jeden;

53 9 6
                                        

Dziesiątki miejsc wygląda zupełnie jak okolica, którą mijam w drodze do szkoły. Okolicę, na którą kompletnie nie zwracam uwagi i zdarza mi się potrącać ludzi, których mijam idąc chodnikiem. Nie liczy się teraz nic oprócz mojego ulubionego stanu, mojej jebanej ucieczki od tego skurwiałego świata, mojej upragnionej od dwieście siedemdziesięciu sześciu minut dawki sypkiego szczęścia...

Wystarczył jeden telefon od Cal'a. Dwa razy nie trzeba mi powtarzać, bym się zgodził. Wszyscy wiedzą, że w naszym roczniku królem ćpania jestem ja.

Przebiegam przez ulicę, jebiąc mocno zasady ruchu drogowego. Mam serdecznie w dupie fakt, czy ktoś mnie rozjedzie. Po to powstały pasy, żebym mógł przejść na jebaną drugą stronę ulicy i nie obchodzi mnie to, że masz w zabudowanym siedemdziesiąt na liczniku. Może i sam oblałem już z trzy razy prawko, ale zawsze chwalili mnie za to, że przed zebrą zwalniałem, a egzaminatorzy robili dobrą minę do złej gry. Cóż, zwalniałem, bo wiedziałem, że nawet przy pustym otoczeniu zawsze może skądś wybiec jakiś Luke Hemmings #2, zupełnie jak jego pierwowzór, znikąd i zjebać humor kierowcy. Ale powód mojej dobrej maniery zachowam dla siebie. Nikt nie musi wiedzieć, z kim naprawdę ma do czynienia.

Ostatnia prosta i skręcamy w prawo, przy czym trzeba uważać by nie wpaść na woźnego, gdyż skrót prowadzi przez jego ogródek, a dużo osób ma alergię na jego zwiędłe chwasty. I nie wystarczy to, że jest wiosna. Nie trzeba wielkiej wiedzy żeby po ujrzeniu tego dzieła wywnioskować, że daru ogrodniczego to on nie ma.

Główna droga prowadzi prosto do drzwi szkolnych. Ale nie tędy droga, moi drodzy. Przynajmniej nie teraz. Teraz idziemy moją ulubioną ścieżką życia. Mijam garaże, a parę metrów dalej jest klitka, do której nawet ochroniarze szkolni boją się wchodzić po tym jak ostatnio gang Fletcherów spuścił im soczysty wpierdol. Rumor słychać było w całej szkole, ale nikomu nie popsuło to zabawy. Nawet pieski miały skulone ogonki i za małe jajca żeby interweniować za każdym razem gdy odbywał się tu jazz. Dlatego czułem się tu bezpiecznie, nawet gdy jakiś idiota, jako wróg i nieprzyjaciel postanowił się tu przypałętać. Albo ja, albo inni się go stąd pozbędą. To nasza siedziba, ich była po drugiej stronie.

- Gdzieś Ty się kurwa wałęsał, zjebie - warczy od progu Calum. - Minąłeś po drodze jakąś dorodną łanię i nie mogłeś się jej oprzeć?

Jego czyste szyderstwa mnie wręcz rozczulały, bo wiedziałem, że tak naprawdę hoodzinek mnie uwielbia, ale nie umiałem nic innego w życiu jak doprowadzać jednych albo do szaleństwa, albo do mocnego wkurwa. Co do szaleństwa; Cally musiał na każdym kroku wypominać mi, jak bardzo nie mogę obyć się bez seksu, i dzisiaj nie było wyjątku. Jak powszechnie wiadomo, nas młodych ciągnie do zakazanych rzeczy, chociaż mieliśmy już osiemnaście. A ja byłem w dziesiątce najbardziej pożądanych chłopaków w szkole, i bardzo szybko przypiąłem sobie łatkę niebezpiecznego. A dziewczyny to uwielbiały i chętnie się oddawały. A ja to pokochałem.

- Cóż, spadła mi trochę kondycja - rozkładam ręce. Z tym faktem ani trochę nie kłamię. Miałem kilkanaście dni abstynencji po tym, jak naszego Louisa zgarnęła ekipa, bo podobno kradł towar, który miał rozprowadzać. Ale on się z tego wyliże, mądry chłopak jest. Nasi chcieli mu nawet pomóc, ale od razu kazałem im jebnąć się w cymbał. Przecież to pakowanie się w gniazdo rozwścieczonych szerszeni na sterydach, nie dość że zaszkodzą Lou, to jeszcze sami by oberwali i to sto razy gorzej. Czasami zachowują się mniej odpowiedzialnie niż ja, a to mnie nazywają głupim i nierozgarniętym zjebem.

- Dobra, miejmy już to za sobą - mruczy nowy gość, którego dopiero teraz zauważam. Stoi oparty o ścianę, z założonymi rękoma i pokerową miną, a gdy kończy mówić, wyciąga z podręcznej torby nasz przydział. - Chudy, trzydzieści dolców, Hemoroid siedemdziesiąt.

jeden z nas; muke [porzucone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz