5. Screed

288 20 0
                                    

- Tak jakby. - odwarknąłem i wstałem, po czym zauważyłem, że zrobiła to samo, podając mi rysunki. Wgapiłem się w nią, nie mogąc uwierzyć w to, kim jest.
- Mam coś na twarzy? - zaśmiała się.
- Nie, ja tylko.. - zacząłem, nie wiedząc od czego mam zacząć.
- Nazywam się Rose. - powiedziała, podając mi rękę.
Zmarszczyłem brwi zaskoczony (ale szczęśliwy,. że ją widziałem) dlaczego mi się przedstawiła, ale doszedłem do wniosku, że to przez deszcz.
- Jack. - odpowiedziałem pewny, że wyraz jej twarzy zmieni się. Złapałem ją za rękę i pocałowałem w wierzch dłoni. Rose zarumieniła się lekko, po czym zasłoniła twarz włosami, abym tego nie zauważył.
- Cóż, Jack. Chcesz, żebym odwiozła cię do domu? - zaproponowała. - Wyglądasz na roztrzęsionego. Parsknąłem śmiechem. - Co cię tak śmieszy? - zapytała, zakładając ręce na biodra i udawała naburmuszoną, przez co jeszcze bardziej chciało mi się śmiać.
- Prędzej wyłysieję, niż wsiądę z kobietą do auta.
- Jesteś takim seksistą! - krzyknęła, uderzając mnie w pierś. - Swoją drogą, czy to nie zakole Ci się tu robi?
- Zakole to ty masz na czole. - odpowiedziałem.
- To najbardziej kiepski żart, jaki w życiu usłyszałam! - powiedziała, podnosząc oba kąciki ust ku górze.
- A jednak się zaśmiałaś. To przez mój urok osobisty czy najbardziej kiepski żart? - spytałem, udając jej piskliwy głosik.
Nie zrozumcie mnie źle, kochałem go, ale był zabawny!
- Podwieźć cię do domu? - zapytała.
- Z przyjemnością, Madam.
Oboje udaliśmy się na parking z pięknymi samochodami. Zatrzymaliśmy się obok czarnego, błyszczącego pojazdu, który najlepiej się prezentował.
- Woah, musisz mi dać go kiedyś poprowadzić. - powiedziałem.
- Skąd wiesz, że się jeszcze spotkamy? - zapytała, wsiadając za kierownicę.
- Bo mnie lubisz, Rose. - odpowiedziałem, pewny siebie.
- Jesteś taki arogancki!

Rose's POV
- Jesteś taki arogancki! - Odpaliłam samochód i ruszyłam w drogę. - Gdzie mam jechać?
- Wiesz, gdzie jest sklep Martino przy Caneval Street? - zapytał, na co przytaknęłam głową - Mieszkam niedaleko. Możesz mnie tam wysadzić.
Kątem oka zobaczyłam, że przyglądał się obiciu pod przednią szybą samochodu.
- Tapicerka z tysiąc osiemset osiemdziesiątego pierwszego?
- Tysiąc osiemset osiemdziesiątego drugiego. Wyprodukował ją Christian McCandy. - odpowiedziałam.
- Woah, gdzie ją zdobyłaś? - zapytał.
- Przyjaciel mojego narzeczonego miał do sprzedania. To nic takiego.
- Chyba dla ciebie. - odpowiedział, na co spaliłam buraka na twarzy.
Jasne idiotko, płacisz tysiące za tapicerkę, a on chodzi w przetartych spodniach.
- Przepraszam. Nie miałam nic złego na myśli. - powiedziałam szczerze
- Cóż, bieda nad pieniędzmi ma przewagę, przynajmniej nie przeminie.
Parsknęłam śmiechem.
- Nie bieda nad pieniędzmi, tylko brzydota nad urodą. - odpowiedziałam, zatrzymując się na czerwonym świetle. - Jak ty to robisz? Jesteś taki dumny ze wszystkiego co masz.
- Wiesz czym jest elaborat? - zapytał, ale pokiwałam przecząco głową, zachęcając go do kontynuowania. - Jest to obszerne, pisemne zagadnienie, merytorycznie poprawne, ale pozbawione twórczego zamysłu. - przerwał, patrząc czy go słucham. - Nie chcę, aby moje życie takie było. Nie chcę żyć w teorii.
- Jesteśmy na miejscu. - powiedziałam.
- Dziękuję, Rose. - usłyszałam i poczułam jego usta na moim policzku, bardzo blisko kącika. Nie zaprzeczyłabym, że mi się nie podobało, ale było to niestosowne, zważywszy na to, że miałam narzeczonego.
- Spotkam Cię jeszcze? - zapytałam.
Po przemyśleniu tego, co powiedziałam, zrobiłam się cała czerwona na twarzy i zarzuciłam włosy tak, aby zasłoniły moje policzki, a następnie usłyszałam śmiech. Kątem oka widziałam, jak wyciągnął z kieszeni ołówek i kartkę papieru, a później napisał cyferki na niej, a następnie miją podał.
- To mój numer telefonu, jeśli najdzie Cię ochota na przemyślenia, po prostu zadzwoń. - odpowiedział.
Wzięłam ją do ręki i zobaczyłam zamykające się drzwi.
- Do zobaczenia.
- Do zobaczenia. - odpowiedziałam.

Titanic: destinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz