Venice

96 10 4
                                    

Wracając z całej tej farsy mającej miejsce w auli, dalej byłam pewna, że nie będą mogli nas tak po prostu zamknąć w szkole. Za kilka godzin wszystko powinno się skończyć, a my zostaniemy odesłani do domu....

Będąc już na korytarzu zauważyłam z idąca obok mnie Alaską dwóch policjantów, głośno dyskutujących z dyrektorką naszego wspaniałego liceum. Możecie się teraz zastanawiać , że skoro tak bardzo nienawidzimy tej szkoły to czemu po prostu nie przepisałyśmy się do innej? Odpowiedź jest prosta: argumentacji mojej matki psycholożki nie da się przebić. Uważa, że ta szkoła jest najlepszą w województwie i huy! A Alaska nie chcąc mnie zostawić siedzi w tym ze mną. Drugim powodem jest też to, że zdążyłyśmy się zadomowić na tyle, że na myśl o tej całej papierkowej robocie z przeniesieniem jak zwykle koniec końców odpuszczamy.

Mimo że policjanci rozmawiali głośno, nie dało się usłyszeć nic, gdyż te wszystkie zwierzaki dalej wygłaszały swoje protesty i jęki na myśl o zostaniu w szkole.

-To wy zadzwoniłyście do sanepidu prawda? - usłyszałam za sobą znajomy, męski głos i odwróciwszy się, zobaczyłam swojego brata z szelmowskim uśmiechem na twarzy. Jak zwykle miał na sobie swoje ulubione skarpetki:

Wyglądem przypomina Nasha Griera, dlatego mimo, że nazywa się Chris, wszyscy wołają na niego Nash

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wyglądem przypomina Nasha Griera, dlatego mimo, że nazywa się Chris, wszyscy wołają na niego Nash. Mordę ma dosyć bardzo wyjściową, naznaczoną wiecznie zawadiackim i pewnym siebie uśmiechem.

-Took you long enough, huh? - odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy.

-No tak, czego innego mógłbym się po was spodziewać, przecież nienawidzicie tej szkoły z całego serca - zaśmiał się.

Naszą rozmowę przerwało nagłe pytanie, które padło z ust policjanta:

-Dzisiejszego ranka napłynęło do nas zgłoszenie z sanepidu. Wynika z niego, że jeden z waszych uczniów wrócił niedawno z Włoch i nie przebadał się na obecność koronawirusa przed powrotem do szkoły. Ze względów bezpieczeństwa chcielibyśmy, aby ta osoba teraz się zgłosiła i pojechała z nami na badania.

Oczywiście nikt się nie zgłaszał, gdy nagle:

-To był Pablo *nazwisko*! - z tłumu wyrwał się znajomy głos.

Obie z niedowierzaniem spojrzałyśmy na Michaela. Wiedziałyśmy dobrze, że jest konfidentem i kawałem gnoja, ale tym razem przerósł samego siebie. W końcu Pablo to niby jego najlepszy kumpel.

Po chwili wywołany wyłonił się niechętnie z tłumu i wyszedł razem z policjantami z budynku. Po całym incydencie dyrektorka kazała się wszystkim rozejść.

-No to chyba jeszcze trochę tu posiedzimy - powiedział w jak zwykle wyśmienitym humorze Nash - To może pożyczysz mi ładowarkę?

-Ehh dobra, ale musimy podejść do sali na górze. Zostawiłam ją w plecaku. - odparłam z niechęcią na myśl o wdrapywaniu się po tych niemiłosiernie długich schodach.

W tym momencie Nash dostał SMSa i raczej nie był z tego powodu zbytnio zadowolony. Skąd wiem? Po tym jak go przeczytał jedynie głośno warknął:

Ja pierdolę.

Gdy tylko doszliśmy do sali, skoczył do mojego plecaka, wcześniej prawie rozrywając go na pół, aby już w następnej sekundzie zniknąć z ładowarką za rogiem. I tyle go widziałyśmy :)

-NIE MA ZA CO!!! - krzyknęłam za nim, choć wtedy już pewnie dawno był na dole.

Jeśli chodzi o moje relacje z bratem to są generalnie dobre. Nie rozmawiamy jakoś strasznie dużo, ale to głównie przez to, że prawie cały czas nie ma go w domu. Całymi dniami szlaja się gdzieś z tą swoją bandą. Jestem szczerze przekonana, że jest uwikłany w jakiś handel narkotykami czy inne szemrane interesy. Dowodem na to są jego dziwne znajomości oraz nagłe i podejrzane przypływy gotówki.

Kolejną godzinę spędziłyśmy na rozmowie:

-Ej, ale koniec końców, chyba dobrze, że zadzwoniłyśmy, co nie? - zapytała Alaska.

-Nooo taaak...
A tak szczerze to mamy przejebane. Oby się tylko nie wydało, że to my doniosłyśmy na ten burdel - odpowiedziałam.

W tym momencie modlę się tylko o rychłe opuszczenie tych murów. Ledwo zmuszam się żeby wstać rano i przywlec się tutaj żeby przeżyć te 8 godzin. Nawet nie chcę myśleć co by było gdybyśmy musiały tu siedzieć 2 tygodnie albo i więcej..

Wtedy jak na złość z głośników rozległ się pozbawiony emocji głos Kristel. Skubana dorwała się do radiowęzła.

-Wszyscy uczniowie proszeni są na aulę. Teraz. Szybko. - Wysyczała do mikrofonu, po czym szybko wybiegłyśmy z sali z nadzieją na usłyszenie dobrej nowiny.

Już po chwili grzałyśmy miejsca w pierwszym rzędzie. Jednak widząc minę Kristel, która wtaczała się właśnie na scenę, wiedziałyśmy, że nie wyniknie z tego nic dobrego.

Wreszcie zaczęła przemawiać:

-Dzień dobry, witam Was ponownie. Przed chwilą otrzymaliśmy wyniki badań waszego kolegi. Potwierdziły się nasze obawy - jest zarażony koronawirusem. W tej sytuacji jesteśmy zmuszeni przeprowadzić dwutygodniową kwarantannę w budynku szkoły. Nasza decyzja została już poparta przez radę miasta z prezydentem na czele, a także odpowiednie służby. Wasi rodzice zostali powiadomieni o zaistniałej sytuacji i w najbliższym czasie dostarczą do szkoły niezbędne Wam rzeczy.

-Dobra dość mam tego pierdolenia, uciekajmy stąd póki jeszcze mamy szansę- powiedziałam już doszczętnie załamana. Od tej decyzji odwiodła nas jednak dalsza część wywodu Kristel:

-Nie martwcie się, jeżeli chodzi o opóźnienie z materiałem i oceny. Nie będzie z tym najmniejszego problemu! Lekcje będą się odbywały według harmonogramu, natomiast spać będziecie w przypisanych wam salach, których rozkład niedługo pojawi się na tablicy obok sekretariatu. Z mojej strony to tyle, życzę miłego dnia.

- Bezczelna... - mruknęła pod nosem Alaska.

To co teraz powiem możecie uznać za przeruchane, gdyż we wszystkich książkach, gdy główna bohaterka własnie tak mówi, dzieje się dokładnie na odwrót , ale GORZEJ JUŻ CHYBA BYĆ NIE MOŻE...

👑Corona Time👑 - school quarantine Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz