Rozdział 1

883 22 81
                                    

— Skończyyyyyłam — wykrzyczała śpiewnym głosem Elena, wbiegając do domowego gabinetu jej przybranego ojca, Alaricka

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

— Skończyyyyyłam — wykrzyczała śpiewnym głosem Elena, wbiegając do domowego gabinetu jej przybranego ojca, Alaricka. Właściwie to nigdy jej nie adoptował, był tylko mężem jej ciotki, ale dla niej był jak ojciec od blisko dwunastu lat.

Była dziewiąta rano. Słońce zalewało pomieszczenie przez dwa duże okna na prawo od biurka stojącego na środku, dając uczucie ciepła i wszechobecnej energii.

Gabinet usytuowany był w południowej części domu, dlatego też nagrzewał się szybciej niż inne jego pomieszczenia, a zapach kadzidła, choć wygaszonego, zawsze unosił się w powietrzu potęgowany właśnie tym ciepłem i wszechobecnym tu drewnem.

Ciepła drewniana podłoga, grzała Elenę w bose stopy, gdy stąpała po niej lekko niczym rusałka, a meble w tym samym kolorze w stylu rustykalnym oraz ściany obite starodawną boazerią i przyozdobione artefaktami, zawsze dawały jej poczucie, że jest w komnacie pełnej magii.

Uczucie to towarzyszyło Elenie dlatego, że Rick — jak miała w zwyczaju go nazywać — był wykładowcą Okultyzmu na Uniwersytecie Stanowym w Withmoore, na którym studiowała ostatni rok literatury.

Dla niej okultyzm to była magia. Ta sama, w którą wierzyła, gdy była dzieckiem. Bibidi bobdi BUM. Jak z Kopciuszka. Nie ta pełna mrocznych tajemnic, krwawych rzezi i płonących stosów, o których czasem Alarick jej opowiadał.

Magia. Ta dobra. Chciała w nią wierzyć, choć zdawała sobie sprawę, że wszystko ma swoją ciemną stronę. Zwłaszcza magia.

Tanecznym krokiem baletnicy, robiąc po drodze kilka piruetów, ubrana w rozciągniętą i wymiętą piżamę, zbliżyła się do biurka Alaricka. Z ukłonem i szczerząc się do niego jak psychopatka, rzuciła mu na blat, świeżo wydrukowany, przez co jeszcze ciepły, skrypt swojej książki, która miała jej niedługo posłużyć jako praca licencjacka.

Alarick uniósł brwi i popatrzył na Elenę pytająco.

— Już? — zapytał zdziwiony.

Naniósł poprawki raptem wczoraj. Wieczorem!

— Oczywiście — powiedziała z uśmiechem i bardzo pewna siebie. Jej włosy przypominały w tej chwili ptasie gniazdo, a pod oczami miała worki, zapewne od ślęczenia nad książką do późna, ale wyglądała przy tym słodko. — Znasz mnie. Jak się na coś uprę, to dostanę to, choćby nie wiem coooooo! — wyśpiewała ostatnie słowo i okrążyła biurko, wykonując po drodze jeszcze jeden piruet. Była z siebie bardzo zadowolona, więc Alaric pomyślał, że zapewne się napracowała — Pracowałam całą noc, więc obyś znalazł dla mnie dzisiaj czas, bo inaczej... — wymierzyła w niego palcem — pożałujesz, że w ogóle naniosłeś poprawki.

Miał rację. Była zadowolona, zmęczona i nie mógł się jej sprzeciwić.

Pochyliła się i pocałowała go siarczyście w policzek, śmiejąc się z jego niezbyt zadowolonej miny.

— Dobrze, przeczytam popołudniu — odburknął, a ona znów zachichotała.

Jej szczupłe ciało usadowiło się na podłokietniku jego krzesła, a ramiona objęły go za kark. Pochyliła się, żeby zobaczyć, co wyświetla się na monitorze, ale szybko wróciła wzrokiem do niego. Pachniał jak zwykle swoimi perfumami i... tytoniem. Skrzywiła się i zerknęła szybko na drzwi, a potem znów na niego.

— Wiesz, że Jenna cię zabije, jak znów poczuje od ciebie fajki? — popatrzyła mu w oczy groźnie.

Drgnął.

— Jasna cholera... czuć? — zapytał i zaczął obwąchiwać ze strachem rękawy flanelowej koszuli w zielono-brązową kratę.

— I to jak z huty! — zadrwiła z niego, choć zapach był ledwo wyczuwalny.

Jednak ciotka Jenna, żona Alaricka, która wychowywała Elenę, swoją siostrzenicę, była bardzo pod tym względem surowa i potrafiła wyczuć swoim wyczulonym nosem nawet dużo mniej intensywny zapach.

Papierosy odebrały jej jedyną siostrę, a matkę Eleny. Zmarła na raka płuc, kilkanaście lat temu, zostawiając niespełna siedmioletnią Elenę pod jej opieką. Z tego też powodu najmniej wyczuwalny zapach papierosa był dla niej argumentem na wywołanie awantury na skalę globalną. Potrafiła nawet upominać ludzi na ulicy, gdy szli z papierosem w dłoni, za co Elenie zawsze było niepomiernie wstyd, ale Jenna właściwie miała rację. Ludzie trują się sami, a potem umierają w męczarniach, jak jej matka.

Nigdy nie zapomni jej łez, gdy przez narkotyczny sen wywołany morfiną, prosiła o koniec męczarni. To było wstrząsające przeżycie dla siedmiolatki, ale przyniosło efekt. Elena nigdy nie sięgnęła po papierosa, ale nigdy też nie pouczała co do nałogu nikotynowego kogoś innego.

Jeśli chodziło o Alarica, to miała mieszane uczucia. Martwiła się o niego, ale nie palił dużo. Jedną, góra dwie fajki na tydzień, gdy udało mu się zapalić po kryjomu za garażem, niczym nastolatkowi. To go odstresowywało. Było jego drobnym grzeszkiem, który powiedzmy sobie szczerze, nie wpędziłby go do grobu nawet za sto lat. Dodatkowo było ich małą tajemnicą. Ona wiedziała, że on pali za garażem, a on ufał jej, że nigdy tego nie zdradzi Jennie. Mieli pakt. Ona miała tym sposobem na niego haka i gdy chciała pożyczyć samochód, on nigdy jej nie odmawiał, pozwalając jej sądzić, że ma nad nim przewagę. Lubił tę ich tajemnicę. Czuł się wtedy młodszy niż na swoje czterdzieści pięć lat i zarazem jak prawdziwy ojciec, którego łączy z córką specjalna więź. Chciał ją czuć. Tę więź.

Prawdziwego ojca Elena nie poznała nigdy i to chyba dlatego Alarick poczuł się w obowiązku, aby spełnić jego rolę, gdy poznał Jennę. Tamten zginął w wypadku samochodowym, gdy Elena miała niespełna rok. Nie pamiętała go w ogóle. Jedynym, jakiego znała, był Alaric. Mąż jej ciotki, z którym Jenna pobrała się, gdy Elena miała piętnaście lat. Wcześniej pomieszkiwał z nimi przez pięć lat, więc znała go bardzo dobrze, właściwie można było powiedzieć, że od dziecka i właściwie to przez większą część swojego życia, bo dziś miała już lat dwadzieścia dwa.

Początkowo nie było między nimi kolorowo, gdy zaczął spotykać się z Jenną. Była zazdrosna. Chowała mu kapcie, robiła bałagan w notatkach, zrzucając winę na kota i wymuszała spanie między nim a Jenną w ich łóżku, ale z czasem zostali przyjaciółmi, a potem wywiązała się między nimi relacja ojciec-córka. Taka bardzo bliska, a jednocześnie poprawna i zdrowa.

Oboje czuli się z nią idealnie, jakby znali się od chwili, gdy Elena przyszła na świat.

Elena pamiętała dobrze moment, w którym to poczuła. Alarick wyjechał na kilka tygodni w sprawach związanych z doktoratem. Pokłócili się przed wyjazdem o jakąś mało istotną rzecz, a ona wykrzyczała mu, że cieszy się z jego wyjazdu i że ma nadzieję, że nigdy nie wróci. Jednak gdy dni mijały, żałowała kłótni. Martwiła się, czy nie wziął czasem jej słów na poważnie i zdała sobie sprawę, że zwyczajnie za nim tęskni. Przeglądała jego ulubione książki i czytała jego notatki. Nauczyła się ich prawie na pamięć i obiecała sobie, że już nigdy nie zrobi w nich bałaganu. Nie zażąda też spania w ich łóżku i nie schowa mu kapci.

Nie posiadała się z radości, gdy wrócił, ale on rzucił jej tylko suche „cześć", a ona była zbyt dumną dziesięciolatką, żeby dać mu po sobie poznać, jak bardzo ją tym uraził i postanowiła ukryć przed nim, jak bardzo cieszy się z jego powrotu. Obserwowała go jednak i kręciła się wokół niego przez pół dnia, ale on wciąż pozostawał niewzruszony, obdarowując swoją uwagą jedynie Jennę. Próbowała zagadywać, bo jego obecność przyciągała ją jak magnes i gdy już nie wytrzymała jego ignorancji, rzuciła mu się zwyczajnie na szyję i rozpłakała, gdy usiadł obok niej przy stole podczas obiadu.

Gdzieś pomiędzy zupą pomidorową Jenny a łzami słonymi jak woda morska, poczuła, że go kocha. Bo kochała go, zwyczajnie, po prostu, jak to dziewczynka może kochać mężczyznę, który był dla niej jak ojciec, swoim dziewczęcym, miękkim, małym sercem.

Po latach zorientowała się, że Alaric wykorzystał wtedy swoje pedagogiczne umiejętności, które pozwoliły mu wkraść się w łaski nieco zbuntowanej i skrzywdzonej przez życie nastolatki.

Tak czy inaczej, od tamtej chwili relacja stała się bardzo emocjonalna i koniec końców przyniosła niesamowite efekty.

Ze zbuntowanej nastolatki, Elena wyrosła na piękną i zrównoważoną młodą kobietę. Choć chyba nie do końca zrównoważoną, bo właśnie cmoknęła go w czoło i wychodziła z jego gabinetu, wykonując po drodze cztery piruety i śpiewając operowym głosem.

— Przeczyyyyyyytaaaaaaaj zaaanim ostygnieeeee, bo jak nieeeeee to powieeem Jeennieeeee żeeee paaaaalisz faaaajkiiiiiii — wyśpiewała groźbę i zniknęła za drzwiami.

Alaric parsknął śmiechem i pokręcił głową. Wiedział, że nie powie Jennie ani słowa, bo nie da jej ku temu powodu. Był zbyt ciekawy, jak wybrnęła z poprawek, jakie jej zasugerował i wyciągnął rękę po dość gruby skrypt formatu A4, który dziś był grubszy o kilkadziesiąt stron niż wczoraj! I naprawdę był jeszcze ciepły od drukarki.

Uniósł brwi i westchnął ciężko. Odsunął z biurka wymęczone kolokwia swoich marnych studentów i położył skrypt tuż przed sobą.

— Tu bez papierosa się nie obędzie — zadrwił sam z siebie i przygryzł pięść skonfliktowany ze swoim sumieniem.

Nie lubił okłamywać żony, ale skrypt Eleny to nie była tylko książka o miłości w czasach wojny. To była opowieść oparta na twardych faktach i konfliktach, które wywoływały żywe emocje i których on nigdy wcześniej nie zgłębiał.

Był prostym człowiekiem. Napisał doktorat, owszem, ale ta książka, to było coś więcej niż wypociny jakiejś tam pisareczki, choć jego autorka nie zdawała sobie z tego sprawy.

EVER AFTEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz