Rozdział 6

7 1 0
                                    


Kai, Emmet, Nya i Rex siedzieli przy stole w jadalni i grali w tysiąca. Rodzeństwo pierwszy raz grało w te grę, ponieważ w tym wymiarze nie stworzono takiej gry, ale szybko się jej nauczyli.

- Wygrałem! - Krzyknął nagle Mistrz Ognia.

- Masz tysiąc na minusie, a nie na plusie. - Rex podniósł do góry zeszyt z aktualnymi wynikami.

- Nie mówiliście, czy ma być tysiąc na plusie, czy minusie. Tysiąc to tysiąc! - Upierał się przy swoim.

- Bracie, ogarnij się. - Pociągnęła go za rękaw, żeby usiadł. - Mówili, że ma być na plusie, więc nie wypieraj swojej porażki.

- Pewnie jeszcze jedna runda i okaże się, kto wygra. - Niebezpiecznik potasował karty i rozdał je wszystkim. Jemu nie szło zbyt dobrze, poneważ posiadał zaledwie 400 punktów, Emmet 910, a Nya 890. Teraz wygrana zależała od tego, jak karty im się ułożyły. - Dajecie coś?

Kai i Emmet odpowiedzieli zero, a Nya musiała zebrać trzy karty z przymusu. Wzięła je i obejrzała. Po jej niewielkim uśmiechu łatwo było stwierdzić, że jest na wygranej pozycji. Oddała dwie karty współgraczom i położyła swoje.

- Same czerwienie! - Wstała ze stoły i uformowała z wody napis Wygrałam - Naprawdę fajna gra, może innych też nauczymy w nią grać? Byśmy sobie czasem pograli.

- Naprawdę ,iło się z wami grało. - Przyznał Emmet - Już się nie mogę doczekać kolejnej rozgrywki!

***

- Ile to już czasu minęło odkąd oni mieszkają z nami? - Spytał Lloyd unikając jednocześnie strzały Białego Ninja.

- 66 dni, trzy godziny i dwadzieścia minut. - Wyjął swoje shurikeny i rzucił nimi. Jeden trafił w nogawkę Lloyda, co spowodowało jego upadek, gdy próbował uciec. - A i zapomniałem o 12 sekundach.

- Au... - Masował tył pleców, ponieważ tam go najbardziej zabolało - Nie musiałeś być tak precyzyjny. Pamiętaj, że moja rana niedawno się zagoiła!

- Wiem, jednak staram się zawsze robić wszystko z precyzją. - Wyciągnął do niego dłoń i pomógł mu wstać - Zauważyłem, że powodem twoich błędów nie jest tylko przerwa medyczna, ale także rozkojarzenie. Coś ciebie martwi?

- Może trochę. - Otrzepał swój strój z piasku. - Po prostu dużo myślę nad niektórymi sprawami. Wiesz, że czasem tak mam.

- To fakt, - Mistrz Lodu zgodził się z nim - jednak nawet wtedy nie dekoncentrujesz się w takim stopniu, ale jeżeli nie chcesz, to nie musisz mówić. - Zauważył zakłopotaną twarz swojego przyjaciela. W dodatku kopał czubkiem buta o ziemię, a to oznaczało, że chodzi o coś dla Lloyda osobistego. Zane już dawno rozpoznał naturalne sygnały, które obnażały uczucia jego przyjaciół.

- Sam nie wiem, chyba po prostu jestem trochę zauroczony, ale to raczej nic poważnego. - Pomachał rękami w zaprzeczeniu.

- Boisz się, że Emmet okaże się zły, tak jak Harumi, czy po prostu obawiasz się odrzucenia? - Zapytał z troską.

- Chyba jedno i drugie. Ej... skąd wiedziałeś, że chodzi o Emmeta?

- Akurat teraz użyłem bardziej swojego szóstego zmysłu niż bazowania na faktach, ale też dostrzegłem u ciebie kilka oznak zauroczenia, jednak nie byłem w stu procentach przekonany, czy to na pewno jest te uczucie. - Uśmiechnął się, usiadł na ławce i poklepał miejsce obok siebie zachęcając Lloyda, żeby usiadł.

- Pozbyłem się myśli, że on może stać się zły lub że może mnie odrzucić, ale teraz martwię się czymś innym. - Przysiadł się do niego.

Droga do domuWhere stories live. Discover now