Rozdział 1: Rozmowa o pracę

854 19 2
                                    

Wybierałam się tego dnia na rozmowę o pracę w stacji ratownictwa. Odkąd pamiętam moim marzeniem było bycie lekarzem. Teraz mogę je spełnić w kompletnie nowej roli! Szłam już kawałek, postanowiłam wyjąć słuchawki i posłuchać muzyki. Otworzyłam torebkę i zaczęłam szukać słuchawek. - Ech czego tu nie ma - pomyślałam. Jednak nim zdążyłam włożyć rękę do torby usłyszałam huk. Odwróciłam się i spostrzegłam dwa auta. Jeden samochód wjechał w drzewo, drugi do rowu. Ten w rowie uratował jednak resztę aut, gdyby tego nie zrobił byłby niezły karambol. Jednak nie zmieniało to faktu, że należało pomóc poszkodowanym. W jednej sekundzie zapomniałam o rozmowie o pracę i pobiegłam do samochodu. Na pierwszy rzut w o wiele lepszym stanie był kierowca, który uderzył w drzewo. Otworzyłam drzwi niebieskiej skody i pochyliłam się, aby sprawdzić oddech. Oddychał, jednak był nieprzytomny. Wychyliłam się i nagle zobaczyłam samochód, który się zatrzymał. Wyszedł z niego mężczyzna, starszy, z brodą, bardzo przystojny...

- Co się stało? - jego głos wyrwał mnie z przemyśleń.

- Zderzenie dwóch aut, jestem świadkiem.

- Niech pani wezwie pogotowie, ja się zajmę poszkodowanymi, jestem lekarzem.

- Też jestem lekarzem.

- No to niech pani dzwoni na sto dwanaście, potem zakłada rękawiczki i zajmuje się jednym z nich - wydał mi takie polecenia. Postanowiłam je posłusznie wykonać.

- Ja się zajmę tym w skodzie - dodałam.

***

Jechałem na rozmowę o pracę z nową lekarką i zobaczyłem wypadek. Byłam tam jakaś blondynka, świadek wypadku, podała się za lekarza. Jeden samochód wydawał mi się dziwnie znajomy. Kazałem jej zadzwonić na pogotowie i pozwoliłem zająć mężczyzną w niebieskiej skodzie, wjechał on drzewo, ja podszedłem do samochodu w rowie, w międzyczasie pojawił się inny mężczyzna, którego poprosiłem o rozstawienie trójkąta ostrzegawczego. Podszedłem do samochodu i otworzyłem drzwi, spojrzałem na poszkodowanego: - Jasna cholera, Piotrek? - to mój ratownik, pracuje w stacji.

- Wiktor? - szepnął.

- Piotrek, spokojnie, damy radę, tylko mów co cię boli - starałem się go uspokoić, mi jeszcze udało się zachować zimną krew.

- Niech doktor idzie do tego drugiego... Ja dam radę... - zawsze taki był. Zgrywał kozaka, dodatkowo jest uparty, ale grymas jego twarzy mówił, że cierpi.

- Jest przy nim inna kobieta, ty jesteś chyba w gorszym stanie. A teraz mów co cię boli.

- Lewa noga... Głowa... - zaczął niepewnie wymieniać cały czas siedząc sztywno.

- Dobra, nie ruszaj się, zaraz zobaczymy.

Zacząłem sprawdzać jego stan. Delikatnie zacząłem uciskać jego ciało zaczynając od głowy kończąc na nogach. Obawiałem się o kręgosłup, czy nic się z nim nie stało.

- Urazówka w porządku, chociaż nie podoba mi się trochę klatka Piotruś, no i ta noga. Prawdopodobnie masz wstrząs mózgu.

- A noga? - spytał z przerażeniem. Chyba wiedział, że to może być poważne. Lub go bardzo bolało. To też jest możliwe.

- Złamanie otwarte, zaraz Ci zaopatrzę.

- Dobrze.

Otworzyłem apteczkę i wyjąłem bandaże. Zacząłem stabilizować nogę. Gdy kończyłem Piotrek zaczął ciężej oddychać.

- Piotrek, co jest? - spytałem już trochę przestraszony. Jeśli się zatrzyma może być ciężko.

- N...nie... wie...wiem... - powiedział przerywając przez duszność.

- Pochyl się - pomogłem mu się pochylić i zacząłem podejrzewać odmę opłucnową, jednak nie mogę tego stwierdzić na sto procent bez stetoskopu i nie mogę nic zrobić bez igły, bo tak się robi drenaż, który ją niweluje. Wtedy też zacząłem się bać. Karetki nadal nie było. Bez sprzętu nie mogłem mu pomóc. Dlatego mogłem go tylko obserwować.

- Piotrek, spokojnie, damy radę. Postanowiłem się wychylić i sprawdzić co u blondynki. - Jak u pani?

- Nieprzytomny, oddycha, prawdopodobnie złamane żebra, klatka wiotka, innych obrażeń nie zauważyłam - zdałam mu szybko relację.

- Dobrze, niech pani kontroluje oddech, tak?

- Oczywiście - odparła z lekkim uśmiechem.

- Gdzie ta karetka? Jesteśmy prawie pod szpitalem! - zacząłem się denerwować. Wiedziałem, że jeśli zaraz nie przyjadą to będzie po Piotrku. On jest dla mnie bardzo ważny... Zresztą jak wszyscy moi ratownicy. No i oczywiście Zosia.

- Dok... doktorze... - zemdlał.

W tym momencie musiałem działać szybko. Jego życie było w moich rękach.

- Jasna cholera, Piotrek! - sprawdziłem puls na tętnicy promieniowej - brak. Następnie oddech - nie oddychał. - Piotrek! - powiedziałem. Musiałem wyjąć go z auta. Nie było to łatwe, ale udało się. Po tym jak go wyjąłem natychmiast rozpocząłem reanimację. To właśnie w tym momencie musiałem walczyć. Nie mogłem się poddać. Trzydzieści ucisków i dwa wdechy. To go może uratować, ale dopiero wtedy, gdy usunę odmę. A to zrobię dopiero, gdy przyjedzie karetka. Inaczej nie będę w stanie przywrócić mu rytmu serca. To była beznadziejna sytuacja. Piotrek zaczął umierać na moich oczach. A ja musiałem go uratować. Zostało mi tylko czekanie na karetkę i masaż. To też robiłem, mając nadzieję, że karetka przyjedzie za chwilę. To była na prawdę beznadziejna sytuacja i śmiertelnie poważna.

Wir życia - Na SygnaleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz