Rozdział 15 – Dwa życzenia na jednym ogniu
Magnus stał pośrodku tego całego zamieszania, pisku i szkła, z kotem na rękach, i ledwo mógł oddychać. W tle słyszał, jak ktoś pochlipuje cicho, dziewczęta zbierały zszokowane biżuterię z ciemnych paneli, a pijani w sztok faceci otrzepywali ze szkła najpierw siebie, potem swoje ewentualne partnerki. Magnus ledwo zarejestrował, że niektórym po twarzy i nagich barkach spływają strużki krwi – ci musieli stać najbliżej okien i kiedy te wybuchły, ucierpieli najmocniej.
Jednak, ironicznie, nie mógłby teraz dbać mniej, o to, co się stało. Nie mógł uwierzyć, co się stało. Więc to tak? Ten cały czas pozwalał sobie myśleć, że to wszystko jedna, wielka farsa, że to wszystko zaledwie chwilka. Moment, nic nieznaczący, zanim Alec odejdzie, już gotowy. Zanim Alec nie będzie go potrzebował, a teraz, kiedy za chłopakiem zatrzasnęły się drzwi, to jego własna magia sprzedała mu kopa w tyłek.
Mocno. I boleśnie.
Och, na Boga. Prawie upuścił Prezesa Miau, ale kot wbił dramatycznie pazurki w rękaw jego koszuli, sycząc wściekle. Magnus prawie warknął z bólu, zarówno z tego w przedramieniu, jak i w piersi.
— Koniec imprezy! — krzyknął, wcale niedelikatnie odstawiając kota na podłogę. Prezes Miau odwrócił się tylko od niego obrażony i przemknął pomiędzy szkłem, znikając między kostkami kłębiących się gości.
— Gościu, właśnie wywaliło ci okna! — wrzasnął ktoś z tłumu, najwyraźniej tyle trzeźwy, by dalej mieć czelność się czepiać.
— To będziesz o tym opowiadał potomnym — odburknął Magnus, rozpychając się już łokciami i torując sobie drogę do przejścia. Naprawdę, czy ci wszyscy ludzie nie mogli po prostu się przesunąć? Co ich to kosztowało? — Wypad!
Wiedział, że po szkole zaraz szybko rozejdą się plotki, o tym, że na imprezie u Magnusa Bane'a – skromnie mówiąc, najlepszego organizatora imprez, jakiego Brooklyn widział od lat – wybuchły wszystkie okna, naczynia i tanie, szklane wstawki w bransoletkach i naszyjnikach, a sam gospodarz okazał się skończonym chamem.
Jednak nie mógłby teraz dbać o to mniej. Otwierając drzwi błagał wręcz, by Alec nie odszedł zbyt daleko. By on w swoim stanie rozkojarzenia, niecierpliwości i gniewu – przy alkoholu robił się nieco popędliwy - zdołał go odnaleźć i przeprosić. Tylko tyle. Tylko, żeby nie odszedł zbyt daleko, bo jeśli Magnus nie zrobi tego dzisiaj, już nie będzie miał okazji. Gdzieś z tyłu głowy świtało mu, że Alec taki był. Zniknie i Magnus więcej go nie wypatrzy.
Klatka była ciemna, więc Magnus potknął się jakieś trzy razy, zanim dotarł na dół, słuchając jedynie rosnącego szumu z jego mieszkania. Mimowolnie zastanowił się, czemu go słyszy, skoro nałożył zaklęcie wyciszające. Może źle je wykonał? Albo może jego magia nie była na tyle potężna, by wyciszyć cały loft?
Potrząsnął głową, starając się zebrać myśli i skupić. W którą stronę mógł pójść Alec? Rozejrzał się nieprzytomnie po ciemnych uliczkach, mając nadzieję, że wypatrzy jego sylwetkę i faktycznie, mu się udało. Alec nie zdążył odejść daleko, z rękami w kieszeniach i zgarbionymi ramionami szedł chodnikiem, słabe światło latarni ulicznych oświetlało czubek jego czarnej czupryny.
— Alexander! — zawołał za nim Magnus natychmiastowo, spiesząc w jego kierunku. Chłód kłuł go leciutko w policzki, odsłonięte obojczyki i dłonie.
Alec odwrócił się zaskoczony, jakby jego imię było ostatnią rzeczą, którą spodziewał się usłyszeć tego wieczoru.
Magnus w sumie nie wiedział, czego się spodziewać, ale kiedy stanął przed Aleciem czuł się zaskoczony. Otumaniony nieco. I zdecydowanie winny.
YOU ARE READING
Tylko jedno życzenie || Malec
FanficPowstał, by spełnić tylko jedno życzenie. Jedno, jedyne życzenie pierwszej płaczącej osoby, którą spotka - po to się narodził, a po wykonanym zadaniu odejdzie. Życzenie jest nietypowe i igra z ludzkimi uczuciami, ale on realizuje je, nie mogąc znie...