|| Rozdział 13 - Hiszpańskie harce i odważne propozycje ||

904 65 11
                                    

Łapcie, łapcie i czytajcie! Spożytkowałam jakoś święta i o to wyszło, co macie przed oczami ;D

Niedzielę Alec postanowił spędzić produktywnie. Zamówił pizzę, rozsiadł się wygodnie na kanapie w salonie, laptop ułożył na kolanach i mozolnie starał się przyswajać hiszpańskie słówka. Najchętniej w ogóle by tego nie robił, ale, jak już musiał, wolał to robić samemu. Kiedy matka zaproponował mu zajęcia w szkole językowej, odmówił gorączkowo, że nie, że sobie poradzi, sam, bez nikogo obserwującego jego porażkę.

Bo Alec w językach był iście okropny. Każdy, kto go uczył, po jakimś czasie załamywał ręce, rzucając to w cholerę. Po prostu nie dało się. Alec, po dwóch latach bezowocnej pracy, zmuszony był porzucić francuski, uznając, że to bez sensu. Nawet Max mówił lepiej niż on, a dzieliło ich osiem lat.

Alec czuł, jak coś ściska go w piersi na wspomnienie francuskiego szczebiotu Maksa. Matka była wtedy taka dumna. Wszyscy byli, nawet ojciec.

Później Alec skierował się w stronę starych języków, jak łacina i greka, przydających się na przedmiotach humanistycznych. Nie, żeby szło mu lepiej niż na francuskim. Dalej nie skleciłby pojedynczego zdania, ale umiał czytać, dużo rozumiał i większość dokumentów na podręcznikowych zdjęciach jako tako przetłumaczył. Zdecydowanie wolał te języki, ale – jak Robert usłużnie zauważył – w sprawach nieobejmujących zakurzonych ksiąg do niczego mu się nie przydadzą.

— Tak to się niczego nie nauczysz.

Poderwał głowę. W korytarzu stała Isabelle, patrząc zaciekawiona, jak przeżuwa pizzę. Alec podejrzewał, że nie wyglądał na zbyt zaangażowanego, gapiąc się nieprzytomnie w ekran.

Zmarszczył brwi, ignorując jej uwagę.

— Gdzie idziesz?

Isabelle zawsze była zadbana i piękna, jednak teraz ewidentnie się wystroiła. Włosy podpięła wysoko, ciężka suknia opinała jej ciało, kończąc się na eleganckiej wysokości łydki. Isabelle zawsze lubiła tradycyjny ubiór – Alec docenił, że suknia wyglądała na całkiem ciepłą, obrzucił jednak krzywym spojrzeniem wyeksponowany, niczym niezakryty dekolt siostry i głębokie rozcięcie. Pomiędzy połami materiału widział szczupłą nogę Isabelle, pokrytą ciemnymi wstęgami run. Izzy trzymała w rękach kozaki na wysokim obcasie.

Alec nigdy nie potrafił zrozumieć, po co je ubierała. Nawet boso zdecydowanie wystawała nad większość dziewcząt, wysoka i smukła niczym wieża.

— Mam randkę.

— O szesnastej?

Isabelle spojrzała na niego spod rzęs, zabierając się za ubieranie kozaków.

— Chciał być miły — odparła, jakby ją to niezwykle bawiło.

Zawsze sprawiała wrażenie, jakby koncept miłych i opiekuńczych facetów był niesamowicie zabawny. Alec nie interweniował tylko dlatego, bo wiedział, że siostra potrafiła o siebie zadbać. W przeciwieństwie do niego, Isabelle uczęszczała na sztuki walki cały czas od podstawówki i potrafiła zrobić niesamowity użytek ze swoich butów. Może to dlatego ciągle je nosiła? Delikwent, który próbowałby ją skrzywdzić, skończyłby ze szpilką wbitą w grdykę.

Alec znał tylko jednego chłopaka, który mógłby chcieć odstawić jego siostrę do domu przed wieczorem, ale jeszcze kilka dni temu Isabelle uparcie twierdziła, że Simon jest poza jej ligą.

— To Simon? — zapytał, aczkolwiek bez przekonania.

— Nie. — Izzy spojrzała na niego z pobłażaniem. — Ma na imię Cameron. Jest z drużyny i ma świetne mięśnie ramion.

Tylko jedno życzenie || MalecWhere stories live. Discover now