Rozdział 9

336 18 77
                                    

Dni znów zaczęły płynąć nieubłaganie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Dni znów zaczęły płynąć nieubłaganie. Czas, który Elena spędzała z Damonem, były jak spełnienie marzeń, ale jemu zaczęły spędzać sen z powiek. Oboje coraz bardziej się angażowali. On chyba nawet bardziej.

Budził się w nocy zalany potem i bał się, okropnie. Miał tajemnicę, której początkowo się wcale nie bał, ale teraz pojawiły się komplikacje. Czas biegł do przodu, a sprawa pozostawała nierozwiązana. Czuł brzemię kłamstwa i że z każdym dniem, gdy jemu coraz bardziej zależy, kłamstwo wyrządzi Elenie ogromną krzywdę, jeśli się dowie.

To był powód jego przeniesienia. Tylko na Uczelni w Nowym Yorku wiedzieli, poza tym nikt inny.

Ani ojciec, ani brat, ani nikt znajomy. To była zamierzchła sprawa, ale za Chiny nie chciała dać się rozwiązać. Wciąż wychodziły nowe okoliczności i końca nie było widać.

Okropny chichot losu.

***

Pewnego popołudnia, gdy mróz już lekko szczypał po twarzy, Damon wszedł do budynku, w którym mieszkał. Wjechał windą na swoje piętro i wszedł do mieszkania. Wiedział, że Elena jest w środku, bo były zamknięte tylko na górny zamek.

Usłyszał płacz w łazience. Wystraszył się. Chwycił za klamkę, ale drzwi były zamknięte.

— Elena? — zawołał przez drzwi. — Otwórz! Co się stało? — zapytał zmartwiony.

Serce podeszło mu do gardła. Dowiedziała się!

Płacz w łazience umilkł, a po chwili usłyszał, jak przekręciła zamek w drzwiach. Szarpnął za drzwi tak mocno, że wypadła z łazienki prosto w jego ramiona.

— Elena? Co się stało? — zapytał raz jeszcze, a ona schowała twarz w dłoniach i oparła czoło o jego klatkę piersiową.

— Nic — zaszlochała.

— Mów, bo wyciągnę to z ciebie siłą — zagroził, choć w sumie nie miał pojęcia, jak niby miałby to zrobić.

— Okres mi się spóźnia — wyjęczała i zastygła w jego ramionach.

Westchnął.

No cóż — pomyślał. — Jest seks, to są i obawy. Proste. — powiedział sam do siebie, choć przecież się zabezpieczali.

— Hej, popatrz na mnie — nakazał, ale nie chciała na niego spojrzeć. — Hej, mówię do ciebie — powiedział upominająco i znów chwycił ją za policzki.

Nakazał na siebie spojrzeć. Oczy miała czerwone i opuchnięte, jakby już trzy godziny płakała. Rozumiał, że była w strachu.

— Boisz się? — zapytał wprost, bo chciał się upewnić.

— Yhm — wydukała, a łzy dalej płynęły jej po policzkach.

— Czego? Bycia matką? — zapytał znów, ale bardzo bezpośrednio.

— Nie, o tym nie myślałam — powiedziała płaczliwie.

— A czego? — zapytał, bo teraz nawet on nie rozumiał.

— Wszystkiego. O to, że nikt o nas nie wie. O ciebie...

— Czemu o mnie? — zapytał zdziwiony.

— Oj przestań, pewnie byś nie chciał! Nie boisz się? — zapytała z pretensją.

— Ja? Czego niby? — zapytał kpiąco, choć skłamał, bo wiadomość była piorunująca.

Popatrzyła na niego z ukosa. Wiedział, że go rozgryzła.

— Dobra, nie patrz tak na mnie, może trochę bym się bał, ALE... — przyznał się, choć zastrzegł sobie od razu, że jego obawy nie są takie oczywiste, jak jej się wydawało i nie pozwolił jej powiedzieć słowa — nie ciąży, a tego, jakim byłbym ojcem, owszem. — wyznał. — Choć w sumie... — podał w wątpliwość swoje własne słowa. — chyba złym człowiekiem nie jestem. Chyba bym się nadawał, co? — zaczął dopytywać. — Chyba bym potrafił? Co myślisz? — zapytał ją i pokazał jej, jak buja dziecko w ramionach, a ona się uśmiechnęła — Ludzie robią to codziennie, prawda? Wychowują dzieci. — tłumaczył i znów objął ją w talii. — Może nigdy o tym nie myślałem. O dzieciach, rodzinie, ale ... przecież one się rodzą codziennie i przecież wychowują je tacy sami ludzie jak my, Elena. Czego się boisz? — zapytał z pobłażaniem.

— Damooon, ja mam dwadzieścia dwa lata — wyjęczała, ale już nie płaczliwie — Jestem taka głupia przy tobie. Myślałam, że nie będziesz chciał mnie znać...

— To faktycznie jesteś głupia, a w dodatku histeryzujesz — oskarżył ją.

— Damooon, jestem histeryyyyczką — przyznała się bez oporu. — Co my teraz zrobimy? — znów zaczęła płakać.

— Jak to co? Czas na wizytę u tatuśka — powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu, a ona wytrzeszczyła na niego oczy. — Bez dyskusji! Zrobiłaś test? — zapytał tonem profesora i wyciągną szyję, zaglądając do łazienki — Muszę mieć dowód na to, co zmajstrowałem! — zaczął się szarpać.

— Damon, uspokój się, nie zrobiłam testu. Z niczym nie pójdziesz do Alaricka — teraz wydawało jej się, że to ona myślała trzeźwiej.

Nie chciała mówić Alarickowi.

— Nie? Niby dlaczego? — zapytał zaniepokojony.

— Wiesz, że on ma strzelbę? — zapytała z przestrachem.

Parsknął na nią śmiechem.

— Chyba mi nie powiesz, że mnie zastrzeli. Niby za co? — zaczął dopytywać z kpiną.

Koniec, końców, Elena testu nie zrobiła, a po kilku dniach nie było z czym iść do Alaricka. Dostała okresu i chyba trochę żałowała. Oswoiła się już z myślą, że będą mieli dziecko. Takie ich, wspólne, małe i kochane. O niebieskich oczach takich jak Damona. I ostatecznie stwierdziła, że to już czas, ale że sama powie Alarickowi.

EVER AFTEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz