- Nie możemy tu zostać - spojrzałem na, od dziś szesnastoletniego bruneta, który stał obok.
- Dlaczego? Impreza dopiero się rozkręca - odparł lekko wstawiony.
- Frank... na prawdę nie chcę Ci matkować, ale zwijajmy się stąd.
- No weź, zostańmy jeszcze chwilę - szturchnął mnie lekko w ramię.
- Eh... No dobra, ale nie długo - odpuściłem. - Ide do kibla... nigdzie się stąd nie ruszaj zanim nie wrócę - miałem dziwne przeczucie, że gdy zostawię go samego stanie się coś złego. Albo ewentualnie się upije i wda z kimś w bójkę, szczerze nie widziało mi się sprzątać tego porywczego kurdupla z podłogi klubu.
Gdy wróciłem z toalety Franka nie było na jego miejscu. Zacząłem się lekko niepokoić. Przeszedłem się wzdłuż długiego blatu przy barze, rozglądając się na wszystkie strony w poszukiwaniu niziołka, za nic jednak nie mogłem go nigdzie dostrzec. Mógłbym nawoływać go po imieniu, ale wątpię, że by to usłyszał. Głośna muzyka zagłuszyła by mój krzyk. Dlatego też wszedłem na parkiet i zacząłem się przepychać między tańczącymi ludźmi. W pewnym momencie sam się między nimi zgubiłem. Nagle wpadła we mnie jakaś nie wysoka postać, prawie mnie przewracając.
- Uważaj jak chodzisz - krzyknąłem zdenerwowany.
Postać odwróciła się do mnie twarzą, a moja frustracja ulotniła się, gdy zdałem sobie sprawę z tego, że przede mną stoi właśnie mój kumpel.
- Frank? Gdzieś ty się podziewał? Szukałem Cię!
- A czy to ma jakiekolwiek znaczenie? - odpowiedział zarzucając ramiona na moją szyję. Jego twarz znajdowała się teraz bardzo blisko mojej. Czułem od niego mocną woń alkoholu.
- Ma... i w ogóle co ty robisz? - lekko przerażało mnie jego zachowanie.
- Zawsze musisz tyle gadać?
Chciałem mu odpowiedzieć, ale nie zdążyłem, gdyż on szybko zamknął moje usta swoimi. I to było ... dziwne (?). Sparaliżował mnie dotyk jego ciepłej, miękkiej skóry. Mimo tego, że nie odwzajemniałem jego czułych i namiętnych pocałunków, nie poddawał sie i brnął w to dalej. Stawał się coraz bardziej nachalny, a ja nie potrafiłem go zatrzymać, nie potrafiłem zrobić nic. Stałem jak ten kołek. Poczułem jego dłonie na moich policzkach, gładził je kciukami. Po kilku chwilach odkleił się ode mnie, włącznie z rękoma.
- Chodźmy stąd - powiedział zrezygnowany, widząc u mnie brak jakiejkolwiek reakcji, pochwycił moje ramie i zaczął przepychać się przez tłum ciągnąc mnie za sobą.
- Frank, co to było? - zapytałem, gdy wyszliśmy z lokalu. Ciepłe, jak na październik, nocne powietrze owiało nasze twarze. Spojrzałem na swojego towarzysza. Patrzył przed siebie i cały dygotał, zupełnie jakby było mu zimno. - Zimno Ci?
W odpowiedzi jedynie westchnął. Coś mi tu nie grało. Zazwyczaj był wygadany... i to bardzo.
Zdjąłem skórzaną kurtkę, którą miałem na sobie i delikatnie otuliłem go nią.
- Dzięki - uśmiechnął się spoglądając w moim kierunku. Aczkolwiek był to bardzo smutny uśmiech i w ogóle on zdawał się być czymś zasmucony. - I przepraszam za tamto.
- Ah... tak... - dotknąłem opuszkami swoich ust. - Wybaczam i, i tak jesteś pijany, więc to pewnie przez procenty.
- Mam nadzieję, że to nie wpłynie na naszą relację.
- Nadal jesteśmy TYLKO przyjaciółmi - w sumie to nie wiem dlaczego aż tak zaakcentowałem słowo "tylko", ale po wypowiedzeniu przeze mnie tej frazy brunet posmutniał jeszcze bardziej.