Nie odezwali się do siebie przez całą drogę powrotną. Yeosang non stop patrzył przez okno auta, myśląc nad... sam właściwie nie wiedział. Może o szkole. Może o ojcu którego nie znał. Może o doktorze Parku. To już pozostanie tajemnicą.
- Sangi! - usłyszał obok. - Jesteśmy. - Po pięciu minutach drogi byli pod domem. Otrząsnął się i bez słowa wyszedł z samochodu.
Gdy tylko weszli do domu, zrzucił jasny płaszcz i popędził na piętro. Wszedł od swojego pokoju, nie zamykając drzwi i chwycił pierwszą lepszą kartkę papieru. Usiadł przy biurku i zaczął rysować najdokładniej jak pamiętał. Można się domyślić kogo...
Po dwóch godzinach skończył. Nie było to dzieło sztuki, ale jemu wystarczało. Odłożył ołówek i zszedł do kuchni zrobić sobie kolację. Tam przy stole siedziała już pani Kang, czytając coś w komputerze.
- Cześć, Kochanie! - Przywitała się nie podnosząc wzroku.
- Cześć, m-mamo - odpowiedział, bo chyba tak wypadało. Yeosang nigdy nie rozumiał czemu ludzie witają się ze sobą, mimo że widzieli się godzinę wcześniej.
Chłopak podszedł do blatu, aby zrobić sobie herbatę. Gdy nalewał gorącą wodę do kubka, przez przypadek oblał sobie rękę wrzątkiem. Odłożył czajnik i przez chwilę stał w bezruchu, patrząc na zaczerwieniającą się skórę. Jego matka w końcu spojrzała na syna i od razu zerwała się z krzesła.
- Włóż to pod zimną wodę szybko! - usłyszał spanikowany głos rodzicielki.
Sang wykonał polecenie z całkowitym spokojem. Kobieta sięgnęła po apteczkę z górnej półki i wyciągnęła bandaż.
- Już ci brakuje rąk do oparzenia się - powiedziała owijając dłoń syna opatrunkiem. - uważaj na siebie bardziej, dobrze?
W odpowiedzi jedynie pokiwał głową. Usiadł przy stole i patrzył na swoją zranioną rękę, owiniętą białym materiałem. Nie rozumiał po co tyle zamieszania. Lekko piekła go skóra, ale przecież nie umierał.
- Jak w ogóle z panem Parkiem? - zapytała pani Kang, podsuwając młodszemu kakao. - Był dla ciebie miły? Dogadujesz się z nim? Nie odezwałeś się prawie od spotkania z nim.
- Z panem Parkiem dobrze. Tak, był dla mnie miły. Tak, dogaduję się z nim. - odpowiedział, chcąc mówić jak najmniej, ale trzymając wymuszony, pogodny wyraz twarzy.
- Opowiesz coś więcej?
- Nie ma nic ciekawego do opowiadania. - wzruszył ramionami. Wziął swój napój w bardziej zdrową rękę i poszedł z powrotem to pokoju.
Była już godzina 22.00, a Yeosang nie miał z zwyczaju chodzić późno spać. Poszedł więc do łazienki wziąć długi zimny prysznic. Potem od razu położył się do łóżka i zasnął ze słuchawkami w uszach, słuchając „Scar" zespołu The Boyz.
~~~***~~~
Niestety po dwóch dniach obijania się w poniedziałek trzeba było wracać do szkoły. Do miejsca znienawidzonego przez każdego nastolatka. Przez Yeosanga w szczególności. Co tam po nim? I tak nie miał co tam robić, a w szczególności nikogo poza wychowawcą tam nie obchodził.
Siedząc pod klasą i słuchając muzyki, w pewnym momencie wyrósł przez nim cień, a on dokładnie wiedział kto to. Namjoon stał nad nim z cwaniackimi uśmieszkiem, a jego kumple gapili się, opierając o parapet po drugiej stronie korytarza.
- Jak tam dzisiaj, laluniu? - spytał kucając przed nim.
- Czego? - popatrzył na niego zmęczonym wzrokiem.
Od razy wszystkie oczy powędrowały w ich stronę i zaczęły się szepty. Wszyscy bali się Kima, ale młody nie rozumiał dlaczego. Nudny osiłek, który myśli, że jest panem tego świata (no chyba budynku). Niby Kang trzymał zawsze przy spodniach scyzoryk, ale nigdy sprawy nie zaszły tak daleko, aby musiał go użyć.
- Daj mi portfelik i zaraz sobie idę.
- Nie mam przy sobie pieniędzy.
- Nie pierdol Loluś.
- Mówię całkowicie poważnie - odpowiedział zachowując święty spokój.
- W sumie widać - po wypowiedzeniu tych słów podniósł go z ziemi za kołnierz bluzy, wciąż dumny z siebie. - Mamusia niby bogata, ale w szkole pokazujesz się w takich szmatach...
- Kiedy ty się w końcu od niego odjebiesz, co? - kilka metrów od nich pojawił się Jungkook. - Spierdalaj na drzewo, małpo.
Z jakiegoś powodu szkolna gwiazda była jedyną osobą, której Namjoon się bał. Wiedział, że kilkoma słowami może spowodować wydalenie go ze szkoły. Po usłyszeniu tych słów rzucił Yeosanga na podłogę i z grymasem na twarzy minął chłopaka. Jungkook, gdy upewnił się, że ten już poszedł, podbiegł do młodszego, który wciąż siedział na ziemi i pomógł mu wstać.
- Czego on znowu chciał? - zapytał z przejęciem.
- Portfel i tyle. - powiedział otrzepując bluzę.
- Ale nic ci nie zrobił? - upewnił się.
- Nic. Wszystko jest w porządku.
Kim był Jungkook? W sumie jedyną osobą, która widocznie się o niego martwiła. Był jego sąsiadem i gdy byli mali, a matka nie mogła zająć się Kangiem, zostawiała go u niego. Sang był tylko zdziwiony, czemu chłopak tak się o niego troszczy. W duchu był mu wdzięczny, ale zawsze z tyłu głowy miał myśl, że ten robi to z litości i prośby rodziców. Był pupilkiem nauczycieli, uganiały się za nim dziewczyny jak i chłopcy, a przyjaciół mógł sobie wybierać. Co mu było to takim gówniarzu jakim był Yeosang?
——————————————————————
Przepraszam, że rozdziały tak rzadko, ale cisną mnie z nauką. Postaram się jak najczęściej. Oczywiście wasze pomysły są również miłe widziane. Jeśli macie pomysł na jakiś wątek to piszcie, a może wplotę go do historii.
Pozdrowionka i zdrówka życzę. Nie umierajcie na te Koronawirusy i tak dalej (W końcu Śmierć też chce mieć trochę wolnego).
💜
CZYTASZ
Zbrodnia, nie kara. Grzech, nie wina... [Seongsang]
FanfictionMiało być jedno spotkanie? Zamieniło się w serię spotkań. ALE zawsze jest jakieś „ale". Gdy matka kłamstwem zaciąga go do lekarza, on zaczyna rozumieć czym są uczucia do ludzi. Zaczyna rozumieć czego pragnie. Aż za bardzo. Nie jest to jednak tak ko...