" TAJEMNICZE ZAGINIĘCIE!
Od zaginięcia Jerry'ego Baynarda minęły 2 dni. Nie odnaleziono go, mimo że trwają poszukiwania. Co ciekawe, w tym samym czasie zaginął również Billy Andrews, nie mamy dowodów na to aby zaginięcia były że sobą powiązane, jednak nie zdaje się to także być zbiegiem okoliczności. Powtóryzmy rysopis zaginionych: Jerry Baynard lat 13, wysoki brunet z europejską urodą. Prawdopodobnie ubrany w spodnie i koszule przeznaczone do pracy w polu. Billy Andrews lat 14, wysoki, barczysty chłopiec z jasno brązowymi oczami. Bardzo przystojny i dobrze zbudowany. Oboje zginęli w czwartek, 15 maja. Jeżeli ktoś ich dostrzeże, proszony jest o niezwłoczne skontaktowanie się z rodzinami zaginionych lub sierżantem policji. Wyrazy współczucia dla rodzin chłopców, wydawnictwo gazety avonlea. "Ania prychnęła z pogardą. Ten artykuł w gazecie był bez sensu: ni to informacji, ni to treści. Przecież każdy wiedział jak wyglądali Jerry i Billy! Poza tym, ten rysopis był co najmniej nie na miejscu. Dobrze zbudowany... Też coś! Co za bezmyślny człowiek pisał ten tekst! Była naprawdę wzburzona. O ile sprawa Billy'ego nie martwił jej tak bardzo, w końcu pewnie nie wrócił na noc do domu, to było do niego podobne, to bardzo martwił się o Jerry'ego. Oczywiście w gazecie zdarzenie opisywanie było słowem "zaginięcie", lecz Ania wiedziała że przynajmniej w przypadku Francuza oznaczało to porwanie. Dalej nie miało to uzasadnienia, ale było jedynym logicznym wytłumaczeniem. Cała ta sytuacja niezwykle ją martwiła i frustrowała. Od dwóch dni z Gilbertem, który nie wiadomo po co się w to wcisnął (tak jak powiedziała Ania podczas dyskusji z Dianą, "nikt nie prosił cię o pomoc, Blythe!") i Dianą nie zajmowali się niczym innym. Dziś znów miała się z nimi spotkać na skraju lasu.
- Marylo, idę spotkać się z Dianą!
- I z Gilbertem, czemu o tym nigdy nie wspominasz?
Czemu? No ciekawe czemu, wcale nie dlatego że Ania postrzegała go cały czas za wroga, wcale.
- Zwał jak zwał, muszę już iść. Będę... Nie wiem kiedy, pewnie po zmroku. - na te słowa Maryla tylko pokiwała głową w zmęczeniu. Nie chciała żeby Ania tak się stresowała i przemęczała, ale cóż mogła poradzić? Musiała się z tym pogodzić, w końcu przy każdej kłótni o jej wieczorne ekspady Ania wygrywał pokonując marylę stale jednym argumentem: "Marylo, czy naprawdę pozwolisz czekać aż chłopak, który tak uczynię pracował na NASZEJ farmie, konał teraz w jakimś rowie? Był poddawany torturom? Wykorzystywany do niecnych planów złych ludzi? Naprawdę?"
Więc, jak zwykle, kobieta powiedziała tylko:
- Uważajcie na kleszcze i pokrzywy. - po czym pomachała Ani na pożegnanie.
~~~
Diana Barry cicho uchylił drzwi swojego pokoju. Świetnie, siostra i rodzice chyba jeszcze spali. Postanowiła wymknąć się z domu o 6 rano, aby rodzice jej nie zatrzymali. Wiedziała doskonale że łamie zasady. Od dwóch dni wnawiała rodzicom że chodzi na zielone wzgórze aby wspierać zrospaczoną przyjaciółkę, ale wiedziała że zbyt długo nie pociągnie na takiej wymówce. No, ale go mogła zrobić? Przecież rodzice nie mogli się dowiedzieć, że łączyło ją coś z Jerry'm! Zeszła po schodach i już była przy dzwiach wyjściowych, gdy zatrzymał ją głos:
- A dokąd to, siostrzyczko?
- Minnie May, posłuchaj: jeżeli nic nie powiesz rodzicom, zmniejsz ci tą twoją sukienkę, której tak nie lubisz, żebyś mogła udawać że już z niej wyrosłaś. Co ty na to?
- Jeżeli oddasz mi do tego fiołkową kokardę, mogę to rozważyć.
- Proszę cię, to dla mnie ważne.
- No... Dobrze, ale na środę mam kokardę i zmniejszoną sukienkę. - zgodziła się w końcu dziewczynka.
Diana szybko ją ucałowała po czym pobiegła w stronę lasu. J et j siostra to jednak była przebiegła...
~~~
Gilbert wałśnie wychodził z domu, z którego przed chwilą wyszedł jego nowy przyjaciel. Poznał go u Doktora Worda, a kiedy dowiedział się że nie ma gdzie mieszkać pozwolił mu przenocować u siebie. Mimo że Bash myślał, że sprawia kłopot, tak naprawdę był dla Gilberta ogromnym wsparciem. W tej sytuacji, kiedy musiał pogodzić się z rozstaniem z ojcem, był dla niego jedynym oparciem. Ale nawet on nie wystarczał mu, żeby naprawdę poczuł się dobrze. Do tego była potrzebna jedna osoba, która chyba nie zamierzała go pocieszać...
Wyszedł z domu. Szedł w to samo miejsce w które chodził od trzech dni, na skraj lasu. Było tam idealne miejsce do spotkań i mieli warunki porozmawiać ze sobą szczerze, wszyscy troje. Nie miał daleko to miejsca ich spotkań, a jako że wyszedł prawie pół godziny wcześniej wiedział, że będzie musiał chwilę poczekać na dziewczyny. Ku swemu zdziwieniu, zastał tam już Dianę.
- Cześć, co tu robisz Diano?
- Wyszłam wcześniej, żeby nie mieć problemów z rodzicami. A ty? - odpowiedziała jak zwykle rzeczowym tonem.
- A nic, tak po prostu wyszedłem wcześniej. Nasz jakiś trop?
- Szczerze mówiąc, nie bardzo. A ty na coś wpadłeś?
- Tak, ale wolałbym poczekać z tym na Anię.
Jeszcze chwilę siedzieli w ciszy, gdy w końcu zza krzaka wyłoniły się rude warkocze.
- Witaj Diano, tęskniłam za tobą! - próbowała wykrzyczeć radośnie, ale nie wyszło jej to zważając na stan rozpaczy w którym tkwiła. - Blythe. - spojrzała na niego z dziwnym grymasem.
- Też miło cię widzieć - zripostował że sztucznym uśmiechem po czym pochylił się i powiedział całkiem poważnie. - słuchajcie, mam wskazówki. I bynajmniej nie wskazują one na nic dobrego.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Wowowowow, rozpisałem się dziś na 842 słowa! Mam nadzieję że podoba się rozdział, koniecznie zostawiacie komentarze! I dziękuję bardzo za 350 odczytów, to dla mnie mnóstwo. Zapraszam też do obserwowania mnie abyście widzieli informacje kiedy wstawię rozdział itp. Strzałka!
CZYTASZ
Herbata różana l shirbert l
Fanfic"Mądrzy ludzie wiedzą, że miłość i nienawiść to nie skrajne uczucia. Jednak ci naprawdę bystry widzą, że w niektórych przypadkach miłość nienawiść idą w parze, i bez drugiego to pierwsze byłoby bez sensu[...]" Akcja zaczyna się w okolicach 2 sezon...