Nadszedł tak długo wyczekiwany mecz Quidditcha Slytherin Vs Gryffindor. Napięcie między domami było tak mocne i trwało tak długo że na mecz zeszła się prawie cała szkoła. Krukoni siedzieli po stronie ślizgońskiej a puchoni po tej w szkarłatnych barwach.
Joey King poklepał mnie po plecach prawie wybijając mi bark.
- Pamiętaj Silver, nie po to cię chroniliśmy żeby teraz przegrać mecz. - wywróciłam oczami rozmasowując kark. Jakby ta "ochrona" była mi potrzebna. Przesunęłam się lekko żeby zmierzyć wzrokiem drużynę Gryffindoru na przeciwko nas. Mieli zacięte, a nawet momentami pełne furii miny. Na przód wyszedł James Potter który obecnie zajmował pozycję szukającego ( w drużynie slitherinu Regulus ) i kapitana drużyny. Był dobry, cholernie dobry. Po jego prawej stronie stał Syriusz Black omiatając moją drużynę nienawistnym wzrokiem. Nie zauważył mnie całe szczęście ( goryle mnie zasłonili ) ale pewnie wiedział że tam jestem.
Niestety po lewej stronie Jamesa stała Lara z rękami założonymi na piersi. Wzrok miała równie hardy co reszta drużyny ale co tu się dziwić. Ona też była ścigającą jak ja ale naiwnie oszukiwałam się że nie zetkniemy się w meczu za dużo razy.
- Kapitanowie drużyn, uściśnijcie sobie dłonie! - krzyknęła Hooch. James I Joey o mało co nie zmiażdżyli sobie palców.
- Na miotły .... - przełożyłam nogę przez drewniany kij i chwyciłam mocno rączkę życząc samej sobie szczęścia. - Gotowi?! ... Start!! - Nauczycielka wyrzuciła w powietrze kafel. Z całej siły odbiłam się stopami od ziemi i wzbiłam w powietrze, czując przy tym znajome mrowienie w brzuchu. Natychmiast odpędziłam od siebie stres. Przeklęłam w myślach kiedy zobaczyłam, że Lara zręcznie złapała kafel i pomknęła w kierunku naszej bramki. Przed nią kręcił się kapitan ślizgonów bo to on był obrońcą.
Komentator zachwycał się Larą ( gryfon na sto procent ) jednak ja dość taktycznie podleciałam pod bramkę. Jak też myślałam, moja przyjaciółka strzeliła gola wywołując istną euforię na trybunach domu lwa. Kafel przeleciał przez obręcz a ja szybko go chwyciłam i śmignełam w kierunku obręczy przeciwnej drużyny.Wszyscy trzej ścigający Gryffindoru zaczęli pędzić za mną. Kątem oka dostrzegłam tłuczek lecący prosto we mnie. Spanikowana zrobiłam zwrot jednocześnie podlatując do góry. Kafel prawie wyleciał mi z rąk.
Nagle poczułam koszmarny ból w prawej ręce. Ten idiota z dwoma szarymi komórkami, Black z całej siły przywalił mi w ramię, popychając mnie barkiem. Ślizgoni wydali z siebie taki wrzask że nawet moje zmysły zręcznie ignorujące publiczność, to zarejestrowały. W moich oczach zaszkliły się łzy bólu.Wtedy , mam wrażenie że (jak mawiała moja kuzynka ) "Zawrzała we mnie ślizgońska krew" Zacisnęłam zęby i jedną ręką ( bo druga trzymała kafla) pociągnęłam za przód miotły zmuszając ją do przewrócenia się w tył. Prościej mówiąc zrobiłam fikołka do tyłu, tyle że na miotle. Mój żoładek również wykonał jakąś dziwną rewolucję bo poczułam skurcz. Tłum wydał z siebie krzyk zaskoczenia, tak samo jak Lara i inna dziewczyna , siedzące mi na ogonie.Zanurkowałam pod nimi i zaczęłam pędzić w kierunku bramki Gryfonów. Jedną ze ścigających domu lwa , znokałtował tłuczek jednak Lara i Syriusz dogonili mnie w takim stopniu że właściwie byli już po bokach.
Przepraszając w myślach Larę za zmniejszanie szans jej drużyny i modląc się o pomyślność do bozi, w ramach zemsty na Blacku gwałtownie pchnęłam go ręką tak, że widziała to tylko blond włosa. Chłopak nie spodziewał się tego więc stracił równowagę i zaczął lecieć w dół. Nie obchodziło mnie to liczyła się dla mnie tylko obręcz. Lara uchyliła się przed tłuczkiem. Wykorzystałam ten moment i rzuciłam kaflem zdobywając pierwszego gola dla Slytherinu.
W końcu mecz zakończył się wygraną Gryffindoru. Slytherin miał przewagę do puki James nie złapał znicza. Od razu kiedy schwycił w dłonie złotą piłeczkę na szkarłatnej części trybun rozległ się ryk radości. Zmarszczyłam brwi i powoli zleciałam na dół. Strzeliłam najwięcej goli więc nikt się mnie nie czepiał. Niestety wszyscy piorunowali wzrokiem Regulusa, który był szukającym i gdyby on złapał znicza wygrana była by nasza. Gryfoni skakali i wrzeszczeli unosząc Pottera na rękach do góry. Ku mojemu zadowoleniu Black był nieźle poturbowany przez mojego faula. Niestety nie zgasiło to jego radości.
- Może następnym razem braciszku - parsknął beszczelnym śmiechem, trącając Regulusa po głowie , oddalając się w kierunku Hogwartu z tłumem uczniów. Nagle wszyscy jak jeden mąż zaczęli lamentować i prawić Regowi kazania o tym jak łapać znicza.
- Cisza ! - wrzasnęłam najgłośniej jak potrafiłam (brzmiałam mniej więcej jak syrena alarmowa, ale małe osoby już są tak skonstruowane, że muszą mieć donośny głos żeby ktoś ich nie rozdeptał)
Korzystając z tego, że skupiłam ich uwagę kontynułowałam.
- To absolutnie nie jest jego wina, a raczej wasza. Gdybyśmy WSZYSCY lepiej to rozegrali Slytherin by wygrał!! Macie dać mu spokój a później po prostu postaramy się grać lepiej!!
- krzyknęłam i ruszyłam w stronę zamku. Byłam zmęczona, strój do quidditcha był już cały mokry od potu. Miałam ochotę wpierniczyć pudding czekoladowy, albo galaretkę wiśniową.
CZYTASZ
Silver snake // Era Huncwotów
Fanfiction"We're just like our symbol, the snake; sleek, powerful, and frequently misunderstood " Czyli historia Huncwotów oczami pewnej ślizgonki.