Rozdział dziewiąty - I'm A Fool To Want You

995 63 5
                                    

Zandberg nic nie odpowiedział. W jego głowie panował chaos. Tak, tego właśnie pragnął. Podniósł swój wzrok w górę i napotkał spojrzenie zielonych oczu Bosaka. Pragnął tego, jednak... Dlaczego na myśl o jednym pocałunku ogarniał go strach? Czemu czuł zimno w całym ciele i nie mógł złapać oddechu? Powoli odsunął swoją twarz od Bosaka. Potem wstał, cofnął się jeden krok, potem dwa. Nie mógł znieść wyrazu twarzy niższego mężczyzny.

- Ja... To nie ma związku z tobą, ani trochę. Nie radzę sobie z niektórymi sprawami. - Zandberg dostrzegł zdradzony wzrok Bosaka. Opadł zdenerwowany na kraniec niepościelonego łóżka. - Obiecuję ci, że to nie jest w żaden sposób powiązane z tobą. Od jakiegoś czasu myślę o tobie każdego dnia. - Starał się przekazać wzrokiem Bosakowi, że to, co mówi, jest prawdą. Zapadło między nimi ciężkie milczenie. Po chwili, a może po wielu minutach, Zandberg stracił rachubę czasu, Bosak wstał z krzesła. Obrzucił go wzrokiem pełnym pogardy, przynajmniej tak wydawało się mężczyźnie. - Uwierz mi... - Wyszeptał do siebie Zandberg.


Ściągnięta twarz Krzysztofa nie potrafiła w pełni zamaskować bólu w jego oczach. Mimo, iż były zimne i wyniosłe, podkreślający je łuk cieni pod oczami, prowadził w dół, do drżącej z oburzenia, dolnej wargi. Jego spojrzenie jeszcze raz spotkało się ze wzrokiem Zandberga, jednak zmusił się do zmanierowanego chłodu i resztką sił trzymających w całości jego urażoną dumę, odrzekł tylko krótkie:

- Dobranoc panu – po czym skierował się do wyjścia. W kącie jego oka pojawił się przez chwilę kubek ze stygnącą herbatą, o której obaj zapomnieli w afekcie. Skrzywił się, zaciskając palce w pokusie, by roztrzaskać hotelowe naczynie o podłogę. Chcąc zachować resztki godności, zignorował tą chęć, po czym bez dalszych pożegnań, opuścił pokój szesnaście. Krzysztof Bosak czuł się upokorzony. Cały ten wieczór, obrócił się w jedną wielką serię porażek. Zraniony do żywego odrzuceniem, oddychał ciężko, jakby jego płuca nie chciały pozwolić mu na pełny oddech. Pokazał mężczyźnie najbardziej skrywaną część siebie, zaślepiony uczuciem i głupią wiarą w to, że tym razem będzie inaczej. Zawsze unikał otwierania się na innych, zawsze obiecując samemu sobie, że to już się więcej nie powtórzy. Dlaczego cokolwiek miałoby się zmienić? „Nie radzę sobie z..." Z czym? Z czym do cholery sobie nie radzisz skurwysynu? Co próbowałeś osiągnąć zabawiając się tym pieprzonym teatrzykiem moich uczuć?  Bosak wszedł do pokoju numer sześć i przekręcił zamek. Zaczął rozbierać się już w korytarzu, chcąc pozbyć się ubrań, nasiąkniętych świeżym jeszcze dotykiem Zandberga. W samej bieliźnie wparował do łazienki, z zamiarem jak najszybszego zakończenia tego dnia. Podkrążonymi oczami spojrzał w lustro. Wyglądał jak najgorszy obszczymorda, który zaraz miał iść po zasiłek. Lekki zarost, wybijający się przez skórę, zawsze dawał mu tylko taki efekt. Jego kolega z pokoju nie miał takiego problemu. Jasny wąsik dodawał mu tylko zawadiackiego uroku. A Zandberg... Zandberg... Wtopił spojrzenie w zlew i już do wyjścia z łazienki, omijał wzrokiem lustro, a kiedy w końcu układał się do snu, ostatnia tej nocy łza, spłynęła po wgłębieniu w jego policzku.


Dobijała trzecia, a Zandberg nadal siedział na łóżku i wpatrywał się w ścianę. Wszystkie sytuacje, które wydarzyły się w trakcie jego czterdziestoletniego życia, a o których pragnął zapomnieć, przelatywały przed jego oczami. Nic nie czuł. Tylko strasznie trudno było mu się ruszać, jakby ktoś przytwierdził mu ciężary do kończyn. Trudno było też oddychać. Starał się liczyć sekundy. 10 sekund wdech, 10 sekund wydech. Dłonie, które leżały luźno na jego kolanach, były zimne i spocone. Powoli, jakby z wielkim trudem, położył się na boku i zamknął oczy. "Nic się nie dzieje, nic się nie dzieje" powtarzał sobie. "Po prostu idź spać". Lecz sen, prawdopodobnie jako kara, nie nadchodził. Jedynie mroźne godziny poranne i powoli szarzejące niebo.


Choroba dyplomatycznaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz