Mój potok myśli już dawno przepłynął przez ten temat, jednak dopiero dziś dotarł do tej wattpadowej zatoczki byście również mogli zanurzyć w nim swoje nóżki.. czy inne korzonki.
Gdy byłam jeszcze młodą roślinką, żyłam w czasach gdy istniała instytucja zwana "gimnazjum". Dobrze mi się tam kwitło, bo właśnie wtedy troską otoczyły mnie moje aktualne przyjaciółki.
Przyjaźń i miłość to najlepsze nawozy do wzrostu.
Jednak czasem przychodził dzień, który był ciężki do przeżycia. Budziłam się lekko uschnięta, nie miałam siły wychodzić z mojego naturalnego ekosystemu i czułam że coś nieokreślonego osłabia moje korzonki. Myślałam, że każdy czasem miewa taki stan, ale szybko przekonałam się, że istnieją pewne osoby, które korzystając z jakiejś czarnej magii utrzymywały swoją energię na skrajnie wysokim poziomie, a co najgorsze oczekiwały takiej samej energii od nas. To byli niektórzy nauczyciele.
W naszym gimnazjum była taka jedna, która szczególnie zwróciła moją uwagę.
Miała przenikliwe błękitne oczy, którymi zdawała się obejmować całą salę oraz przestrzeń za ścianami. Nigdy nie chorowała i codziennie od rana przychodziła pełna energii, pozostając taka do końca dnia.
Zaczęłam poważnie rozważać skąd czerpie tak wielką siłę i.. chyba wpadłam na pewien pomysł.Była czarownicą.
Jej błękitne oczy codziennie, niczym dementory, pochłaniały naszą energię życiową, dlatego na nasz widok była tak radosna i pełna życia. Dodatkowo w niektórych "kserówkach" umieszczała niewidzialne zaklęcia, które dodatkowo osłabiały nasze siły, gdy tylko musieliśmy je uzupełnić pod pretekstem "pracy domowej". Przy ich sprawdzaniu czerpała z naszych sił - wchłoniętych przez papier w trakcie rozwiązywania zadań - i ten zapas wystarczał jej na parę dni. Czasem zdarzało się, że zbierała więcej energii, niż mogła pochłonąć i wtedy tłumaczyła się nam, że ma zbyt wiele prac do sprawdzenia, lub że nie miała czasu, by to zrobić. A czasem pobrała od uczniów tyle siły że ich organizm nie dawał rady się wybronić i biedne dzieci dopadał kaszel, ból głowy, gorączka.. wszystko na co błekitnooka zdawała się nigdy nie cierpieć.
Dlaczego?
Bo była wiedźmą.Wiedźmy nie chorują.
A wy?
Też mieliście takie czarownice w szkole?
CZYTASZ
Cesowy Potok Myśli
SpiritualZ cyklu losowych przemyśleń Czterooczka o życiu i jego recepcie na bycie optymistą: „Czasem życie wydaje nam się niezwykle monotonne... smutne... i czasem nie jesteśmy w stanie wyłapać z niego niczego poza problemami, wadami, nieprzyjemnościami... ...