Sprawdzałam akurat eseje moich kochanych Puchonów z 6 roku, gdy dostałam wezwanie do dyrektora. Trochę zdziwiona, ale też trochę przyzwyczajona do ciągłych ataków na mugolaki ruszyłam do Dumbledore'a. Przy kamiennej chimerze wypowiedziałam hasło i weszłam do gabinetu pełnego nauczycieli. Ciocia Minnie wyglągała na bardzo zmartwioną, Lockhart poprawiał włosy w odbiciu gabloty, a Snape jak to Snape ciągle miał taki sam wyraz twarzy. Kiedy zjawiła się reszta nauczycieli Dumbledore wstał i ze smutkiem oznajmił, że niestety szkołę trzeba zamknąć, ponieważ potwór z komnaty porwał Ginny Weasley, siostrę moich ulubionych uczniów. Lockhart oczywiście przechwalał się, że on wie gdzie jest Komnata Tajemnic.
- Skoro tak wiesz to proszę, idź i uratuj dziewczynkę, Gilderoy. - odezwał się Snape. Lockhart zaczął się plątać i wyszedł mówiąc, że musi się przygotować.
Spędziliśmy resztę dnia w gabinecie Dumbledore'a czekając na decyzje rady nadzorczej. Koło godziny 4 po południu przybyli rodzice Ginny Weasley, więc nauczyciele wyszli i została z nimi i Dumbledorem tylko McGonagall jako opiekunka domu. Poszłam do pokoju wspólnego Puchonów, gdzie była już tam Pomona i przysiadłam na kanapie obok piątoklasistów. Żeby się czymkolwiek zająć uczniowie grali w eksplodującego durnia, szachy czarodziejów lub próbowali sklecić jakąkolwiek rozmowę. Ja czytałam książkę, którą właściwie znam na pamięć, bo Bathilda Bagshoot jest jedną z moich ulubionych autorek. Jednak mimo przyjemnej lektury czas płynął niemiłosiernie wolno. Skrzaty donosiły w tym czasie trochę jedzenia, bo było wiadomo, że nikt nie chciał wychodzić. Cały czas jednak atmosfera między wszystkimi była napięta.
Koło osiemnastej Pomona została wezwana do Dumbledore'a, a następnie przyszło moje wezwanie. Wyszłyśmy z pokoju wspólnego i skierowałyśmy się do gabinetu dyrektora. Okazało się, że to Harry razem z bratem Ginny uratowali dziewczynkę, a Lockhart stracił rozum. Nie szkoda mi go. Ale jak to możliwe że dwunastoletni chłopak pokonał trzydziestometrowego bazyliszka? Tego się chyba nigdy nie dowiem. W każdym razie dobrze, że już jest po wszystkim. Zostaje tylko jeszcze kilka tygodni i wakacje i rok następny. No i tak do końca życia.
***
Połowa lipca. Siedzę w domu, piję herbatę i oglądam film na mugolskim telewizorze. Film nagle został przerwany przez wiadomości.
- Przepraszamy, że przerywamy, nadeszła wiadomość o zbiegu z więzienia seryjnego mordercy Syriusza Blacka, który kilkanaście lat temu zamordował 12 osób na ulicy w biały dzień. Prosimy o ostrożność i uwagę. Jeśli ktokolwiek go widział, prosimy o kontakt. Black może sie czaić wszędzie. Z czasem podamy więcej wiadomości. - podano portret i numer do zawiadamiania w ekranie. Siedziałam jak wryta. Ten cholerny zdrajca uciekł i co? Teraz się bedzie chciał zemścić? Ale na kim? przez głowę przebiegało mi setki myśli. Najpierw pomyślałam o sobie, ale jednak myśli skręciły na inny tor. Co jeśli chce dokończyć swoje dzieło i unicestwić jeszcze Harry'ego...?
Wyszłam z domu. Chciałam się wyładować. Uciekł, jakim cudem? Mam nadzieję, że wpadnie w moje ręce, a zrobię mu piekło gorsze niż miał w Azkabanie. To mogę zagwarantować.
Zawędrowałam do lasu i usiadłam pod drzewem z cichym westchnięciem. Sięgnęłam do włosów i ściągnęłam z nich moją piękną spinkę z lilią. Ciągle intensywnie pachnie czekoladą. Ciągle pachnie Peterem. I pomyśleć, że nasze zaręczyny odbyły się tydzień przed jego śmiercią. Doskonale pamiętam ten dzień. Uklęknął w parku przy jeziorze. Zgodziłam się od razu oczywiście. To było urocze, ale niestety przez tego pieprzonego Blacka nie mam ani męża, ani rodziny. Wszystko zepsuł, zdrajca. Chcę czuć i widzieć jego cierpienie w moich rękach. Chcę słyszeć jak błaga o śmierć. Chcę, żeby cierpiał miliard razy bardziej od jego ofiar. Od Lily i Jamesa. Od Petera. Od Harry'ego.
YOU ARE READING
Naiwna // Remus Lupin
FanfictionByłam Puchonką, mądrą i odważną Puchonką. Dlaczego Hufflepuff? Spytajcie Tiary. Jednak mnie zastanawia inna rzecz, dlaczego... dlaczego on umarł?