Schyliłam się próbując sięgnąć po mój podkład. Kiedy w końcu udało mi się go odnaleźć, wyprostowałam się i spojrzałam w lustro. Położyłam go na blacie po czym wyjęłam ze szkatułki gumkę do włosów. Rozczesałam moje długie blond włosy, a następnie związałam je w niskiego koka. Wzięłam zmoczonego wcześniej beauty blendera. Wycisnęłam jedną pompkę podkładu na dłoń. Zamoczyłam w nim palec i rozprowadziłam go po twarzy. Jest tak mocno kryjący, że nie musiałabym używać już korektora. Niestety plan wymaga ode mnie mocnego makijażu, żeby nikt mnie nie poznał. Wyciągnęłam korektor i nałożyłam go pod oczy, na czoło i brodę. Na koniec, puder pachnący lawendą i mogłam już przejść do konturowania. Z szafy wyciągnęłam pędzle. Zmiotłam nadmiar pudru i tym samym puchatym pędzlem nałożyłam brązer pod kości jarzmowe przeciągając go lekko na łuki skroniowe oraz czoło. Postanowiłam też wykonturować nos i podbródek. Zmieniłam pędzel na trochę mniejszy i sięgnęłam po róż z brzoskwiniowym pod tonem. Później nałożyłam rozświetlacz, z którym jak zwykle przesadzam, ale niech pierwsza rzuci kamieniem ta, która nie ma słabości do błyskotek. Następnie podkreśliłam brwi żelem oraz utrwaliłam je pomadą. Postanawiam, że dziś zrobię neutralny makijaż oczu, ale wszystko podbiłam neonową, długa kreską oraz mocnymi rzęsami. Na koniec usta pomalowałam wiśniową, matową pomadką.
Spojrzałam na zegarek. Jest już godzina dziesiąta czterdzieści siedem. Denerwuję się. Planowo za około 15 minut powinnam dostać telefon z "pracy", a ja wciąż jestem w totalnej rozsypce. Julia, znaczy Ana musisz się sprężać bo nie zostało dużo czasu.
Zeszłam do kuchni i włączyłam moją ulubioną piosenkę z telefonu i odłożyłam go na blat. Podeszłam do wielkich okien i odsłoniłam zasłony antywłamaniowe. W całym domu od razu zrobiło się jasno. Podeszłam do lodówki i wyjęłam masło oraz ser. Zrobiłam kanapki, a następnie włożyłam je do tostera. Do szklanki nalałam świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy i marchwi. Po paru minutach wyciągnęłam gotowe tosty. W pośpiechu zostawiłam je na talerzu, żeby trochę ostygły. Zerknęłam na zegarek, mam 10 minut.
Poszłam do sypialni. Otworzyłam szafę i wyjęłam z niej czarną perukę, czepek, nożyczki i klej. Poprawiłam mojego koka na głowie i założyłam czepek. Przycięłam go tak jak powinnam i ubrałam perukę oraz utrwaliłam klejem. Po chwili sprawdziłam czy wszystko na pewno dobrze się trzyma. Jest dobrze. Wiedziałam, że nie mogę pozwolić sobie na żadną wpadkę, bo nawet najmniejszy błąd może zrujnować cały plan. Ryzykowałam wiele, swoją wolność, a może i nawet życie, ale niebezpieczeństwo było zbyt duże abym z tego zrezygnowała. Adrenalina była czymś niezbędnym w moim życiu. W skrócie uwielbiałam ryzyko i wszystko co z nim związane.
Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk dzwoniącej komórki. Szybko zbiegłam po schodach na dół do kuchni. Zaczęło się. Już nie ma odwrotu. Gorączkowo odebrałam połączenie i przyłożyłam telefon do ucha.
- Halo?- pytam
- Ana? Potrzebujemy twojej pomocy. Ktoś napadł na mennice. Bądź najszybciej jak dasz radę!- odpowiada wyraźnie nerwowy męski głos.
- O matko! Jak to możliwe!?- próbowałam udawać zaskoczenie, ale nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu. Gdyby tylko wiedzieli, że już od 5 miesięcy wiedziałam, iż właśnie tego dnia zadzwonią do mnie z prośbą o pomoc. Ehh, życie potrafi zaskakiwać.
- Nic nie wiadomo. Potrzebujemy cię jak najszybciej, możesz tam pojechać?
- Oczywiście.- odpowiedziałam. - Będę tam tak szybko jak tylko się da szefie, dowiedzenia.- powiedziałam rozłączając się.Wielki kamień spadł mi z serca. Tak!!! Dostali się, czyli wszystko idzie zgodnie z planem. Teraz czas na mnie. Nie mogę zawieść. Chwyciłam niezjedzonego wcześniej tosta, który swoją drogą był już zimny, po czym pobiegłam na górę do sypialni. Wzięłam z komody wcześniej przygotowaną torebkę i zawiesiłam ją na ramię. Jeszcze ostatnie spojrzenie w lustro, małe poprawki i mogę iść.
Zeszłam po schodach na dolne piętro i skręciłam w prawo do salonu. Zdjęłam obraz ze ściany i położyłam go na ziemi. Wpisałam szybko krótki kod do sejfu i wyciągnęłam starą nokię. Skierowałam się do drzwi wyjściowych. Założyłam czarne szpilki i wyszłam. Zakluczyłam drzwi i wsiadłam do samochodu. Odpaliłam silnik i ruszyłam. Pospiesznie zadzwoniłam pod jedyny numer, który znajdował się na tym starym telefonie.
- Profesorze?- zapytałam, skręcając w lewo.
- Ibizo dobrze, że w końcu dzwonisz. Zaczynałem się martwić.- słyszę, kiedy mijałam ostatnie budynki. W końcu wyjechałam ze strefy mieszkalnej.
- Ja też. Bałam się, że po mnie nie zadzwonią. Zaraz będę jechać pod mennice. Powodzenia profesorze.- mówię mijając drzewa. Pogoda za oknem była bardzo ładna, na niebie nie było praktycznie żadnej chmury.
- Wzajemnie. Pamiętaj o swoim zadaniu. Do usłyszenia. - odpowiedział i się rozłączył.Położyłam telefon na moich kolanach i jechałam dalej. W końcu dotarłam do mojego pierwszego celu. Zaparkowałam samochód na parkingu, zaraz koło mostu. Wyszłam z pojazdu w ręku ściskając stary, czarny telefon. Podeszłam bliżej brzegu rzeki zamachnęłam się i rzuciłam komórkę jak najdalej mogłam. Popatrzyłam jeszcze przez chwilę jak telefon odpływał z prądem. Dobra muszę jechać dalej. Powoli odwróciłam się w kierunku samochodu i wtedy dostrzegłam jakiegoś mężczyznę. Stał i patrzył się na mnie z zaciekawieniem. Gdy zorientował się, że zdaję sobie z tego sprawę, gwałtownie ruszył w drugą stronę. Dziwak. Ponownie wsiadłam do pojazdu. Swoją drogą- nienawidzę tego auta. Czerwone porsche jest chyba starsze niż moja babcia. Jeszcze te niewygodne siedzenia i brzydki odcień lakieru... Masakra. Schyliłam się do schowka i wyjęłam okulary. Założyłam je i spojrzałam na zegarek- jedenasta dwadzieścia cztery. Korzystając z postoju na światłach, wyjęłam z portfela trzy małe urządzenia. Zgadza się, to były podsłuchy. Schowałam je do małej kieszonki w spodniach, tak żeby nie wypadły. Moje pierwsze zadanie polegało na umieszczeniu ich w namiocie policyjnym, nie dając się przy tym złapać.
A poza tym, pewnie zastanawiacie się, jak to się stało, że jestem Ibizą? Długa historia. W skrócie- przez męża. Taka prawda. Od dziecka bawiliśmy się w napady i tym podobne. Jak zaczęliśmy dorastać zabawa zmieniła się w prawdziwe kradzieże na małe, lokalne sklepy i tym podobne.
Po pewnym czasie nasze drogi rozeszły się na kilka lat. Trzy lata później spotkaliśmy się na kolejnym napadzie i wszystko poszło z górki. Wielka miłość, potem ślub i w końcu plan Profesora. Między innymi dzięki tym napadom stać nas na luksusy, na które nie każdy może sobie pozwolić. Oboje obiecaliśmy sobie, że po tym skoku spełnimy każde nasze marzenie i przejdziemy na "rentę".Oczywiście na początku nie kradłam z przyjemności, tylko zmuszała mnie do tego sytuacja rodzinna. Ogólnie w domu nie było za ciekawie. Po tym jak skończyłam dwanaście lat, moja matka nas zostawiła. Ojciec popadł w alkoholizm, stracił pracę, a cała rodzina się od nas odwróciła. Pamiętam, że strasznie to przeżyłam. Właśnie dzięki moim kradzieżom ja i mój tata mieliśmy co jeść.Po około kolejnych dwudziestu minutach dotarłam do celu. Zaparkowałam samochód. Na miejscu było już sporo policjantów, którzy zdążyli rozłożyć namiot do negocjacji. Nie zdziwiło mnie to zbytnio. W takich momentach jak ten, musimy działać błyskawicznie. Wysiadłam z samochodu i natychmiast skierowałam się do namiotu. Obok mnie przejechała karetka na sygnale. Trochę mnie to zaniepokoiło. Pokazałam moją odznakę policjantowi pilnującemu taśmy policyjnej. Odrzucił mnie uważnym wyrokiem, uśmiechnął się, po czym puścił do mnie oczko. Spojrzałam się na niego lekko oszołomiona. Poczułam, że strasznie się czerwienię, ale mam nadzieję, iż pod tą warstwą tynku (makijażu) nikt tego nie widział. Nie patrząc dalej na niego ruszyłam przed siebie pewnym krokiem. Gdy weszłam do środka namiotu od razu złapałam kontakt wzrokowy z Raquel Murillo. Ona i ja złapałyśmy doskonały kontakt dokładnie 4 miesiące temu na dodatkowych szkoleniach. Teraz jesteśmy dobrymi koleżankami. Kiedy to wszystko się skończy będzie jedyną osobą, której będzie brakować mi z tej grupy popaprańców. Od razu skierowałam się w jej stronę. Wiem, że teraz już nie ma odwrotu.
Zabawę czas zacząć.
YOU ARE READING
Dom Z Papieru- Trochę inna historia
RandomZapytacie, czy praca pod przykrywką jest trudna? Nie odpowiem wam na to pytanie. Zapytajcie, czy praca w grupie jest trudna? Kiedy nikt o was nie wie jest cholernie trudna. A czy całe życie może pęknąć jak bańka mydlana? Oczywiście, że może i to w...