"Czekaj, wariatko!"

1.3K 78 15
                                    

Scorpius

Podchodząc do swoich rzeczy, miałem ochotę pieprznąć w nie mocno zaklęciem. Doskonale wiedziałem, że komentarz o predyspozycji mojej różdżki do czarnej magii, nie zostanie pominięty. Złość opanowała moją głowę, a jeżeli się nie opanuje, zawalę pierwsze zadanie po całości. Zamknąłem oczy, próbując się uspokoić. Brakowało jedynie komentarza o ojcu Śmierciożercy. Takie przytyki, mimo że przez ostatnie lata pojawiały się rzadziej, to nadal wracały w różnych kłótniach i pomówieniach osób, które mnie nienawidziły. Nie, żeby obchodziło mnie ich zdanie. Miałem je głęboko w poważaniu, ale nikt nie miał prawa obrażać mojego ojca, chociaż i mi się to zdarzało, nawet bardzo często.

Otworzyłem oczy, sięgając po ten durny zegarek, jednak nie tylko on znajdował się wśród moich rzeczy. Podniosłem mały flakonik i przyczepioną do niego karteczkę. Czytając, co było napisane, uśmiechnąłem się kącikiem ust.

Eliksir chroniący przed ogniem.

Wypij go tuż przed rozpoczęciem zadania, będzie działał przez godzinę. Poczujesz oblodzenie ciała. Uchroni cię przed wszelakim ogniem.

Nie spieprz tego Malfoy.

Zwinąłem pergamin i schowałem go bezpiecznie do kieszeni, która na szczęście była zasuwana. Rozejrzałem się po całym pomieszczeniu, szukając osoby, która podrzuciła mi prawdopodobnie przepustkę do wygrania tego zadania. Przy wyjściu mignęły mi długie, rude włosy, zacząłem iść w tamtą stronę.

— Panie Malfoy, zaczynamy zadanie.— powiedziała McGonagall, pokazując na wejście, prowadzące na "scenę". Z westchnieniem ruszyłem za pozostałymi.

Całe trybuny były wypełnione ludźmi. Uczniowie i nauczyciele oraz ważne osobistości z ministerstwa. Razem z dwójką pozostałych uczestników, ustawiliśmy się, czekając na szczegóły zadania.

— Moi drodzy!— zaczął szef Departamentu Magicznych Gier i Sportów Teodor Lindman, który wcześniej sprawdzał nasze różdżki.— Zaczynamy oficjalnie pierwsze zadanie Turnieju Trójmagicznego!— rozniosły się oklaski, po całych błoniach.— Dzisiaj, nasi uczestnicy będą mieli tylko godzinę, aby w Zakazanym Lesie odnaleźć i przynieś tutaj Gałązkę Ognia Gubraitchian, chronioną przez skomplikowane zaklęcia ogniowe, ale i nie tylko! Dozwolone są wszelkie znane sposoby ochronne. Wasz czas zaczyna się...Teraz!— wytłumaczył.

Wystartowaliśmy, w tej konkurencji liczył się czas. W biegu odkręciłem flakonik i duszkiem wypiłem eliksir, od razu czując, jakby moje ciało było zrobione z lodu. To oznaczało, że eliksir działał odpowiednio. Po przekroczeniu linii lasu, w duchu podziękowałem za ten eliksir. Wysokie drzewa wszędzie były otoczone żywym ogniem, który jednak ich nie podpalał. Wyciągnąłem różdżkę, nie zatrzymując się.

— Aquamenti!— krzyknąłem głośno w stronę płomieni, które stały mi na drodze. Nic to jednak nie dało. Nie myśląc długo z zamkniętymi oczami i zasłaniając twarz dłońmi, wbiegłem w płomienia z nadzieją, że specyfik zadziała.

Otworzyłem oczy, zauważając, że stoję w samym środku płomieni.

— Dobra jesteś Dziennikareczko.— uśmiechnąłem się kącikiem ust i zacząłem biec, kierując się tym, gdzie ognia jest więcej.

Parę razy zahaczyłem o jakieś cholerne badyle, ale mimo to ani na chwilę się nie zatrzymałem. Nie miałem pojęcia, gdzie znajdowali się moi rywale, ale nie miało to dla mnie znaczenia. Liczyła się wygrana. Nagle zza drzew i zarośli zaczęły wychodzić szkarłatne stworzenia, z których pyska wychodziły płomienie ognia. Zakląłem w duchu, ogniste salamandry i to w takiej ilości oznaczały, że stamtąd skąd przyszły jest o wiele więcej ognia niż tutaj. To oznaczało jedno– byłem blisko celu.

Scorose |To zawsze byłeś Ty|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz