Rozdział 3

40 4 2
                                    


Nadszedł tak długo wyczekiwany mecz Quidditcha Slytherin Vs Gryffindor. Napięcie między domami było tak mocne i trwało tak długo że na mecz zeszła się prawie cała szkoła. Krukoni siedzieli po stronie ślizgońskiej a puchoni po tej w szkarłatnych barwach.
Joey King poklepał mnie po plecach prawie wybijając mi bark.
- Pamiętaj Silver, nie po to cię chroniliśmy żeby teraz przegrać mecz. - wywróciłam oczami rozmasowując kark. Jakby ta "ochrona" była mi potrzebna. Przesunęłam się lekko żeby zmierzyć wzrokiem drużynę Gryffindoru na przeciwko nas. Mieli zacięte, a nawet momentami pełne furii miny. Na przód wyszedł James Potter który obecnie zajmował pozycję szukającego ( w drużynie slitherinu Regulus ) i kapitana drużyny. Był dobry, cholernie dobry. Po jego prawej stronie stał Syriusz Black omiatając moją drużynę nienawistnym wzrokiem. Nie zauważył mnie całe szczęście ( goryle mnie zasłonili ) ale pewnie wiedział że tam jestem.
Niestety po lewej stronie Jamesa stała Lara z rękami założonymi na piersi. Wzrok miała równie hardy co reszta drużyny ale co tu się dziwić. Ona też była ścigającą jak ja ale naiwnie oszukiwałam się że nie zetkniemy się w meczu za dużo razy.
- Kapitanowie drużyn, uściśnijcie sobie dłonie! - krzyknęła Hooch. James I Joey o mało co nie zmiażdżyli sobie palców.


- Na miotły .... - przełożyłam nogę przez drewniany kij i chwyciłam mocno rączkę życząc samej sobie szczęścia. - Gotowi?! ... Start!! - Nauczycielka wyrzuciła w powietrze kafel. Z całej siły odbiłam się stopami od ziemi i wzbiłam w powietrze, czując przy tym znajome mrowienie w brzuchu. Natychmiast odpędziłam od siebie stres. Przeklęłam w myślach kiedy zobaczyłam, że Lara zręcznie złapała kafel i pomknęła w kierunku naszej bramki. Przed nią kręcił się kapitan ślizgonów bo to on był obrońcą.
Komentator zachwycał się Larą ( gryfon na sto procent ) jednak ja dość taktycznie podleciałam pod bramkę. Jak też myślałam, moja przyjaciółka strzeliła gola wywołując istną euforię na trybunach domu lwa. Kafel przeleciał przez obręcz a ja szybko go chwyciłam i śmignełam w kierunku obręczy przeciwnej drużyny.

Wszyscy trzej ścigający Gryffindoru zaczęli pędzić za mną. Kątem oka dostrzegłam tłuczek lecący prosto we mnie. Spanikowana zrobiłam zwrot jednocześnie podlatując do góry. Kafel prawie wyleciał mi z rąk. 


Nagle poczułam koszmarny ból w prawej ręce. Ten idiota z dwoma szarymi komórkami, Black z całej siły przywalił mi w ramię, popychając mnie barkiem. Ślizgoni wydali z siebie taki wrzask że nawet moje zmysły zręcznie ignorujące publiczność, to zarejestrowały. W moich oczach zaszkliły się łzy bólu.Wtedy , mam wrażenie że (jak mawiała moja kuzynka ) "Zawrzała we mnie ślizgońska krew" Zacisnęłam zęby i jedną ręką ( bo druga trzymała kafla) pociągnęłam za przód miotły zmuszając ją do przewrócenia się w tył. Prościej mówiąc zrobiłam fikołka do tyłu, tyle że na miotle. Mój żoładek również wykonał jakąś dziwną rewolucję bo poczułam skurcz. Tłum wydał z siebie krzyk zaskoczenia, tak samo jak Lara i inna dziewczyna , siedzące mi na ogonie.

Zanurkowałam pod nimi i zaczęłam pędzić w kierunku bramki Gryfonów. Jedną ze ścigających domu lwa , znokałtował tłuczek jednak Lara i Syriusz dogonili mnie w takim stopniu że właściwie byli już po bokach.
Przepraszając w myślach Larę za zmniejszanie szans jej drużyny i modląc się o pomyślność do bozi, w ramach zemsty na Blacku gwałtownie pchnęłam go ręką tak, że widziała to tylko blond włosa. Chłopak nie spodziewał się tego więc stracił równowagę i zaczął lecieć w dół. Nie obchodziło mnie to liczyła się dla mnie tylko obręcz. Lara uchyliła się przed tłuczkiem. Wykorzystałam ten moment i rzuciłam kaflem zdobywając pierwszego gola dla Slytherinu.
W końcu mecz zakończył się wygraną Gryffindoru. Slytherin miał przewagę do puki James nie złapał znicza. Od razu kiedy schwycił w dłonie złotą piłeczkę na szkarłatnej części trybun rozległ się ryk radości. Zmarszczyłam brwi i powoli zleciałam na dół. Strzeliłam najwięcej goli więc nikt się mnie nie czepiał. Niestety wszyscy piorunowali wzrokiem Regulusa, który był szukającym i gdyby on złapał znicza wygrana była by nasza. Gryfoni skakali i wrzeszczeli unosząc Pottera na rękach do góry. Ku mojemu zadowoleniu Black był nieźle poturbowany przez mojego faula. Niestety nie zgasiło to jego radości.


- Może następnym razem braciszku - parsknął beszczelnym śmiechem, trącając Regulusa po głowie , oddalając się w kierunku Hogwartu z tłumem uczniów. Nagle wszyscy jak jeden mąż zaczęli lamentować i prawić Regowi kazania o tym jak łapać znicza.
- Cisza ! - wrzasnęłam najgłośniej jak potrafiłam (brzmiałam mniej więcej jak syrena alarmowa, ale małe osoby już są tak skonstruowane, że muszą mieć donośny głos żeby ktoś ich nie rozdeptał) 


Korzystając z tego, że skupiłam ich uwagę kontynułowałam.
- To absolutnie nie jest jego wina, a raczej wasza. Gdybyśmy WSZYSCY lepiej to rozegrali Slytherin by wygrał!! Macie dać mu spokój a później po prostu postaramy się grać lepiej!!
- krzyknęłam i ruszyłam w stronę zamku. Byłam zmęczona, strój do quidditcha był już cały mokry od potu. Miałam ochotę wpierniczyć pudding czekoladowy, albo galaretkę wiśniową.

Silver snake // Era HuncwotówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz