Rozdział jedenasty - Bez znieczulenia

1K 62 3
                                    

Siedząc na skraju swojego łóżka zaciskał splecione ze sobą dłonie. Jego decyzja o pójściu do Adriana była nieodwracalna już od momentu, w którym się na to zgodził, jednakże nie łączyło się to w żadnym stopniu z redukcją stresu. Miotał się między przewidywanymi słowami i planowanymi odpowiedziami. Nie mógł dojść do zgody ze samym sobą, jaką postawę powinien obrać w rozmowie. Ostatecznie najbardziej skłaniał się do wizji, w której stawiał na jak najmniejsze udzielanie się w przyszłej konwersacji. Może pomoże to w jakikolwiek sposób ocalić od destrukcji resztkę jego godności. Czuł się jak niezwykle żałosny człowiek, do granic możliwości ogłupiony naiwnością. Choć przebrnął przez dzień politycznych zawirowań szczytu, nie uważał, że był na siłach zostać tam nawet dzień dłużej. Wielopoziomowa niemożność ucieczki potęgowała poczucie osaczenia, które w nim narastało. Wstał gwałtownie i jakby sam zaskoczony sobą, nie ruszał się jeszcze przez chwilę z miejsca. Musiał jednak iść do pokoju numer szesnaście, niezależnie od świadomości z góry ustalonej przez los porażki. 


Zandberg krążył zdenerwowany wokół stolika z kawą. Oczekiwał Bosaka lada moment. Może jednak nie przyjdzie? To byłoby zrozumiałe, w końcu wejście do tego pokoju w obecnej sytuacji oznaczałoby szansę na kolejne rozczarowanie Zandbergiem. Jednak mężczyzna był zdeterminowany by wyjaśnić wszystko, co zaszło tak, by Bosak mu wybaczył i ufnie zapomniał o swojej urażonej dumie. Tak właśnie musiało się stać, gdyż Adrian nie wiedział, jak miałby kontynuować ten szczyt w innym wypadku. Cały jego umysł był zaprzątnięty poczuciem winy, a on nie był człowiekiem, który mógł sobie na coś takiego pozwolić. Z zamyślenia wyrwał go dźwięk cichego pukania do drzwi. Nerwowym ruchem otworzył drzwi. Stał w nich Bosak z tą swoją uroczą zmarszczką między brwiami. Zandberg poczuł się, jak gdyby jego żołądek zaczął kręcić szybkie piruety, a krew nabiegła mu do twarzy.

- Może usiądziesz? - Bosak zmierzył go spojrzeniem i nic nie mówiąc usiadł na skrawku krzesła. Zandberg, ze zdenerwowania zapominając nawet zaproponować mu herbaty, usiadł naprzeciwko. Wziął głęboki oddech, tysiąc słów cisnęło mu się na usta. W końcu zdecydował się na jedno, które lepiej niż wszystkie inne mogło oddać to, co czuł.

 - Przepraszam... - Wyszeptał. Starał się zawrzeć w tym jednym wyrazie wszystkie emocje, które odczuwał po tym jak Bosak zatrzasnął drzwi do jego pokoju poprzedniej nocy. Spojrzał błagalnie na młodszego mężczyznę.


Patrzył na Zandberga, wyczekując czegoś więcej. Tym razem, ukierunkował swój ból w gniewną determinacje. Nie mógł pozwolić na zbycie go zwykłym "przepraszam". Żadnych wyjaśnień, odpowiedzi, nawet lekkiego ukierunkowania ich wspólnej dynamiki w jakimkolwiek kierunku. Zacisnął tylko wargi, patrząc dalej w milczeniu, na proszące spojrzenie jasnych oczu. Po parunastu sekundach wyczekiwania, Zandberg zrozumiał najwyraźniej, iż nie był w stanie zawrzeć w jednym wyrazie tego, co chciał przekazać drugiemu mężczyźnie. Westchnął ciężko.

- Wczoraj... - zaczął straszy, najwyraźniej chcąc przerwać ciszę, lecz wciąż nie będąc pewnym tego, co dokładnie chce powiedzieć - Nie chciałem cię zranić. Tak jak mówiłem, to nie ma związku z tobą - mówiąc to, socjalista uciekał wzrokiem, błądzącym gdziekolwiek poza osobą siedzącą przed nim. Bosak wziął kilka głębszych oddechów. Zmarszczył brwi, po czym zwrócił swoją twarz na blondyna, zmuszając go do ponownego kontaktu wzrokowego.

- Czy ty... jesteś homoseksualistą? - zapytał Krzysztof przełykając gule w gardle. Zandberg emanował statyczną energią heteroseksualnego mężczyzny, a on... nie mógł pozwolić sobie na tak głęboki skok w otchłań miłosnych zawirowań, gdyby miał znów skończyć jako homoseksualny incydent, krótka fascynacja, "skok w bok". Wczorajsze wydarzenia, utwierdziły go w tym przeczuciu. Sprzeczne sygnały, kiedy z jednej strony tamten mówił o bliskości, chciał z nim porozmawiać, jednocześnie odrzucając go w geście podobnym do obrzydzenia.


- Chyba nie... odparł Zandberg. - Nigdy nie poczułem czegoś w stosunku do mężczyzny. - Twarz Bosaka znów przybrała ten otwarty wyraz i wiedział, że teraz był najbardziej podatny na zranienie. Teraz był moment, który miał zadecydować o wszystkim. Bosak otwierał już usta, prawdopodobnie by schować się znów za ścianą beznamiętności i obojętności, gdy Zandberg schwycił jego dłoń. 

- Nigdy dotąd. Jesteś pierwszym... - Teraz, gdy wreszcie to powiedział, sam uświadomił sobie, jak ciążyło mu to na sercu. Czuł niezmierną lekkość, jakby nic się nie liczyło oprócz mężczyzny naprzeciw i jego różowych ust. Długie rzęsy Bosaka zatrzepotały szybko i ocieniły jego policzki gdy spojrzał w dół. Wyglądał pięknie, gdy tak stał, nie wiedząc jak zareagować. - Wiem, że w wielu aspektach się różnimy. - Błysk niepewności pojawił się w spojrzeniu Krzysztofa. Zandberg ścisnął jego dłoń. - Wiem to, ale zależy mi na tobie. Jeszcze nigdy nie czułem takiego pragnienia by ktoś był blisko mnie. - Wziął głęboki oddech. - Chciałbym wziąć to na poważnie. Jeżeli ty byś też tego chciał. - Poluzował krawat, było tu tak gorąco. Miał wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mu z piersi.


Z początku jedynie patrzył na niego, nie chcąc uwierzyć w to co słyszy. Nie trwało to jednak długo, nie potrafił bowiem dłużej bronić się przed urzeczywistnieniem swojego odrzucanego marzenia. Po prostu nie umiał oprzeć się tej wizji, którą namalował przed nim ten pełen emocji głos. Cały Adrian otworzył się przed nim, był zupełnie odsłonięty dokładnie tak jak Krzysztof. Ich wystawione na zupełną bezbronność wnętrza rezonowały ze sobą tak silnie, że Bosak nie wiedział czy to jego serce bije tak głośno, czy właśnie przez ich wspólne połączenie tak wyraźnie je słyszał.

- Tak - wyrzucił z siebie, spuszczając głowę. Zacisnął oczy bardzo mocno, aż do jasności, która pojawiła się pod jego powiekami. Jego ciało reagowało na tą sytuację jak na niezwykły wysiłek, którego włożenia w gruncie rzeczy wymagała ta sytuacja. Silne dłonie jasnowłosego, znalazły się ponownie na jego rozedrganych ramionach drugiego. Pod wpływem tego dotyku, odważył się na podniesienie nieco twarzy, przy której poczuł nachylającą się ku niemu twarz starszego. Postarał się pogłębić swój oddech, skupiając się na przedłużaniu wdechów i wydechów, dalej nie decydując się na spojrzenie w jasne, podkrążone oczy. Hipnotyczna woń jego obiektu uczuć wypełniała go coraz bardziej. Przepełniała go w napięciu, po raz kolejny pobudzając jego rozpalone zmysły.

- Czy chcesz mnie pocałować? - niemalże widział uśmiech Zanderga, gdy ten powtarzał jego wczorajsze słowa. Zaśmiał się niemo, nerwowo. Uchylił nieco powieki, nie patrząc wprost na mężczyznę. Spojrzał na ich dotykające się kolana. Zauważył swoje bezradnie zaciśnięte ręce. Podnosząc wzrok, widział twarz człowieka, w którym się zakochał. Zmęczoną twarz, patrzącą na niego z pełną czułością i pragnieniem. Nie będąc w stanie czekać ani chwili dłużej, Krzysztof Bosak wbił swoje kształtne wargi w usta Adriana Zandberga.



Choroba dyplomatycznaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz