Rozdział 4

16 1 0
                                    


Dokładnie dwa dni temu Emmet opuścił szpital i wrócił do klasztoru. Niestety nadal musiał dużo odpoczywać, dlatego przez większość czasu leżał w łóżku. Wykorzystywał ten czas, na czytaniu książek, żeby znaleźć jakieś informacje, które się przydadzą w razie nieudanej misji z platynowymi rękawicami. Również sięgał po książki fabularne, żeby chociaż trochę zabić monotonność. Lubił czasem sobie posiedzieć i odpocząć w spokoju, ale trwało to już za długo i zaczynało go męczyć. Znalazł jeden plus w tej sytuacji, nie musiał leżeć kilka tygodni, by rana się zagoiła, tylko kilka dni.

Usłyszał skrzypienie drzwi i wtedy położył książkę na biurku. Lider drużyny go odwiedził, tym razem nie posiadając swojego stroju wojownika. Ubrany był w zwykłą szarą zapinaną bluzę z kapturem i ciemnozielone jeansy.

- Hej, przyszedłem sprawdzić, czy wszystko z tobą w porządku, bo dawno nie dzwoniłeś. - Usiadł na krześle, które stało obok łóżka.

- Bo niczego nie potrzebowałem i zaczytałem się, ale nic ciekawego nie znalazłem. - Westchnął odrobinę zawiedziony. - Chciałbym w końcu móc iść dalej niż do łazienki.

- Wiem, co czujesz. Nieraz miałem jakieś kontuzje i byłem zmuszony leżeć i nic nie robić. - Uśmiechnął się do niego. - Minęły już trzy tygodnie od waszego przybycia. Nic dziwnego, że się niecierpliwisz powrotem do domu. Pewnie ty i Rex chcielibyście już tam wrócić.

- Tak, ale są też tego plusy. Dzięki temu mogę poznać nowy świat, a nawet wystąpiłem w tańcu na wrotkach i uratowałem chłopca! Jest naprawdę wiele plusów!

- Myślisz bardzo pozytywnie, zawsze szukasz jakieś pozytywne strony każdej z sytuacji. - Stwierdził, będąc pod wrażeniem.

- Tak, pozwala to spojrzeć na świat z lepszej perspektywy. Przynajmniej w moim przypadku.

- Rozumiem. - Wstał z krzesła. - Ja muszę na razie iść, ale gdybyś czegoś potrzebował, to pamiętaj, że masz mój numer i innych ninja też. Ale teraz do innych nie dzwoń, bo tylko my jesteśmy w klasztorze. - Skierował się w stronę drzwi.

- Dobrze i jeszcze raz dziękuję za troskę! - Powiedział zanim Lloyd wyszedł z jego pokoju.

***

Mistrz ognia czekał na swoją dziewczynę przed oceanarium. Siedział na ławce, która znajdowała się w pobliżu. Noga mu przez niecierpliwość drgała, ponieważ Skylor nie miała w zwyczaju się spóźniać. Czasami przychodziła nawet wcześniej niż planowali, jednak mijało już dziesięć minut, a jej jeszcze nie było. Najdziwniejsze jest to, że nie odbierała telefonów. Zrozumiałby, gdyby wpadła w korek, wtedy przecież mógł poczekać, ale nie dała żadnego znaku życia. Zawsze odbierała, a może telefon jej się popsuł?

- Czekasz na Skylor, Kai? - Zapytała Nya idąc pod ramię ze swoim chłopakiem.

- Tak, spóźnia się. - Potwierdził z niepokojem, jego twarz wyglądała na strapioną. Zamrugał szybko i otrząsnął się z najgorszych myśli. - A wy gdzie idziecie?

- Też na randkę! - Lrzyknął ucieszony Jay. - Idziemy na basen. Nya stwierdziła, że trochę pobawi się wodą.

- Tak, ale ty nie baw się prądem, bo jeszcze komuś stanie się krzywda. - Poradziła mu.

- Dobra, dobra. Wcale tego nie planowałem. - Zaprzeczył od razu, wyraźnie kłamiąc. Jego głupi uśmiech zdradzał wszystkie figlarskie intencje.

- A ja pojadę do Skylor. - Poprawił swoją bluzkę i wszedł do swojego auta bez dachu. - Od piętnastu minut jej nie ma, a wiecie, że się nigdy nie spóźnia. - Odpalił swój samochód.

Droga do domuWhere stories live. Discover now