Masz Na Oczach Urok Niedoświadczenia...

234 14 4
                                    

Jerry samotnie przerzucał siano w stodole. Aby zająć głowę czymś innym niż Diana, o której tak rozważał, w myślach powtarzał alfabet. Jednak było to na nic. Gdy uczył się, przypominał sobie o jednym z wielu powodów dla których nie może być z dianą - wykrztałcenie. Ania zawsze pocieszała go że jego rozum to nie problem, że można się do edukować. Problem w tym, że to i tak nic nie zmieniało - w oczach państwa Barry dalej był biednym parobkiem z brakiem klasy. Tego nie zmieni.

Miał tego wszystkiego dosyć. Ułożył się na stogu siana i zapadł w długą drzemkę.

~~~

Gdy Jerry układał się do drzemki, Ania kuliła się na swoim łóżku. Poczuła się zostawiona, mimo że sama się od wszystkich odwróciła. Winiła innych za swoje zawiłe uczucia, mimo że sama nimi tak kierowała. Sama nie rozumiała, czemu odsuwa od siebie gilberta. W końcu on tak starał się robić wszystko, by go zaakceptowała...

Może to przez chęć rywalizacji...? Może po prostu denerwuje mnie jego charakter?

Nie rozumiała go. Pomijając dziwny pomysł zaprzyjaźnienia się z brzydką, nie wychowaną sierotą, której nikt nie chciał, był jak... Jak ćma! Tak, to było trafne określenie. Im bardziej go raziła (w ich przypadku zrażała do siebie), tym on podchodził bliżej, odważniej usiłował zwrócić jej uwagę.

W tym momencie stały się trzy rzeczy równocześnie: Ania roześmiała się głośno, myśląc o tym absurdalnym porównaniu (od autorki - Lucas jako ćma to taki mood) ; do jej uszu dobiegł donośny krzyk że stodoły, a do jej pokoju wbiegła... Diana. Chwilę po prostu stały i patrzyły się - ania na dianę, a Diana przez okno na stodołę, z której dobiegał krzyk. Ania przypominała w tamtym momencie wrzystkie pory roku - zimę, przez przerażenie krzykiem i niepewność; jesień, przez smutek i melancholię wywołaną myśleniem o chłopaku; lato, które wywołało pojawienie się przyjaciółki i wiosnę, przez śmiech, który zastygł na jej twarzy, przez chwilą jeszcze brzmią w powietrzu. Mieniła się całą paletą uczuć i Diana Zastanawiała się co wywołało tą minę. Jednak teraz u obu przeważał strach krzykiem, i nie mogły skupiać się na niczym innym. Ania powoli otworzyła usta.

- Słyszałaś to? Diano, nie przesłyszałam się?

- To... To musiał być Jerry! Przepraszam, ale czy byłabyś tak łaskawa, i opóściła na moment swą otchłań rozpaczy, by mu pomóc? - odpowiedziała kąśliwie. No pięknie, miałam się nie kłócić...

Ania jednak zbyt przejęła się krzykiem, by roztrząsać słowa przyjaciółki. Zacisnęła usta w wąską linię, i po chwili obie biegły już do źródła dźwięku.

~~~

Jerry'ego z drzemki wybudził chałas w stodole. Otworzył oczy, ale coś natychmiast przysłoniło mu widok. To była... Jakaś chusta, opaska, coś takiego. Chłopiec nie mógł się nad tym zastanawiać, bo coś, a raczej ktoś podniósł go i uderzył czymś twardym, zapewne po to, aby chłopiec stracił świadomość. On jednak jeszcze jakoś się trzymał, poczuł jedynie świerzbiący ból na potylicy. Z jego ust wydał się głośny krzyk. Była późna jesień, więc panował już półmrok, a za niedługo słońce miało się skryć za pagurami zielonego wzgórza, aby powitać noc. Osoby, które próbowały go porwać, nie odzywał się ani słowem. Młody Francuz dopiero teraz zdał sobie sprawę, że jest skrępowany linami na dłoniach i nogach, oraz owinięty w jakiś materiał w pasie przewiązany kolejnym sznurem, więc ruchy miał naprawdę ograniczone. Darł się w niebogłosy, aż jego krzyki nie zostały stłumione przez zakneblowanie ust. Szarpał się, ale nie dawało to żadnego skutku. Poczuł, że dwaj silni mężczyźni unoszą go i wynoszą. Czuł straszliwy strach, ale przede zdziwienie, gdyż dopiero co został obudzony że swojej drzemki, i nie ogarniał co się dzieje. Najdziwniejszych wydawał się fakt, że związał go tak cicho, iż nawet się nie obudził. Miał bardzo czyjny sen, i budził go nawet najcichszy szmer. Dalej próbował rozerwać liny rękoma, ale wiedział, że sobie nie poradzi, mimo swej siły. Wtedy usłyszał syk:

-nie ruszaj się młody, bo stokroć tego pożałujesz, chłopcze!

Nie. Nie, nie, nie, nie! To nie mógł być on, ale... Ale nie przecież... A może...

Ale to był on. Billy Andrews, we własnej osobie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~hejeczka! Ja wiem, że krótki, ale mam baaardzo fajny plan, i rozumiecie, ten moment był idealny na zakończenie rozdziału. #stayathome kochani! Strzałka💖💫

Herbata różana l shirbert lOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz