu. Nie mogłem spać, czułem, że brakuje mi jej oddechu, jej obecności. Brakowało mi tego, że jej tu nie ma. Choć wiedziałem, że leży w szpitalu i do mnie wróci czułem jakby cały świat zostawił mnie samego i bezbronnego. Iwaizumi próbował się ze mną spotykać, ale byłem jak wrak człowieka. Nawet sam Tobio proponował mi spotkania, ale odmawiałem. Chciałem być sam, czułem się jakby wszyscy mnie zostawili gdy tak naprawdę było na odwrót i każdy chciał mi pomóc. Tylko, że cholernie nie chciałem ich pomocy. Jedyne czego chciałem to aby wszystkie moje problemy zniknęły, bym liczył się tylko ja i ona.
Poszedłem po nią pod samą salę. Pomogłem się jej spakować, przy niej maskowałem moje smutki, bo chciałem by widziała mnie szczęśliwą.
— W końcu wychodzisz — uśmiechnąłem się — posprzątałem cały dom, nie mogę się doczekać aż zobaczysz! - mówiłem podekscytowany.
— Cieszę się, Tooru — odwzajemniła uśmiech — już za miesiąc kończysz szkołę, co nie? — zapytała nagle.
—Tsk — parsknąłem przez usta — chciałbym zostać w szkole na zawsze — roześmiałem się.
To w sumie była prawda. Chciałem zostać w szkole na zawsze. Głupio to brzmi, ale wszystkie miłe chwile pochodzą ze szkoły, lub z okoliczności związanych z nią. Wszystkie szczere przyjaźnie, znajomosci, siatkówka i mój charakter zawdzięczam szkole. Może nie powinienem tego mówić jeśli chodzi o to ostatnie, ale i tak jestem wdzięczny każdej szkole w jakiej byłem.
Byliśmy z Aiko już przed wejściem do mieszkania. Otworzyłem drzwi i pomogłem dziewczynie z bagażem.
— Rzeczywiście posprzątałeś — roześmiała się.
v Tak jak powiedziałem! — uśmiechnąłem się.Aiko rozpakowała się, wzięła gorący prysznic a wtedy ja zrobiłem jej dobry obiad. Tak jak sama wspominała obiady i kolacje w szpitalu nie były dobre. A to dlatego, że śniadania jej przynosiłem. Ale potem miałem szkołę i nie mogę jej już tak zawalać jak kiedyś. Zbliża się koniec roku więc muszę przyłożyć się do nauki. I zrobię to. Ale zrobię wtedy kiedy załatwię ostatnią sprawę jeszcze jako licealista. Pomogę zrobić Aiko krok w przód i pójdę z nią na komisariat. Nie może w nieskończoność grać w pojebane gierki tego człowieka.
— Aiko — zacząłem — ja dużo myślałem. Wydaję mi się, że powinnaś iść na policję w sprawie Kuby, inaczej nigdy nie będziesz w pełni sprawna psychicznie - wyrecytowałem z mojej głowy.
Aiko odwróciła głowę a po jej policzku poleciała łza. Tak jak mówiłem, ona ma problem z tym, żeby pozbyć się Kuby z własnej głowy. Przyda jej się terapia, ale najpierw musimy mieć pewność, że słynnego rozpruwacza nie ma. Gdy już będzie zamknięty wszystko wróci do normy. Mama Aiko wyzdrowieje, ona będzie szczęśliwa..może nawet ja stanę się szczęśliwy.
— Masz rację — powiedziała — po prostu się bardzo boję.
— Wiem, że się boisz ale jestem z tobą i on ciebie na pewno nie skrzywdzi, wiesz? — złapałem dziewczynę za rękę — nie skrzywdzi twojego brata, mnie, Hinaty lub twojej mamy.
— Tobio ma więcej listów od tego faceta — podniosła głowę dziewczyna — są tam jego odciski, na pewno! Musimy dodać to do dowodów!
— Widzę, że się napaliłaś na rozprawę — uśmiechnąłem się.
— To dlatego, że ci bezgranicznie ufam, wiesz? — uśmiechnęła się Aiko.
— Wiem — szepnąłem i pocałowałem dziewczynę w policzek.
Zadzwoniliśmy do Kageyamy. Przyszedł bardzo szybko. Otworzyłem drzwi młodszemu koledze z gimnazjum i z boiska.
-Cześć, Oikawa — powiedział kolokwialnie.
-Cześć, siadaj Tobio — odpowiedziałem.
Aiko wytłumaczyła wszystko chłopakowi a ja dopowiadałem brakujące fakty. Tobio wyglądał na zaintrygowanego. Tak jakby chciał wejść w ten pomysł. Miałem nadzieje, że w to wejdzie. Gdyby nie wszedł to tracimy ważnego świadka, jedynego. Ja mogę opowiedzieć tylko o tym co zrobił mi, ale oni w dwójkę mogą powiedzieć o wiele więcej. O tym co zrobił tacie Aiko i Tobio, o tym jaka stała się mama rodzeństwa i o wszystkich lisach.
— Dobra, ale musisz mi coś obiecać — spojrzał na mnie Tobio.
— Słucham cię — odpowiedziałem widząc jego wzrok.
— W trakcie rozprawy musisz mieć Aiko kompletnie na oku! — powiedział głośniej.
Jak to? Nie mogę! Mam egzaminy, nawet nie wiem czy w ogóle będę mógł być na rozprawie. Oczywiście, że będę jej pilnował, zresztą zawsze to robie. Ale nie mogę obiecać czegoś takiego.
— A może lepiej by było jakby Aiko się od ciebie wyprowadziła — oznajmił.
— Co?! Nie chcę! — krzyknęła zdziwiona Aiko.
— To dla twojego dobra Aiko, gdzie mieszkasz Tobio? — zapytałem.
— U takiej jednej ciotki — oznajmił — to będzie lepsze, chociażby do rozprawy.
Aiko spojrzała na mnie i kiwnęła głową ze łzami w oczach. Poczułem jakby moje serce znów się łamało. Dlaczego życie musi robić tak wiele problemów? Szatynka wzięła swoją walizkę, która nie była jeszcze rozpakowana i szybkim krokiem założyła buty. Zdziwiłem się i podszedłem do niej.
— Hej, ale dzisiaj możesz się jeszcze tu przespać — uśmiechnąłem się.
— Nie uśmiechaj się tak, Tooru — powiedziała ze łzami w oczach — widzę jak ci ze mną trudno — powiedziała i rozpłakała się.
Przytuliłem ją i pocałowałem w nos. Dziewczyna razem z bratem wyszli z mojego domu. Znów zostałem sam. W tym pustym domu, bez rodziców i bez niej. Nie chcę być dorosły. Nie będę jej mieć na zawsze. Nigdy. Nigdy nie będę w pełni szczęśliwy ze sobą jeśli jej nie będzie. Czemu akurat ona musi być moją bratnią duszą? Położyłem się na łóżku, próbowałem zasnąć. Wziąłem telefon. Nawet nie zorientowałem się, że była już 03:26.
Tooru Oikawa: Już sobie nie daje rady, ta samotność mnie przygniata. Zostawiłaś mnie nawet ty, nigdy nie będę miał nikogo tylko dla siebie. Nienawidzę siebie za to, że jestem dupkiem. Zmieniłem się. Kilka miesięcy temu nigdy bym czegoś takiego nie napisał. Bo wierzyłem, że jestem idealny. A jestem nijaki, bez ciebie jestem nikim. Aiko, kocham cię.
I zasnąłem. Mając głęboką nadzieje, że się nie obudzę.
CZYTASZ
inna niż wszystkie I oikawa x oc [po korekcie]
FanficŻycie Oikawy, zapracowanego kapitana drużyny siatkarskiej nigdy niczym specjalnym się nie wyróżniało. Poznając dziewczynę, która tylko lekko odbiegała od normalności nie spodziewał się, że jego życie w końcu nabierze barw. Choć nie takich, jakich si...