.2.

1.8K 101 7
                                    

   Szarpałam bezskutecznie nieustępliwą szufladę biurka w nerwach prawie przesuwając cały mebel. Poirytowana kopnęłam w nie zrzucając z niego przy tym parę rzeczy i ostatecznie drążącymi dłońmi przecierając twarz. Podniosłam wzrok na wpatrującego się we mnie beznamiętnie bruneta ,który najwyraźniej zatrzymał się żeby popatrzeć na moje nerwy.

   Wszedł do biura rzucając w moją stronę pełne dezaprobaty komentarz i zakasawszy rękawy po prostu rzucił na mebel alahomore.

   Uprzedzając. Nie czułam żadnych wyrzutów sumienia w związku z tym że nie poinformowałam go o czarach ochronnych. Choćby wyleciał przez okno nie miałabym ich. Zmierzyłam go pogardliwym spojrzeniem ,kiedy zmrużył oczy sięgając po papierosa leżącego obok.

-Klucz?-spytał retorycznie ,a ja pokiwałam zastanawiając się komu mogłabym go powierzyć-Cholera?-podniósł na mnie wzrok-W zasadzie ma klucze do wszystkich "twoich" pomieszczeń-zaciągnął się nikotyną.

-Nie bez powodu-odwarknęłam nie wspominając już o tym że biuro ojca też należy do pomieszczeń ,w których nie chciałabym go widzieć.

   W "zasadzie" nie chciałabym widzieć nikogo. Nigdzie. Ten dom od lat był dla mnie prawie nietykalny ,ale przecież nie mogłam po latach powiedzieć żeby wypieprzali. Zostało mi po prostu przyzwyczajenie się do ich obecności i zmian jakie tu zachodziły.

-Na Merlina...Jerome!-oświeciło mnie.

-No tak ,powierzenie klucza rudemu to tak wysoki poziom abstrakcji ,że nie do pomyślenia dla tak cynicznych i obmierzłych istot jak my...-pokiwał głową zaciągając się mocno-Doprawdy szatańsko to opracowałaś. Ale teraz wypierdalaj do Ministerstwa w podskokach zanim je zamkną...

   Parsknęłam wyciągając mu papierosa z ust i bez komentarza rzucając proszek Fiuu do kominka. Chwilę później wychodziłam już ze swojego biura. 

   Doprawdy był piątek wieczór i nikogo nie obchodziło dlaczego pani generał w rozpiętej koszuli oraz z papierosem między wargami grasuje po Ministerstwie. Tutaj zdecydowanie zbyt dużo się działo ,żebym mogła kogokolwiek zaskoczyć. Jedyną godną ich zainteresowania czynnością było dorwanie rudzielca w swoje ręce.

-Klucz Jerome!-wyciągnęłam w jego stronę rękę nerwowo stukając obcasem oficerek o posadzkę-Już!

-Klucz-powtórzył ostrożnie prostując się i odkładając papiery na stos-Nie mam pojęcia o co ci chodzi-stwierdził kręcąc głową po czym zaczął je na nowo sortować.

-Dobrze wiesz ,o który mi chodzi-poirytowana zacisnęłam dłonie w pięści-O ten cholerny klucz ,który dałam ci trzynaście lat temu. Ten ,który zamyka szufladę z dokumentami z rozpraw Blacka-warknęłam przez zęby-Oddawaj ,ten klucz!

-Aleksandro...Obiecałem ci że go nie oddam-jęknął mierząc mnie wzrokiem po czym zapobiegawczo cofając się o krok-Nie mogę złamać danej ci obietnicy.

-Ja ci zaraz coś połamię ,jak mi go nie dasz!-podniosłam głos przeskakując przez biurko i łapiąc go za przód koszuli-Jerome ostatni raz proszę ...Klucz!-starałam się uspokoić.

-Nie mogę!-jęknął już nieco przestraszony ,moją niestabilnością.

   I tak po zdewastowaniu biura oraz krótkiej wymianie zaklęć ,pani generał wywlekła z niego swojego nad wyraz wywiązującego się z obowiązków przyjaciela po czym przepchnęła go przez własny kominek. Mina ludzi po drodze zdradzała ,że jednak nie wszyscy mieli mnie do tej pory za skończoną sukę.

   Cóż ,nie specjalnie mnie to obeszło.

-Uuu-zawył Ansel ,gdy nieszczęsny chłopak padł na podłogę w biurze-Wpadasz w blond ,czy to oznaka że mózg się poddaje?-zakpił-Jeżeli jej się postawiłeś to znaczy że nie ma ratunku-dodał widząc moją minę.

-Przynajmniej ja nie mam skłonności samobójczych-syknął rozmasowując potylicę.

-Otwieraj!-zarządziłam dobrze widząc że sami z siebie nigdy nie skończą.

-Już!-uniósł geście w geście poddania i na klęczkach podszedł do szuflady wkładając w zamek metalowy przedmiot.

-Jak się czujesz ,kiedy jedynym co możesz spenetrować jest zamek?-zagadnął.

-Tak jak ty-rzucił kąśliwie w końcu upadając na tyłek na przeciwko niego-Jak tam celibat? Nie długo będziesz obchodzić siedemnastą rocznicę?-zamarłam razem ze wszystkimi w pomieszczeniu czując że straszliwie przegiął.

   Bez słowa chwyciłam papiery łapiąc ,gdzieś po drodze płaszcz i wypadając z pokoju jak poparzona .Przeskakiwałam właśnie przez barierkę schodów ,gdy z otwartych drzwi strzeliła chmura kartek oraz przedmiotów. Krzycząc coś o gwałcie,mordzie i kradzieży jak na mój gust wywiązałam się z obowiązku powiadomienia skrzatów o tym co się dzieje ,po czym uciekłam z domu. Jeszcze w drodze do bramy widziałam za sobą jak okna rozjaśniają zaklęcia ,a jedna z szyb rozpryskuje się w drobny mak.

   Trudno."Najwyżej się pozabijają" stwierdziłam widząc jak nawet "psy" zaprzestają gonitwy za krukami i przypatrują się sylwetce wypadającej z piętra. Skrzaty powinny dać radę.

*****

#Niesprawdzony

Ktoś robi jakieś ciekawe rzeczy? Dowiaduje się czegoś? Jest produktywny?

Bo ja jedynie został utwierdzona w fakcie że jestem pierdolnięta  :D

We Are Too Old // Sirius BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz