4

337 29 8
                                    

Muszę przyznać, że w czasie gdy Raquel nieświadomie poznawała mózg całego napadu byłam tak zestresowana jak nigdy. Profesor nie wspominał mi o tym, iż będzie próbował zaprzyjaźnić się z Murillo, nie sądzę jednak, aby zjawił się tam przypadkiem.

Kiedy wyszłyśmy z baru zaproponowałam Raquel, że podwiozę ją do domu, zanim wrócę do pracy. Kobieta przystała na moją propozycję, wiec tak też zrobiłyśmy. Po pożegnaniu pod jej domem ruszyłam w kierunku mennicy. Zaczynało już świtać. Dojechałam na miejsce. Przez taśmę policyjną przepuścił mnie ten sam mężczyzna co ostatnio. Uśmiechnął się do mnie przyjaźnie, wiec zrobiłam to samo.

-Co ty tutaj robisz?- usłyszałam głos, który najmniej lubiłam.

Rozejrzałam się po okolicy. Zaczynało zbierać się tutaj coraz więcej osób. Zwykłych przechodniów, albo tych którzy pracowali jako dziennikarze i kamerzyści. Policjantów również było coraz więcej.

-Idę, nie widać? Nowe okulary ci kupić?- zapytałam wrednie. Angel był ostatnią osobą, którą chciałam tutaj zobaczyć.

-Widzę- powiedział idąc za mną co mnie wkurzyło. Nie dość, że byłam zmęczona to on się jeszcze przyczepił.- Ale skończyłaś już zmianę razem z Raquel, wiec po co tutaj jesteś. Nie jesteś nam tu potrzebna.

Zatrzymałam się w miejscu. Co za bezczelny gnojek. Wzięłam głęboki oddech, żeby się uspokoić i policzyłam do dziesięciu. Odwróciłam się w jego stronę z wrednym uśmiechem.

- Osobą, która jest tutaj nie potrzebna jesteś ty.- powiedziałam podnosząc prawy kącik ust w uśmiechu oraz brwi.- a jeśli aż tak bardzo, cie interesuje, wścibski grubasie, co tu robię- kontynuowałam prześmiewczo, idąc dalej- wróciłam tutaj po telefon, ale to już chyba nie twoja sprawa.

- Po jaki telefon?- usłyszałam jego zdziwiony głos- przecież wczoraj widziałem cię nad rzeką, jak go wyrzuciłaś.

Julia ty idiotko- skarciłam się w myślach. Nie wiedziałam co mu powiedzieć. Stałam w miejscu, nie pokazując, że jego słowa mnie ruszyły. Chociaż moje nogi robiły się jak z waty.

-Musiałeś mnie z kimś pomylić. Nie pamiętam kiedy ostatni raz byłam nad rzeką, chyba jak byłam mała.

- To na pewno byłaś ty. Umiem rozpoznać koleżankę z pracy.

- Po pierwsze- zaczęłam - to nie byłam ja, po drugie, nie jestem twoją koleżanką. Uważam, że nasza dalsza rozmowa nie ma sensu.- Angel machnął  ręką, a następnie wszedł do namiotu.

Wiedziałam, że nie mogę tak zostawić tej sytuacji. Ten konflikt musiał zostać rozwiązany, a najlepszą osobą, która może mi w tym pomóc był Fabio.

Kiedy miałam już wejść do miejsca pracy, usłyszałam hałas. Drzwi mennicy zaczęły się otwierać, a następnie wyszło z niej kilka osób, ubranych w czerwone kombinezony z maskami oraz bronią. Stałam zahipnotyzowana patrząc na to. Kobieta, która stała na środku zdjęła maskę, przez co wiedziałam, że jest zakładnikiem. Była szczupła i miała kręcone, jak owieczka, blond włosy. Mężczyzna z boku podał jej megafon i ta zaczęła mówić.

-Proszę nie strzelać.- powiedziała - Nazywam się Mónica Gaztambide. Mówię w imieniu porywaczy. Jest nas 67 zakładników. Wszyscy zdrowi. Nie ma ofiar, ani rannych...

Nie słuchałam dalej. Szybkim krokiem weszłam do środka namiotu. Angel i pułkownik Prieto słuchali wszystkiego uważnie.

-Ten z megafonem wydaje rozkazy. Jest porywaczem. Zastrzelmy go.- usłyszałam kiedy do nich podeszłam. - Proszę o pozwolenie na strzał.

Nie mogłam na to pozwolić. Gwałtownym ruchem wyrwałam Angelowi krótkofalówkę przez którą cały czas ktoś się odzywał. Wściekły Angel spojrzał na mnie pretensjonalnym wzrokiem.

Dom Z Papieru- Trochę inna historiaWhere stories live. Discover now