12.

138 9 7
                                    

Odkąd Lupin zaczął uczyć, byłam jakby szczęśliwsza? Tak, chyba można tak powiedzieć. Codziennie spędzaliśmy razem czas i codziennie w jakimś momencie spotkania przychodziły ponure myśli. Niestety zbliżała się pierwsza pełnia Remusa i nie było opcji, żebym nie spędziła jej z nim. Nie było słów, które odwiodłyby mnie od tego pomysłu, a Remus to wiedział i koniec końców odpuścił. Jedyne co pozostało, to czekać do pełni. 

Dokładnie trzydziestego września, pod osłoną nocy, szłam z Remusem do tunelu pod bijącą wierzbą. Remus jednym sprawnym ruchem różdżki unieruchomił drzewo i wtaszczyliśmy się do tunelu. Usłyszałam to westchnięcie pełne bólu.

- Wszystko okej? Remus? - odwrócił się do mnie ze smutkiem w oczach. Sama westchnęłam.

- To nie chodzi o pełnię, prawda? - znów westchnął i nie odpowiadając, ruszył dalej tunelem do Wrzeszczącej Chaty. Tam zastał nas widok pozostawionego sprzed piętnastu laty nieporządku. Od razu wróciły bolesne wspomnienia.

- Która jest? - zapytałam. Remus spojrzał na zegarek na ręce.

- Dochodzi dwudziesta druga, przemień się. - mruknął. Zrobiłam co kazał. Po chwili, zamiast mnie, niskiej blondynki o bardzo kobiecych kształtach stał mały, brązowo-szary wilk, wiem, że tylko oczy zostały takie same. Spojrzałam na Remusa. Po raz pierwszy odkąd zaczęła się rozmowa o pełni szeroko się uśmiechnął. Uwielbiałam ten uśmiech, można nawet rzec, że kochałam. Podbiegłam do mężczyzny, który siedział oparty o ścianę Chaty i położyłam mu łeb na kolanach. Od razu poczułam jego palce za uszami. Doskonale wiedział i pamiętał, gdzie najlepiej się mnie tyrtoli jako wilka haha.

Jednak sielanka nie trwała długo. Jakąś godzinę później poczułam, jak cały się napina. To była oznaka, że trzeba było mu dać chwilowy spokój, więc schowałam się pod zniszczonym łóżkiem bez jednej nogi. Kiedy Remus zaczął się zmieniać, poczułam ukłucie w sercu. W sumie, nie tylko w sercu. Z każdą transformacją jego każdej kości, kostki, kończyny, czułam, jak bardzo również mnie to boli. Ale to był nie tylko ból fizyczny, ale też psychiczny. 

Jakoś po niecałej godzinie skamlenie i jęki ucichły. Wyszłam spod łóżka. Na podłodze, skulony, leżał wilkołak. Cały siwy, ze zmęczonym spojrzeniem, nie przypominał dawnego wilka Remusa. Tamten wilk był zupełnie inny. Był równie duży, ale zawsze moją uwagę zwracała miękka, błyszcząca i gęsta sierść w kolorze ciemnego blondu, ze smutkiem stwierdziłam, że tamten Remus już zniknął. Nawet piękne, złocistomiodowe oczy z domieszką zielonych plamek jakoś przygasły. 

Trąciłam go nosem. Podniósł łeb i patrzył na mnie, próbując sobie mnie przypomnieć. Cicho zawyłam mając nadzieję, że mi odpowie. Na szczęście doczekałam się odpowiedzi i wstał. Ostrożnie otarłam się łbem o jego łapę, co przyjął dobrze. Ciągle się oglądał, kiedy go okrążałam obwąchując go. Zapach też się zmienił, pamiętałam jego zapach jako słodką czekoladę z truskawkami, teraz ciągle pachniał czekoladą, ale gorzką, pozbawioną radości życia. Spojrzałam w jego duże ślepia. 

Znów go trąciłam i odbiegłam trochę, chcąc zobaczyć, czy pójdzie za mną. Chwilę mu zajęło na ogarnięcie, aż w końcu podszedł do mnie i sam mnie trącił nosem. Oddałam mu i znów odbiegłam, a wilkołak chyba zaczął rozumieć zabawę. Przez całą pełnię goniliśmy się wzajemnie po Chacie. Był to powrót do wspomnień. Do przepięknych szkolnych wspomnień. 

Koło trzeciej nad ranem księżyc zaczął schodzić z nieboskłonu, więc Remus zaczął się zmieniać z powrotem. Znów wycofałam się pod łóżko i spokojnie obserwowałam przemianę. Gdy się skończyła, okryłam nagiego, zmęczonego i półprzytomnego Remusa kocem i już w ludzkiej postaci położyłam się obok niego, kładąc mu głowę na ramieniu. Zasnęłam.

Naiwna // Remus LupinWhere stories live. Discover now